Będąc
(nie)szczęśliwym posiadaczem nawiedzonego krzesła, teoretycznie można by
pokrzepić się myślą, że z dwojga złego lepsze to niż upiorny kibel. Wtedy już
zupełnie człowiek czułby się bezbronny, gdy, w pogoni za pilną potrzebą,
musiałby wystawić gołe pośladki prosto na łaskę agresywnego klozetu. A niechby
takie licho miało na dokładkę duże i ostre zębiska. Potencjalne ugryzienie nie
zostałoby wówczas złagodzone dzięki mocnym jeansom czy innemu, solidnemu kawałkowi
odzienia, auć!
Marna
to jednak pociecha dla głównego bohatera „Dziedzictwa” – powieści grozy, która
pochodzi z wczesnego okresu twórczości Grahama Mastertona (światowa premiera w
roku 1981). Ricky Delatolla, bo tak nazywa się ów protagonista, ma znacznie
większe zmartwienie niżli perspektywa pokąsanych czterech liter. Oto bowiem
podjeżdża pod jego dom tajemniczy handlarz antykami – Henry E. Grant, dosłownie
wciskając mężczyźnie stertę gratów. No może nie do końca śmieci, aczkolwiek
niemal wszystkie rzeczy są dość niskiej wartości rupieciami. Wyjątek stanowi
misternie rzeźbione krzesło z mahoniu, lecz kłopot w tym, iż wyróżnia się
niestety czymś jeszcze…
Feralny
mebel skrywa olbrzymią moc, tyle że chodzi o iście demoniczną energię. Jak
łatwo zgadnąć, wynikające z tego problemy nie każą na siebie długo czekać.
Zwięzły i zarazem obrazowy styl autora szybko przeprowadza czytelników przez
kolejne dziwne zdarzenia, których źródłem jest aktywność diabelstwa z krzesła.
O ile pewien początkowy incydent z ogniem dałoby się od biedy w miarę sensownie
wytłumaczyć, następne niepokojące oznaki trudno upchnąć pod kategorię
prawdopodobieństwa ani tym bardziej zbagatelizować. A to nagle umyka bohaterowi
kilka godzin, a to domowy ogród trafia szlag, a to sześcioletni syn dozna poważnego
uszczerbku na zdrowiu… Co gorsza, nadnaturalne zjawiska przybierają na sile,
tym samym stwarzając realne niebezpieczeństwo zarówno dla Ricky’ego, jak i jego
bliskich.
Motyw
krzesła posłużył Mastertonowi do zafundowania odbiorcom wariacji na temat paktu
z diabłem, przy czym protagonista nie chciał zawierać żadnych kontraktów.
Raczej nieświadomie podpisał swoisty cyrograf bądź zrobił to wbrew własnej woli.
Owszem, sam zawodowo handluje starociami, a co za tym idzie – widzi, że
siedzisko, nawet jako zwyczajny grat, mogłoby zostać sprzedane za wysoką cenę. Niemniej
facet nie zdąży ostatecznie odpowiedzieć „tak” lub „nie” na ofertę
enigmatycznego Granta. Wprawdzie stara się potem pozbyć szatańskiego rekwizytu,
ale krzesełko przekornie rozumie fakt bycia nieproszonym gościem, niczym w
koszmarnym śnie wracając do właściciela. Ba, niektóre działania Ricky’ego,
zamiast pomóc, dolewają oliwy do ognia. W międzyczasie wkracza zaś na scenę m.in.
niejaki David Sears. Ów jegomość z pewnych powodów żywo interesuje się meblem i
niewątpliwie dużo też o nim wie, lecz niekoniecznie o wszystkim mówi.
„Dziedzictwo”
spod pióra brytyjskiego pisarza to takie czytadło w klimacie horroru klasy B, przy
którym czas mija szybko, acz bez przesadnych ochów i achów. Co najistotniejsze,
powieść potrafi wciągnąć, od razu rzucając nas w wir niesamowitych i niekiedy
krwawych wydarzeń. Niechlubnym odstępstwem jest tu wyłącznie finał, gdzie Grahama
Mastertona nadto poniosła fantazja. Szkoda tylko, że w zdecydowanie złym
kierunku. Autor niby podjął próbę osadzenia końcowych stron w demonicznym
kontekście historii, ale za małą, by zgrały się z pozostałymi fragmentami
utworu. Słabe zwieńczenie nie przekreśla jednak tego, iż całokształt wypada
generalnie ok.
-------------------------------------------------------------------
Tytuł
polski: Dziedzictwo
Tytuł
oryginalny: The Heirloom
Autor:
Graham Masterton
Wydawnictwo:
Dom Wydawniczy REBIS
Liczba
stron: 232
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.