wtorek, 15 sierpnia 2017

"Do trzech razy sztuka", Izabella Frączyk - recenzja

„Do trzech razy sztuka” to historia o pracy, miłości i innych życiowych sprawach w rytmie korpo. Niby nic wielkiego, bo zwykła codzienność, lecz sprawdza się jako niewymagająca lektura w ramach odpoczynku. A co w przypadku osób, które boją się czytać o rzeczach zbytnio przypominających im prywatne, domowe lub zawodowe problemy? Izabella Frączyk, autorka powieści, ma na to swój mały sposób.

Główną bohaterką utworu jest mieszkająca w Krakowie Anna Jaskółka. Kobieta zajmowała się niegdyś sprzedażą ubezpieczeń, z czego zrezygnowała pod wpływem ówczesnego narzeczonego – niejakiego Łukasza. I to bynajmniej nie dlatego, że mężczyzna narzucił patriarchalny model rodziny, zmuszając do odstawienia biurka na rzecz bycia całodobową panią domu. Niedoszły mąż protagonistki dopuścił się bowiem zdrady, a raczej trudno dostrzec cokolwiek miłego w robocie, gdzie trzeba oglądać zarówno niewiernego amanta, jak i jego kochankę. Anna z przytupem rozpoczyna zatem nowy rozdział w swoim życiu. Kupuje własne mieszkanko, przygarnia uroczą kotkę Sushi, a co więcej, zostaje zatrudniona w prężnie działającej firmie farmaceutycznej, która zafunduje jej korporacyjną szkołę przetrwania. Na horyzoncie pojawi się ponadto szansa na kolejny związek.

Mimo że czytelnicy zostaną tu poinformowani o tym, co panna Jaskółka porabia w wolnym czasie, fabuła oscyluje przede wszystkim wokół nierzadko brutalnych realiów, jakie panują w środowisku pracy. Wspinając się po szczeblach kariery, kobieta doświadczy nie tylko plusów, lecz również minusów funkcjonowania w szeregach korporacji. Te ostatnie zresztą hojniej zaznaczą swoją obecność, często będąc nieprzyjemnym dodatkiem do pozytywnych aspektów służbowej egzystencji. Gdy więc Anna wykaże się nadgorliwością bądź dostanie awans, nieprzychylni współpracownicy jeszcze bardziej krzywo spojrzą na nową koleżankę, traktując ją jako zagrożenie dla swojej pozycji. Prócz przeróżnych szkoleń i ogólnej harówki, nie zabraknie niestety perfidnego obgadywania oraz podkładania sobie świń. Przykre to, ale prawdziwe… Sympatyczna bohaterka stara się zaś postępować uczciwie i nie tracić hartu ducha, choć, co zrozumiałe, przeżyje jednocześnie kilka chwil zwątpienia, ze sprawami sercowymi włącznie.

Jak zasygnalizowałam we wstępie, pisarka łagodzi wydźwięk mniej radosnych stron rzeczywistości, posiłkując się złotym, a przy tym bardzo prostym środkiem. Oczywiście chodzi o humorystyczne akcenty i lekką tonację całej historii. Stąd przykładowo początkowe fragmenty przedstawiają nam pomysłową zemstę Ani na swoim byłym, natomiast później będziemy m.in. świadkami spotkania z wyjątkowo upierdliwym klientem – Antonim Mnichem, które kończy się dla protagonistki dość zabawnym zwycięstwem dzięki wyluzowanej i bezpośredniej pozie kobiety. Autorka nie omieszkuje też poczynić dowcipnych przytyków pod adresem pielęgnacyjno-odmładzających zabiegów, acz wizyta, jaką Ania składa wraz z przyjaciółką Lucyną w ośrodku SPA, to według mnie najsłabszy, bo w pewnym momencie troszkę nużący wątek. Co jednak istotne, komediowe wtręty nie odbierają śledzonym wydarzeniom autentyczności. Wszak każdy człowiek ma za sobą takie epizody, przez które nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać.

Komu mogłabym polecić powieść spod pióra Izabelli Frączyk? Sądzę, że „Do trzech razy sztuka” przemówi głównie do takich czytelniczek, które gustują w nieskomplikowanych historiach obyczajowych. Wprawdzie nie umieszczę recenzowanej książki na liście ulubionych tytułów, lecz nie jestem rozczarowana. To całkiem solidna pozycja, no i niedługa, w związku z czym czas tym bardziej powinien minąć przy niej szybko.



-------------------------------------------------------------------
Tytuł polski: Do trzech razy sztuka
Autor: Izabella Frączyk
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 288

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.