Skoro mamy
między innymi Człowieka-Pająka, Mrówkę czy Kobietę-Kota, czemu ktoś nie mógłby
zaszaleć, wymyślając Chłopca Żarówkę? I tak też się stało, a osobnik ten
zawitał do świata wirtualnej rozrywki. Za jego narodziny odpowiada zaś
niewielkie studio Bulbware, którego siedziba mieści się w Krakowie. Co
najważniejsze, polscy deweloperzy wykonali przy tym kawał bardzo dobrej roboty.
Drodzy gracze, poznajcie Bulb Boya oraz jego rozbrajająco urocze i zarazem
niesamowicie chore przygody!
W
przeciwieństwie do podanych na wstępie przykładów, nasz protagonista nie
wiedzie superbohaterskiego żywota. Bynajmniej nie znaczy to, iż nie dokona
heroicznych czynów. Owszem, jego codzienność upływa na beztroskiej egzystencji
u boku dziadka i latającego psa, lecz sielanka zostaje w końcu zburzona.
Dochodzi do tego pewnej nocy, która początkowo zapowiadała się jak każda inna w
życiu chłopca z żarówkową głową. Ot, oglądał telewizję, w międzyczasie
posłuchał opowieści dziadka, po czym poszedł spać.
Zamiast
przyjemnych snów, malca nawiedzają niestety koszmary. Zdenerwowany budzi się w
środku nocy, a złe przeczucie skłania go do inspekcji domowych pieleszy.
Dzieciak szybko zauważa, że rodzinna rezydencja nie jest, delikatnie mówiąc, w
najlepszym stanie. Co gorsza, rozpanoszyły się tam potwory, za to ani śladu po
staruszku i zwierzaku. Bulb Boy musi zatem uratować swoich bliskich, stawiając
czoła napotkanym maszkarom. To trudne zadanie jak na barki takiego brzdąca, ale
czego się nie robi dla dobra tych, których kochamy?
Ekipa
z Bulbware zafundowała odbiorcom dosyć prostą historię, aczkolwiek nic to nie
ujmuje fabularnej warstwie gry. I chociaż sam wątek ratowania rodziny nie jest
odkryciem Ameryki, rodzima produkcja wprost kipi od własnej osobowości. Swoją
nietuzinkowość w dużej mierze zawdzięcza zakręconemu nastrojowi, który sprawnie
operuje kontrastami. Z jednej strony, mamy sympatyczne dziecko w roli głównej,
a na dalszym planie jego miłego dziadka oraz pociesznego pupila. Z drugiej,
idyllę zakłócają groteskowe monstra (np. bezgłowy i oskubany z piór kurczak),
które stanowią jak najbardziej realne niebezpieczeństwo. W związku z tym
potrafią zrobić dosłownie miazgę ze swoich ofiar. Ba, tu nawet wizyta w kiblu
może być traumatycznym przeżyciem, mimo iż fekalia posłużyły jednocześnie do
przemycenia kloacznego dowcipu. W tę całą zabawę z przeciwieństwami świetnie
wpisują się również fragmenty, które pokazują sielskie obrazki z przeszłości.
Jeśli
chodzi o mechanikę, Bulb Boy jest prostym w obsłudze point and clickiem, gdzie
do interakcji z otoczeniem używamy lewego przycisku myszki. Przyszykowane przez
autorów zadania cechują się różnorodnością i nie należą do zbyt
skomplikowanych, a co najważniejsze, współgrają ze specyficzną atmosferą
przygodówki. Trzeba przy tym podkreślić, iż unikalny wygląd Bulb Boya znalazł
pomysłowe odzwierciedlenie w rozgrywce. Przykładowo chłopiec będzie mógł
oddzielić głowę od reszty ciała, by dzięki temu przedostać się do niedostępnego
wcześniej miejsca. Dodam jeszcze, iż kilka razy maluch zmieni swoją formę, acz
zachowa wtedy świecącą łepetynkę. Co ciekawe, tytułowy bohater nie jest jedyną
grywalną postacią, gdyż wcielimy się też na krótko w dziadka i fruwającego
psiaka.
Nie
ukrywam, iż gameplay wkupił się w moje łaski, podobnie zresztą jak inne aspekty
rodzimej produkcji. O dziwo, zupełnie nie przeszkadza tutaj parę momentów,
które wymagają bardziej zręcznościowego podejścia oraz działania pod presją
czasu. To samo dotyczy wrogów, z jakimi uporamy się przede wszystkim poprzez
rozwiązywanie zagadek. Niemniej Bulb Boy nie ustrzegł się przysłowiowej łyżki
dziegciu, a recenzencki obowiązek nie pozwala mi zbyć owej kwestii milczeniem.
Mianowicie perypetie uroczego szkraba trwają raptem 2,5 godziny. Gwoli
ścisłości, nie powiem, bym z tego powodu czuła olbrzymi niedosyt. Pomimo
krótkiego czasu zabawa jest na szczęście odpowiednio intensywna i zróżnicowana.
Przyznaję jednak, że wypadałoby ją choć trochę wydłużyć.
Audiowizualna
warstwa projektu nie wzbudza żadnych zastrzeżeń, pomagając zanurzyć się w
pokręconym uniwersum gry. Wzorem czeskiego Machinarium, krakowski „indyk” obywa
się bez tradycyjnych słów. W zamian dostajemy komiksowe dymki z rysunkami,
podczas gdy postacie używają sobie tylko znanej mowy (tak na marginesie, forma
obrazkowych chmurek objęła również system podpowiedzi). Dwuwymiarowa grafika
utrzymana jest w kreskówkowym stylu, lecz twórcy regularnie przypominają o tym,
że nie opracowali bajeczki w stylu „Troskliwych Misi”. Bulb Boy nie stroni więc
od pokazywania makabrycznych detali. Najbardziej w oczy rzuca się natomiast
wszechobecna zieleń, która dominuje zarówno w teraźniejszości, jak i w
retrospekcjach. Poza tym, w nielicznych momentach deweloperzy raczą nas
czerwienią, sensownie uzasadniając obecność owego koloru.
Reasumując,
strasznie spodobała mi się słodka makabra, jaką częstują producenci Bulb Boya.
Przygody żarówkowego malucha są dziwne, ale ta cudaczność niewątpliwie
fascynuje i sprawia, że nie da się przejść obok rodzimego tytułu obojętnie.
Ciekawy gameplay, intrygujące wizualia, plus genialny klimat – czegóż by chcieć
więcej? No może dłuższego czasu rozgrywki, lecz miejmy nadzieję, że mankament
ten zostanie naprawiony w kolejnych projektach autorstwa Bulbware.
---------------------------------------------------
Powyższa
recenzja jest jednym z moich starszych tekstów. Pierwotnie opublikowałam ją w listopadzie
2015 roku na łamach portalu Save!Project, lecz ze względu na
przynależność gatunkową gry, a także wysoką jakość tytułu, zdecydowałam się
zamieścić ów artykuł również na swoim na blogu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.