piątek, 5 maja 2017

"Ostatni list od kochanka", Jojo Moyes - recenzja

Czy słowa pisane mogą przekazywać równie silne emocje co rozmowa w cztery oczy lub chociażby przez telefon, który pozwala wszak wychwycić rozmaite niuanse w samym tonie czyjegoś głosu? To w dużej mierze zależy od tego, z jak wyczerpującą treścią tekstu mamy do czynienia. Dłuższe, pełne pasji listy potrafią zdradzić naprawdę wiele. Królujące dziś zdawkowe SMS-y już niekoniecznie, ale nie tylko nad tą kwestią pochyla się brytyjska autorka Jojo Moyes.

Powieść pt. „Ostatni list od kochanka” to przeplatające się historie dwóch kobiet, których bliższe poznanie możliwe jest za sprawą rozbicia akcji na dwie główne linie czasowe – teraźniejszość oraz lata sześćdziesiąte minionego stulecia. Każda z bohaterek uwikłała się w skomplikowane relacje miłosne. Dziennikarka Ellie Haworth, która stanowi centralną postać we współczesnych partiach utworu, romansuje z żonatym facetem. Natomiast pierwsze skrzypce we fragmentach, kiedy to cofamy się do przeszłości, gra Jennifer Stirling – (nie)perfekcyjna pani domu, zdradzająca męża z pewnym reporterem. Obie protagonistki często wymieniają się też wiadomościami z obiektami swych namiętnych uczuć, dzięki czemu czytelnicy otrzymują dokładny wgląd w różnice, jakie dzielą poszczególne typy korespondencji.

Co istotne, ów styl pisania stanie się przedmiotem snutych przez Ellie rozważań. Publicystka natrafia przypadkowo na prywatne listy z dawnych lat, przeczesując archiwalia, które mogłaby wykorzystać do nowego artykułu. Wzruszona tajemniczymi wiadomościami, postanawia podążać ich tropem i przeprowadzić swoiste śledztwo, by dowiedzieć się, jaki był finał miłości zrodzonej pomiędzy panią Stirling a Anthonym O’Hare, czyli tym trzecim. To zresztą słowa kochanka Jennifer tak mocno ujmują pannę Haworth, której historia z przeszłości udzieli pod pewnymi względami lekcji na temat problemów sercowych oraz życia ogółem. Przesiąknięte intymnymi emocjami notki od Anthony’ego intensyfikują także refleksje Ellie dotyczące SMS-ów oraz maili, jakie przysyła żurnalistce John – zajęty oblubieniec. Niemniej i bez tego bohaterka poświęca wiele czasu na różnorakie interpretacje króciutkich tekścików od swojego amanta, zarazem zastanawiając się, czy ten szczerze ją kocha, a co za tym idzie – czy byłby gotów do porzucenia własnej rodziny.

Podczas lektury w oczy rzuca się poprzedzanie rozdziałów skrawkami korespondencji osób, które nie biorą udziału w perypetiach Ellie ani w retrospekcyjnej historii Jennifer (maile, listy itd.). Z jednej strony, to interesujący zabieg patrząc przez pryzmat zabawy z formą oraz problematykę wyrażania uczuć za pośrednictwem samego tekstu. Z drugiej zaś, kompletnie do mnie nie przemówił, acz rozumiem ogólny cel takiego posunięcia. Cóż, przynajmniej to bardzo krótkie przerywniki, które nie zajmują nawet całej strony. Można zatem nie zwracać zbytniej uwagi na te niekiedy irytujące wstawki. Najbardziej liczy się wszak właściwa treść, która ukazuje losy głównych protagonistek. Sęk w tym, iż tu również mam zastrzeżenia. Nie zrozumcie mnie źle, bo nie zamierzam zjechać książki od góry do dołu. Na coś takiego recenzowany tytuł po prostu nie zasługuje, gdyż autorka zawarła w swoim utworze parę trafnych przemyśleń. O miłości, podejmowaniu trudnych decyzji, odcinaniu się od psychologicznie toksycznych rzeczy oraz generalnie o tym, co ważne dla nas i ludzi, których dosięgają konsekwencje naszych poczynań. Szkoda jednak, że wkradło się za dużo dłużyzn. Dlatego przedstawione wydarzenia zaangażowały mnie dopiero gdzieś tak w drugiej połowie powieści. Potem na szczęście było lepiej, a w okolicach zwieńczenia autentycznie się wzruszyłam.

„Ostatni list od kochanka” to pozycja, po odłożeniu której mam dość mieszane odczucia. Są skłaniające do refleksji plusy, lecz nie zabrakło także poważnej wady w postaci nudy, jaka zdominowała sporą część tejże książki. To niemały minus zważywszy na dotykającą sfery emocji tematykę. Ale pomimo tego, iż nie wszystko mi się tutaj spodobało, nie nazwałabym owej lektury marnotrawstwem czasu. Nie zniechęciłam się też do Jojo Moyes tak, by omijać odtąd twórczość pisarki z daleka. Skoro tym razem było letnio, oby następne spotkanie z prozą angielskiej literatki bardziej przypadło mi do gustu, zwłaszcza że na czytelniczym celowniku umieściłam powszechnie chwalone „Zanim się pojawiłeś”.



-------------------------------------------------------------------
Tytuł polski: Ostatni list od kochanka
Tytuł oryginalny: The Last Letter From Your Lover
Autor: Jojo Moyes
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 496

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.