Po ciepłych
rejonach śródziemnomorskich z „jedynki” i mroźnej Skandynawii z „dwójki”,
przyszła kolej na Szkocję, dokąd twórcy cyklu Endless Fables wysyłają główną
bohaterkę w trzeciej odsłonie tej casualowej serii. Zmiana scenerii bynajmniej
nie sprawi, że zwolennicy HOPEK przestaną tu czuć się jak w domu. I to w dobrym
tego słowa znaczeniu, bo nowe przygody pani antropolog Pameli Cavendish
potrafią umilić wolny czas.
Ogólne
założenia fabularne podążają znajomymi ścieżkami, wykorzystując takie popularne
motywy jak ratowanie kogoś bliskiego z opresji czy stawianie czoła siłom
nadprzyrodzonym. Zacznijmy jednak od początku, gdyż naszą protagonistkę ściąga
do Szkocji znacznie spokojniejsza i przyjemniejsza sprawa niżli rozwiązywanie
nielichych problemów. Cóż takiego konkretnego? Ano skromna impreza rodzinna z
okazji jedenastych urodzin krewniaczki o imieniu Nora. Wprawdzie po drodze następuje
nieoczekiwany postój, lecz, koniec końców, szybko docieramy pod dach
solenizantki. Niestety, uprzedni incydent był faktycznie zwiastunem gorszych
kłopotów. Otóż jeszcze tej samej nocy księżyc zabarwia się na czerwono, a Nora
zostaje uprowadzona przez upiorzycę zwaną banshee.
Pamela
nie omieszkuje ruszyć z odsieczą, zwłaszcza że właściwie tylko ona nadaje się
akurat do takiej misji. Ojciec dziecka troszkę bowiem ucierpiał przy próbie
powstrzymania demonicznej porywaczki, a jeśli chodzi o sędziwą nianię, to nie
te lata, by brać na swoje barki zbyt ryzykowne wyprawy. W każdym razie, odważna
antropolożka nie będzie narzekać na niedostatek mocnych wrażeń. Gracze powinni zaś
z zainteresowaniem śledzić przedstawioną historię, której nie zaszkodziła
obecność narracyjnych klisz. Duża w tym zasługa umiejętnego rozlokowania
poszczególnych klocków oraz żwawego tempa akcji. Jest też pewien istotny
czynnik, który wyróżnia scenariusz „trójki” na tle poprzednich części.
Mianowicie piję do otoczki grozy, spychającej cykl na nieco mroczniejsze tory.
Owszem, nie będziemy drżeć ze strachu, ale odzywa się stosowny klimacik, który
bazuje tutaj na tradycjach horroru gotyckiego i pojedynczych elementach
folkloru celtyckiego.
Co
ciekawe, inaczej – pod pewnym względem – postąpiono z fabułą dodatkowego
rozdziału, skądinąd również wciągającego. Bonus, który w edycji
kolekcjonerskiej odblokujemy po przejściu podstawowej przygody, utrzymany jest
dla odmiany w lżejszym tonie. Po prostu mamy tam bardziej bajkową atmosferę, aczkolwiek
kluczową rolę przydzielono mrocznej magii, tak na marginesie stanowiącej źródło
zaistniałego zamieszania. Niemniej tego rodzaju posunięcie absolutnie nie
gryzie się z posępniejszą konwencją dania głównego. Wręcz przeciwnie, zdaje
egzamin jako sensowne dopełnienie szkockiej podróży Pameli Cavendish. A to
dlatego, że rozszerza zawarty w „podstawce” wątek sympatycznych istot drzewnych.
Pozwolę sobie zdradzić, iż bohaterce przyjdzie wtedy spojrzeć na świat
dosłownie z miniaturowej perspektywy.
Jak
zasygnalizowałam we wstępie, Endless Fables 3 nie odbiega pod kątem rozgrywki
od tego, co standardowo oferują pozycje typu Hidden Object Puzzle Adventure. Nie
zawiodą się więc osoby, które ciepło wspominają chociażby inne tytuły od producentów
perypetii Pameli – studia Sunward Games, czy od Artifex Mundi, odpowiedzialnego
za wprowadzenie gry do katalogu Steam. Oczywiście pod warunkiem, że nie szukają
świeżych idei. A – ze sporą dozą prawdopodobieństwa – fani gatunku zasiądą do
zabawy tak właśnie nastawieni, bo już niejedna HOPKA pokazała, że można z niej
czerpać frajdę bez innowacji w obrębie mechaniki. Omawiana produkcja jest kolejnym
tego dowodem, proponując generalnie przemyślane połączenie scen z ukrytymi
obiektami, klasycznych inwentarzówek i logicznych minigierek (np. porządkowanie
drzewa genealogicznego, historyjki obrazkowe tudzież labirynt ze znakami na
ścianach tunelu).
Warto
ponadto odnotować okazjonalne używanie zaklętego łapacza snów, który zasilimy znajdowanymi
stopniowo klejnotami. Tak, to też swoista powtórka z rozrywki, skoro amulet ten
służy do runicznych starć z wrogami, a owe pojedynki polegają na wybieraniu
symboli spoza puli wroga. Te casualowe odpowiedniki bitek odbywają się na
szczęście bardzo sprawnie i nie występują często, unikając w związku z
powyższym uczucia znużenia. Finałowy boss z podstawowej linii fabularnej odstępuje
natomiast od wcześniejszych zasad, acz dotychczasowe precjoza przydadzą się
przy walce. Z taką jednak różnicą, iż będziemy ich potrzebować do zgarnięcia nowego
rekwizytu. I to tymże fantem „popieścimy” wredną bestię, zaliczając jednocześnie
łatwiutki teścik na refleks.
Pogoni
tropem porwanej Nory towarzyszy klimatyczna muzyka, która pasuje do estetyki
zwiedzanych scenerii, a także do charakteru całej historii. Co istotne,
pieczołowicie odmalowane plansze przemierzamy głównie pod osłoną nocy, lecz nie
przeszkodziło to grafikom w udanym operowaniu intensywną paletą barw. Dominacja
mocno nasyconych kolorów okazała się strzałem w dziesiątkę, podkreślając
nastrój niesamowitości, czyli zrozumiały wszak aspekt afer o nadnaturalnym
podłożu. Oprócz tego, nie zawodzi audiowizualna warstwa bonusowego rozdziału,
który rozgrywa się za dnia i odstawia pierwiastki grozy na bok, ale również nie
stroni od silnego posmaku magii.
Podsumowując,
Endless Fables 3: Krwawy Księżyc (Endless Fables 3: Dark Moor) to solidny
kawałek kodu, którego ukończenie powinno potrwać mniej więcej trzy godziny z
kwadransem. Jeśli zatem lubicie takie nieskomplikowane koktajle ze wstawek
hidden object i tradycyjnych point and clicków, a brak rewolucji w niczym Wam
nie wadzi, dobrze mieć ten konkretny tytuł na oku. Bo choć nie uświadczymy
zaskoczeń na gruncie narracji ani gameplayu, powtarzam – Sunward Games
należycie skroiło swoją propozycję pod wymogi niedzielnej zabawy.
---------------------------------------------------
Za udostępnienie
egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy – firmie Artifex Mundi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.