Do dziś pamiętam
ten moment, kiedy jako Kate Walker postawiłam wirtualną stopę w alpejskim
miasteczku Valadilene. Nowojorska prawniczka przyjechała tam, by sfinalizować
sprzedaż lokalnej fabryki automatów, lecz załatwianie formalności przerodziło
się wkrótce w podróż przez duże P. Pełną wewnętrznej magii pogoń za marzeniami,
co dla samej Kate stanowiło okazję do gruntownego przewartościowania swojego
życia. I ja nigdy tego czaru nie zapomnę, zawdzięczając dwóm pierwszym częściom
sagi piękne, niesamowite wręcz doświadczenie. A czy długo oczekiwana „trójka”,
nad którą czuwał ojciec serii – Benoît Sokal, roztacza wokół siebie równie
cudowny urok? Cóż mogę rzec – to wciąż Syberia, acz trawiona przez różne
niedoskonałości.
Fabuła
przygodówki rozgrywa się po wydarzeniach przedstawionych w kultowych
poprzedniczkach. Jak pokazuje otwierający produkcję filmik, panna Walker leży
pośród syberyjskich śniegów wycieńczona i bliska wyzionięcia ducha, ale z
pomocą przychodzi jej koczownicze plemię Jukoli. Niedługo potem nomadowie
zatrzymują się w granicach miejscowości o nazwie Valsembor, zaś Kate trafia do
tutejszego szpitala, gdzie ląduje także Kurk – przewodnik wędrowniczego ludu.
Niestety, wśród personelu placówki nie brakuje pracowników leczących pacjentów
w taki sposób, by ich nie wyleczyć. Ściślej rzecz ujmując, pewnej pani doktor
wybitnie zależy na przetrzymaniu dwójki protagonistów wewnątrz szpitalnych
murów, a w szerszej perspektywie uniemożliwienie Jukolom kultywowanej od dawien
dawna pielgrzymki. Co więcej, Olga Jefimowa, bo tak na imię ma owa lekarka od
siedmiu boleści, kolaboruje z grupą wojskowych, dowodzoną przez groźnego
jednookiego jegomościa.
Nie
zdradzę wielkiej tajemnicy pisząc, iż nie spędzimy całej gry w pechowym
ośrodku. Wydostawszy się na zewnątrz, Kate kontynuuje wraz z Jukolami i ich
śnieżnymi strusiami rytualną wyprawę do świętych ziem, dokąd stado polarnych
ptaków migruje w celach godowych. Niemniej podróżnicy ciągle czują na karku
oddech prześladowców, ponieważ władze najchętniej położyłyby definitywny kres
starym zwyczajom koczowników, tym samym zmuszając nomadów do przestawienia się
na osiadły tryb życia. Na takim oto tle twórcy z powodzeniem wprowadzają do
scenariusza wątki nienawiści rasowej oraz wierności religijnym tradycjom w
obliczu cywilizacyjnego postępu. Wśród ludzi nie brak osób nieprzychylnie
nastawionych do jukolskiej społeczności – jedni uważają jej członków za bandę
dzikusów, a inni za intruzów, którzy, sprzedając własne wyroby, szkodzą
interesom miejscowych handlarzy. Z kolei duchowy wymiar trasy, jaką przebywa
plemię, uwypukla trudną sytuację dawnych kultów, gdyż nowe zabudowania w
mniejszym bądź większym stopniu zaburzają dotychczasowy rytm migracji.
Nie
da się ukryć, że owoc współpracy studia Microïds z panem Sokalem próbuje mówić
o istotnych problemach. Ba, wtrącono nawet kwestię ekologii, a świadczy o tym
choćby trafna wzmianka na temat globalnego ocieplenia, jaką raz rzuci nasza
protagonistka. Przede wszystkim jednak, co zasygnalizowałam na wstępie, można
tu wychwycić charakterystyczny dla syberyjskiego cyklu klimat. To wzruszająca,
nastrojowa i nostalgiczna opowieść o poszukiwaniu swojego miejsca w świecie, a
w paru momentach zadbano też o trochę nienachalnego humoru. Napotkane postacie
potrafią zapaść w pamięć, mimo że przy ich kreacji nierzadko podpierano się
stereotypami. Ponadto deweloperzy zdawali sobie sprawę, iż od premiery pierwszych
dwóch części minęło dużo czasu. Zgodnie z zapowiedziami, „trójka” stara się
więc być przyjazna dla młodszych stażem graczy, których ominęły starsze
wcielenia serii. Tytuł prezentuje oddzielną historię, aczkolwiek fani marki
odnajdą różne odwołania do poprzednich perypetii Kate Walker. Lekki niedosyt
wzbudza za to finał – wprawdzie nie mogę odmówić końcówce silnego ładunku
emocjonalnego, lecz pozostawiono zbyt dużą w moim odczuciu furtkę do
ewentualnej Syberii 4. A ta przecież nie musi koniecznie nadejść…
Skąd
u mnie taka fatalistyczna nuta, która każe obawiać się o przyszłość sagi?
