środa, 2 sierpnia 2017

"Dziedzictwo", Graham Masterton - recenzja

Będąc (nie)szczęśliwym posiadaczem nawiedzonego krzesła, teoretycznie można by pokrzepić się myślą, że z dwojga złego lepsze to niż upiorny kibel. Wtedy już zupełnie człowiek czułby się bezbronny, gdy, w pogoni za pilną potrzebą, musiałby wystawić gołe pośladki prosto na łaskę agresywnego klozetu. A niechby takie licho miało na dokładkę duże i ostre zębiska. Potencjalne ugryzienie nie zostałoby wówczas złagodzone dzięki mocnym jeansom czy innemu, solidnemu kawałkowi odzienia, auć!

Marna to jednak pociecha dla głównego bohatera „Dziedzictwa” – powieści grozy, która pochodzi z wczesnego okresu twórczości Grahama Mastertona (światowa premiera w roku 1981). Ricky Delatolla, bo tak nazywa się ów protagonista, ma znacznie większe zmartwienie niżli perspektywa pokąsanych czterech liter. Oto bowiem podjeżdża pod jego dom tajemniczy handlarz antykami – Henry E. Grant, dosłownie wciskając mężczyźnie stertę gratów. No może nie do końca śmieci, aczkolwiek niemal wszystkie rzeczy są dość niskiej wartości rupieciami. Wyjątek stanowi misternie rzeźbione krzesło z mahoniu, lecz kłopot w tym, iż wyróżnia się niestety czymś jeszcze…

Feralny mebel skrywa olbrzymią moc, tyle że chodzi o iście demoniczną energię. Jak łatwo zgadnąć, wynikające z tego problemy nie każą na siebie długo czekać. Zwięzły i zarazem obrazowy styl autora szybko przeprowadza czytelników przez kolejne dziwne zdarzenia, których źródłem jest aktywność diabelstwa z krzesła. O ile pewien początkowy incydent z ogniem dałoby się od biedy w miarę sensownie wytłumaczyć, następne niepokojące oznaki trudno upchnąć pod kategorię prawdopodobieństwa ani tym bardziej zbagatelizować. A to nagle umyka bohaterowi kilka godzin, a to domowy ogród trafia szlag, a to sześcioletni syn dozna poważnego uszczerbku na zdrowiu… Co gorsza, nadnaturalne zjawiska przybierają na sile, tym samym stwarzając realne niebezpieczeństwo zarówno dla Ricky’ego, jak i jego bliskich.

Motyw krzesła posłużył Mastertonowi do zafundowania odbiorcom wariacji na temat paktu z diabłem, przy czym protagonista nie chciał zawierać żadnych kontraktów. Raczej nieświadomie podpisał swoisty cyrograf bądź zrobił to wbrew własnej woli. Owszem, sam zawodowo handluje starociami, a co za tym idzie – widzi, że siedzisko, nawet jako zwyczajny grat, mogłoby zostać sprzedane za wysoką cenę. Niemniej facet nie zdąży ostatecznie odpowiedzieć „tak” lub „nie” na ofertę enigmatycznego Granta. Wprawdzie stara się potem pozbyć szatańskiego rekwizytu, ale krzesełko przekornie rozumie fakt bycia nieproszonym gościem, niczym w koszmarnym śnie wracając do właściciela. Ba, niektóre działania Ricky’ego, zamiast pomóc, dolewają oliwy do ognia. W międzyczasie wkracza zaś na scenę m.in. niejaki David Sears. Ów jegomość z pewnych powodów żywo interesuje się meblem i niewątpliwie dużo też o nim wie, lecz niekoniecznie o wszystkim mówi.

„Dziedzictwo” spod pióra brytyjskiego pisarza to takie czytadło w klimacie horroru klasy B, przy którym czas mija szybko, acz bez przesadnych ochów i achów. Co najistotniejsze, powieść potrafi wciągnąć, od razu rzucając nas w wir niesamowitych i niekiedy krwawych wydarzeń. Niechlubnym odstępstwem jest tu wyłącznie finał, gdzie Grahama Mastertona nadto poniosła fantazja. Szkoda tylko, że w zdecydowanie złym kierunku. Autor niby podjął próbę osadzenia końcowych stron w demonicznym kontekście historii, ale za małą, by zgrały się z pozostałymi fragmentami utworu. Słabe zwieńczenie nie przekreśla jednak tego, iż całokształt wypada generalnie ok.



-------------------------------------------------------------------
Tytuł polski: Dziedzictwo
Tytuł oryginalny: The Heirloom
Autor: Graham Masterton
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Liczba stron: 232

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.