czwartek, 19 lipca 2018

Endless Fables 3: Krwawy Księżyc (PC) - recenzja



Po ciepłych rejonach śródziemnomorskich z „jedynki” i mroźnej Skandynawii z „dwójki”, przyszła kolej na Szkocję, dokąd twórcy cyklu Endless Fables wysyłają główną bohaterkę w trzeciej odsłonie tej casualowej serii. Zmiana scenerii bynajmniej nie sprawi, że zwolennicy HOPEK przestaną tu czuć się jak w domu. I to w dobrym tego słowa znaczeniu, bo nowe przygody pani antropolog Pameli Cavendish potrafią umilić wolny czas.

Ogólne założenia fabularne podążają znajomymi ścieżkami, wykorzystując takie popularne motywy jak ratowanie kogoś bliskiego z opresji czy stawianie czoła siłom nadprzyrodzonym. Zacznijmy jednak od początku, gdyż naszą protagonistkę ściąga do Szkocji znacznie spokojniejsza i przyjemniejsza sprawa niżli rozwiązywanie nielichych problemów. Cóż takiego konkretnego? Ano skromna impreza rodzinna z okazji jedenastych urodzin krewniaczki o imieniu Nora. Wprawdzie po drodze następuje nieoczekiwany postój, lecz, koniec końców, szybko docieramy pod dach solenizantki. Niestety, uprzedni incydent był faktycznie zwiastunem gorszych kłopotów. Otóż jeszcze tej samej nocy księżyc zabarwia się na czerwono, a Nora zostaje uprowadzona przez upiorzycę zwaną banshee.


Pamela nie omieszkuje ruszyć z odsieczą, zwłaszcza że właściwie tylko ona nadaje się akurat do takiej misji. Ojciec dziecka troszkę bowiem ucierpiał przy próbie powstrzymania demonicznej porywaczki, a jeśli chodzi o sędziwą nianię, to nie te lata, by brać na swoje barki zbyt ryzykowne wyprawy. W każdym razie, odważna antropolożka nie będzie narzekać na niedostatek mocnych wrażeń. Gracze powinni zaś z zainteresowaniem śledzić przedstawioną historię, której nie zaszkodziła obecność narracyjnych klisz. Duża w tym zasługa umiejętnego rozlokowania poszczególnych klocków oraz żwawego tempa akcji. Jest też pewien istotny czynnik, który wyróżnia scenariusz „trójki” na tle poprzednich części. Mianowicie piję do otoczki grozy, spychającej cykl na nieco mroczniejsze tory. Owszem, nie będziemy drżeć ze strachu, ale odzywa się stosowny klimacik, który bazuje tutaj na tradycjach horroru gotyckiego i pojedynczych elementach folkloru celtyckiego.

Co ciekawe, inaczej – pod pewnym względem – postąpiono z fabułą dodatkowego rozdziału, skądinąd również wciągającego. Bonus, który w edycji kolekcjonerskiej odblokujemy po przejściu podstawowej przygody, utrzymany jest dla odmiany w lżejszym tonie. Po prostu mamy tam bardziej bajkową atmosferę, aczkolwiek kluczową rolę przydzielono mrocznej magii, tak na marginesie stanowiącej źródło zaistniałego zamieszania. Niemniej tego rodzaju posunięcie absolutnie nie gryzie się z posępniejszą konwencją dania głównego. Wręcz przeciwnie, zdaje egzamin jako sensowne dopełnienie szkockiej podróży Pameli Cavendish. A to dlatego, że rozszerza zawarty w „podstawce” wątek sympatycznych istot drzewnych. Pozwolę sobie zdradzić, iż bohaterce przyjdzie wtedy spojrzeć na świat dosłownie z miniaturowej perspektywy.


Jak zasygnalizowałam we wstępie, Endless Fables 3 nie odbiega pod kątem rozgrywki od tego, co standardowo oferują pozycje typu Hidden Object Puzzle Adventure. Nie zawiodą się więc osoby, które ciepło wspominają chociażby inne tytuły od producentów perypetii Pameli – studia Sunward Games, czy od Artifex Mundi, odpowiedzialnego za wprowadzenie gry do katalogu Steam. Oczywiście pod warunkiem, że nie szukają świeżych idei. A – ze sporą dozą prawdopodobieństwa – fani gatunku zasiądą do zabawy tak właśnie nastawieni, bo już niejedna HOPKA pokazała, że można z niej czerpać frajdę bez innowacji w obrębie mechaniki. Omawiana produkcja jest kolejnym tego dowodem, proponując generalnie przemyślane połączenie scen z ukrytymi obiektami, klasycznych inwentarzówek i logicznych minigierek (np. porządkowanie drzewa genealogicznego, historyjki obrazkowe tudzież labirynt ze znakami na ścianach tunelu).

Warto ponadto odnotować okazjonalne używanie zaklętego łapacza snów, który zasilimy znajdowanymi stopniowo klejnotami. Tak, to też swoista powtórka z rozrywki, skoro amulet ten służy do runicznych starć z wrogami, a owe pojedynki polegają na wybieraniu symboli spoza puli wroga. Te casualowe odpowiedniki bitek odbywają się na szczęście bardzo sprawnie i nie występują często, unikając w związku z powyższym uczucia znużenia. Finałowy boss z podstawowej linii fabularnej odstępuje natomiast od wcześniejszych zasad, acz dotychczasowe precjoza przydadzą się przy walce. Z taką jednak różnicą, iż będziemy ich potrzebować do zgarnięcia nowego rekwizytu. I to tymże fantem „popieścimy” wredną bestię, zaliczając jednocześnie łatwiutki teścik na refleks.


Pogoni tropem porwanej Nory towarzyszy klimatyczna muzyka, która pasuje do estetyki zwiedzanych scenerii, a także do charakteru całej historii. Co istotne, pieczołowicie odmalowane plansze przemierzamy głównie pod osłoną nocy, lecz nie przeszkodziło to grafikom w udanym operowaniu intensywną paletą barw. Dominacja mocno nasyconych kolorów okazała się strzałem w dziesiątkę, podkreślając nastrój niesamowitości, czyli zrozumiały wszak aspekt afer o nadnaturalnym podłożu. Oprócz tego, nie zawodzi audiowizualna warstwa bonusowego rozdziału, który rozgrywa się za dnia i odstawia pierwiastki grozy na bok, ale również nie stroni od silnego posmaku magii.

Podsumowując, Endless Fables 3: Krwawy Księżyc (Endless Fables 3: Dark Moor) to solidny kawałek kodu, którego ukończenie powinno potrwać mniej więcej trzy godziny z kwadransem. Jeśli zatem lubicie takie nieskomplikowane koktajle ze wstawek hidden object i tradycyjnych point and clicków, a brak rewolucji w niczym Wam nie wadzi, dobrze mieć ten konkretny tytuł na oku. Bo choć nie uświadczymy zaskoczeń na gruncie narracji ani gameplayu, powtarzam – Sunward Games należycie skroiło swoją propozycję pod wymogi niedzielnej zabawy.




---------------------------------------------------

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy – firmie Artifex Mundi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.