Ponownie odwołam się do własnych słów z początku recenzji, ale teraz do tych
mniej pozytywnych o nękających przygodówkę niedoróbkach. Gra została
wypuszczona do sprzedaży w niedopracowanym stanie, co było bardzo niemiłą
niespodzianką, zważywszy na długi czas tworzenia produkcji, przekładaną datę
debiutu oraz wysoką cenę premierową. Nie wspominając o tym, że oczekiwania
wobec tak „gorącej” pozycji są większe niżli w przypadku jakiejś zupełnie
świeżej marki z sekcji indie. Wiele osób, które od razu rzuciły się na Syberię
3, nie szczędziło skarg pod adresem rozmaitych błędów technicznych, w tym
problemów z działaniem produktu. A natłok głosów niezadowolenia raczej nie
wróży dobrze sprzedażowym słupkom i potencjalnym kontynuacjom.
Sama
asekuracyjnie zanurzyłam się w nowych przygodach Kate po publikacji liczącego
ponad 1 GB patcha, no i nadal nie było idealnie. Dla przykładu, strzykawka pani
doktor przemieściła się raz z rąk w okolice czoła, a kiedy indziej z ekwipunku
zniknął ważny przedmiot, co nie na żarty mnie przestraszyło i chwilowo
przyblokowało dalsze postępy. Wczytanie wcześniejszego save’a odpadało, bo gra
zapisuje się automatycznie. Na szczęście, pomogło mi sprawdzenie spójności
plików za pośrednictwem Steama. Być może nie trzeba już obawiać się akurat tych
konkretnych kwiatków, skoro w międzyczasie otrzymaliśmy kolejną łatkę, o wadze
680 MB. Ta aktualizacja też zresztą nie sprawiła, iż omawiany tytuł stał się
nagle technologicznym diamentem bez skazy. Pozwolę sobie przytoczyć występujące
na moim sprzęcie kaprysy kursora, który miewał tendencje do przybierania formy
windowsowej strzałki. Owszem, taka pierdółka nie komplikowała zabawy, lecz
chciałam napomknąć, że nie zniknęła po pobraniu następnej poprawki.
Syberię
3 tworzono równolegle na komputery i konsole, co mocno odbiło się na
sterowaniu, podobnie jak przejście w pełen trójwymiar. Obsługa została
przygotowana ewidentnie z myślą o padzie, mimo że pecetowa wersja dopuszcza
także tandem klawiatura plus myszka. Mało tego, przy odpalaniu edycji na
blaszaki widzimy komunikat informujący, że to właśnie kontroler do gier jest
przystępniejszą opcją. Co prawda nie było mi dane samodzielnie zweryfikować
domniemany komfort pada, ale w zamian dobitnie przekonałam się, iż
przechodzenie produkcji ze standardowymi peryferiami komputerowymi potrafi dać
w kość. W efekcie przemierzanie środowiska 3D umie przysporzyć kłopotów, przy
czym swoje trzy grosze do niezbyt wygodnego grania dokłada również szwankująca
praca kamery. Szczególnie bolesne bywa pokonywanie schodów – a to nie
ustawiliśmy się pod dobrym kątem, a to znowu zmiana perspektywy w trakcie
wspinaczki spowoduje, że obrany kierunek zostanie uznany za odwrotny. Innym
razem, gdy buszowałam po lunaparku Baranour, zbliżenie na fragment placu
ustąpiło pola oddalonemu widokowi na większą połać terenu. OK, tak wtedy być
powinno, tyle że później kamera zapomniała wrócić na dawne tory i w
konsekwencji straciłam Kasieńkę z oczu.
