Sarah Pennington,
główna bohaterka cyklu Bractwo Tajemnic, ma chyba jakiegoś pecha do spotkań z
bliskimi osobami. Figle losu sprawiają bowiem, że wizyta młodej kobiety zbiega
się z przybyciem porywaczy. W poprzedniej, piątej odsłonie serii uprowadzono
wszak koleżankę panny Pennington, zaś w szóstej przychodzi pora na matkę Sarah.
No cóż, przynajmniej tyle dobrego, że kryzysowe sytuacje nie załamują naszej
protagonistki, a wręcz przeciwnie – mobilizują do dalszego działania.
To
zresztą taki nawyk zawodowy, skoro dziewczyna pracuje dla Zakonu Gryfa i zdążyła
już wykonać niejedną niebezpieczną misję. Co więcej, po raz kolejny musi stawić
czoła odwiecznym wrogom z Klanu Smoka, którym najwyraźniej nadal nie znudziły
się marzenia o władzy nad światem itp. A miało być tak pięknie! Wprawdzie
rodzicielka zaprasza bohaterkę do swojej placówki badawczej, lecz ta leży na
terenie amazońskiej dżungli, co wzbudza zrozumiałą ekscytację atrakcyjną
scenerią. Nic, tylko spokojnie napawać się egzotycznymi widokami! Nie
wspominając o tym, że Sarah zwyczajnie cieszy się też na samą myśl o rodzinnym
spotkaniu.
Atmosfera
szybko staje się dość napięta, bo płynąca łódką protagonistka nie zdąży jeszcze
nawet dobić do brzegu, a z wody wyłania się nagle topielec. Facet ledwo zipie i
trzeba wraz z matulą udzielić mu natychmiastowej pomocy. Na domiar złego, wkrótce
potem zjawia się delegacja Klanu Smoka, mając w głębokim poważaniu
dżentelmeńskie maniery. Wredni jegomoście bez ceregieli rzucają się z łapskami
na starszą białogłowę, by załadować ją do auta i czym prędzej odjechać do
swojej kryjówki. Oni również założyli obóz na terenie Amazonii, co bynajmniej
nie jest dziełem przypadku. Gdzieś, w tym właśnie regionie Ameryki Południowej,
rośnie ponoć Kwiat Życia, który według legend potrafi uleczyć dosłownie każdą
chorobę. O ile jednak porwana matka – z zawodu mikrobiolog – szukała owej
rośliny w dobrej wierze, tak zgoła odmienne zamiary kierują naszymi
przeciwnikami.
Przygoda na lato
Bractwo
Tajemnic 6: Więzy Krwi, którego producentem jest węgierskie Sunward Games, a
wydawcą polskie Artifex Mundi, nie wymaga znajomości wcześniejszych części
cyklu. Owszem, mamy tę samą osóbkę w roli głównej i starych wyjadaczy na
stanowiskach czarnych charakterów, lecz gra broni się jako oddzielna historia.
Po prostu należy udaremnić nowy plan wiadomych niemilców, którzy tym razem pragną
dobrać się do mitycznego kwiatu, by odnieść pełny sukces w prowadzonych przez
siebie eksperymentach. Generalnie fabuła nie zalicza się do skomplikowanych i
szczególnie zapadających w pamięć, ale co najistotniejsze, pozostawia po sobie
całkiem przyjemne wrażenie. Sięgając po popularne motywy, twórcy uraczyli
graczy sympatycznym, casualowym odpowiednikiem letnich blockbusterów z
kategorii kina przygodowego.