Jeśli
chodzi o przyszykowane przez deweloperów zagadki, te generalnie stoją na
rzeczywiście satysfakcjonującym poziomie. Wymagają należytego wysiłku
umysłowego i nie zahaczają o banał, jednocześnie nie przeginając w drugą
stronę. Złego słowa nie powiem o całkowitym czasie rozgrywki, skoro na
ukończenie trzeciej Syberii potrzebowałam godziwych piętnastu godzin z
kawałkiem. Co w ogóle będziemy robić? Jak to w przygodówce – zajmiemy się
rozmowami z NPC-ami, zbieraniem i używaniem przedmiotów, a także rozwiązywaniem
zagadek logicznych, polegających głównie na operowaniu różnorakimi
mechanizmami. W zasadzie najsłabszym aspektem gameplayu jest wytykane przeze
mnie sterowanie. Hotspoty aktywują się bowiem dopiero, gdy podejdziemy
wystarczająco blisko, a do tego manipulowanie obiektami każe niekiedy wykonywać
bardziej złożoną czynność niż pojedyncze kliknięcie. Z uwagi na kulejącą
precyzję obrócenie bądź przesunięcie jakiegoś obiektu może nieco podirytować.
Co
do grafiki napędzanej przez silnik Unity, ten element produkcji ma swoje plusy
i minusy. Z jednej strony, dostajemy sporo klimatycznych lokacji, które
zaprojektowano z dbałością o detale oraz z niezaprzeczalnym artystycznym
sznytem. Nikt nie powinien mieć zatem wątpliwości odnośnie do tego, czy
przebywa w świecie odmalowanym pod batutą Benoîta Sokala. Nie pożałowano nam
też iście filmowych ujęć, a modele postaci zazwyczaj wyglądają porządnie. Z
drugiej natomiast, nie ustrzeżono się wspomnianych wcześniej figli kamery,
rozczarowującej synchronizacji ruchu ust z wypowiedziami, paru kloników wśród
tzw. statystów czy innych graficznych wpadek. A jak oceniam warstwę dźwiękową?
Bez dwóch zdań błyszczy piękna, melancholijna i perfekcyjnie budująca atmosferę
muzyka, którą skomponował ekspert od soundtracków – Inon Zur. W przypadku polskiego
voice actingu, Anna Dereszowska według mnie dobrze wypadła jako Kate Walker. Z
pozostałymi bywa różnie, ale można to przetrawić.
Chociaż
seria nie zatraciła wraz z „trójką” swojego ducha, nie udał się Syberii powrót
w glorii i chwale. Niedomagające technikalia szkodzą pozytywnemu odbiorowi
produkcji, zwłaszcza wobec tylu lat czekania. Koniec końców poświęconego grze
czasu absolutnie nie żałuję, ale recenzencki obowiązek nie pozwolił mi spojrzeć
na kolejne przygody Kate Walker przez różowe okulary. Dlatego też fanom cyklu
oraz przygodówek ogółem zalecam podejść do trzeciej Syberii z pewną dozą
ostrożności, lecz bynajmniej nie radzę, by trzymać się od najnowszej odsłony z
daleka. Nic z tych rzeczy, szczególnie jeśli w gatunku cenicie sobie ciekawe zagadki
i emocjonujące historie. Sądzę jednak, że lepiej dać sobie troszkę na
wstrzymanie, póki nie wyjdą następne patche lub cena nie spadnie do niższego
pułapu.
---------------------------------------------------
Tekst powstał
dzięki współpracy z portalem Save!Project i tam również można go przeczytać,
zaglądając pod ten adres.
Błędy to właśnie największa bolączka nowej Syberii :( no bo uroku, świetnej fabuły i historii jej nie brakuje. Po wydaniu patcha też były błędy?
OdpowiedzUsuńNo niestety nadal nie było super. :( Problem ze zniknięciem przedmiotu w ekwipunku był po pierwszym patchu. Być może po drugiej łatce nie trzeba się tego bać, ale dla przykładu w dalszym ciągu występowały usterki z kursorem - zmieniał się czasem na windowsową strzałkę. Szkoda, że gra wyszła niedopracowana pod kątem technicznym. Sporo innych jej aspektów mi się spodobało, oczywiście poza niedoróbkami.
OdpowiedzUsuńUuu, mi nigdy nic z ekwipunku nie zniknęło. Wiesz, może naprawili jedno, a zepsuli drugie ;) Szkoda, bo świetna gra.
OdpowiedzUsuńNiewykluczone albo po prostu nie znalazłaś się w gronie pechowców, którzy natknęli się na ten błąd. :) Z tego, co wiem, przynajmniej u jednej osoby też to wystąpiło, bo widziałam takie zgłoszenie na steamowym forum gry (chodziło o gąbkę tak ja u mnie). W każdym razie, na szczęście się nie poddałam, a determinacja się opłaciła. Pomyślałam, że co mi szkodzi sprawdzić spójność plików na Steamie. W końcu to nie trwa długo. Co najważniejsze, pomogło i potem mogłam grać dalej. :)
Usuń