Takim
filmowym skojarzeniom sprzyja też oprawa audiowizualna, acz animacjom postaci
można by co nieco zarzucić. Niemniej ten aspekt estetycznej warstwy tytułu,
który w gatunku HOPA praktycznie zawsze spisuje się bez zarzutu, także i tutaj
zasługuje na pochwałę. Przykładowo, menu wita malowniczym ujęciem dżungli z
wodospadem, co – przy akompaniamencie tajemniczo brzmiącej nuty – pozwala
wyobrazić sobie odkrywczą wyprawę do miejsc skrytych przed współczesną
cywilizacją. Gwoli ścisłości, Sarah natknie się przy okazji na trochę
nowocześniejszych elementów wystroju. To przecież logiczne, skoro fabuła
wykorzystuje motyw tajnych badań. Oprócz tego, nie zabraknie reliktów
starożytności, a wśród lokacji, które stanowią poniekąd rewir wrogów, trafią
się mniej przyjazne dla turystów plansze, z muzyką uciekającą ku bardziej
złowieszczym tonom. Mimo wszystko i tak każdy zakątek zwiedzanego środowiska przykuwa
wzrok dopieszczonymi detalami oraz szeroką gamą kolorów.
Pozytywnie
sprawdzone danie
Mechanika
produkcji nie odstaje od tego, co fundują nam inne HOPKI, częstując wciągającym
i relaksującym zestawieniem point and clicka z partiami hidden object. Rozwiążemy
zatem sowitą porcję zadań inwentarzowych oraz rozmaitych łamigłówek, podczas
gdy sceny HO, które to przeważnie można zastąpić alternatywnym dobieraniem par,
nie trzymają się kurczowo jednego wariantu. Co ważne, sekwencje z ukrytymi
obiektami nie stronią od dodatkowych interakcji w obrębie dostępnych planszy. Zaliczenie
całej gry powinno natomiast zabrać 3,5 godziny, wliczając do powyższego wyniku 30-minutowy
rozdział bonusowy, który oferuje satysfakcjonujące rozszerzenie i zarazem zwieńczenie
amazońskiej podróży Sarah.
Omawiając
gameplay, nie wypada mi zignorować dwóch, skądinąd ciekawych rzeczy, aczkolwiek
chodzi o popularne w tym gatunku idee. Pierwszy to wsparcie od mniejszego
kompana, który dotrze do punktów poza zasięgiem rąk grywalnej postaci. Główna
przygoda podsuwa nam pocieszną małpkę i młodego jaguara. Jednakże w
przeciwieństwie do większości pobratymców, zwierzaki siedzą wewnątrz klasycznego
ekwipunku, zamiast dostać ikonę tuż obok inwentarzowego paska. Swoją drogą, pewne
stworzonka przewiną się także w bonusie, lecz poprzestają tam na pojedynczej
usłudze, pełniąc funkcję standardowego przedmiotu ze schowka. Wracając do tzw.
podstawy, drugim i za to bardziej rozwiniętym pomysłem jest obecność gadżetu o
unikalnych właściwościach. W tym wypadku do naszej dyspozycji zostaje oddana kostka,
która posiada trzy sukcesywnie odblokowywane moce. Podobało mi się to, że –
aktywowane przy użyciu specjalnych fantów – nie ograniczają się do jednego
kliknięcia. Dla przykładu, naprawczą moc feniksa wzbogacono minigierką opartą
na wypatrywaniu połówek danych symboli.
Okejka dla
Penningtonówny
Podsumowując,
Bractwo Tajemnic 6: Więzy Krwi (The Secret Order 6: Bloodline) nie jest pozycją
na miarę debeściaków pokroju Enigmatis czy Grim Legends autorstwa firmy Artifex
Mundi, ale też na pewno nie musi się niczego wstydzić. Opracowany przez Sunward
Games tytuł solidnie reprezentuje familię Hidden Object Puzzle Adventure, w
związku z czym zwolennicy takiej rozrywki powinni miło spędzić czas jako dzielna
członkini Zakonu Gryfa. Dlatego sądzę, że warto rozpatrzyć bliższe zapoznanie
się z tą produkcją.
---------------------------------------------------
Za udostępnienie
egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy – firmie Artifex Mundi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.