piątek, 6 lipca 2018

"Więzień Labiryntu", James Dashner - recenzja


Labirynty to konstrukcje o intrygującej naturze, ale i zarazem mające w sobie coś niebezpiecznego. Bywa też, że ich eksploracja niesie jeszcze większe ryzyko niżli tylko możliwość zgubienia się wśród siatki podobnych korytarzy. Weźmy taki przykład z greckiej mitologii – budowlę, którą w starożytnej Krecie zaprojektował słynny Dedal, zamieszkiwał przecież krwiożerczy Minotaur. Nie inaczej jest z architektoniczną enigmą, jaka to stanowi scenerię dla powieści otwierającej cykl spod pióra Jamesa Dashnera. Protagoniści „Więźnia Labiryntu” na własnej skórze doświadczą zaś tamtejszych zagrożeń.

Do wykreowanego na potrzeby serii uniwersum zostajemy wrzuceni niemal tak nagle jak główny bohater – nastoletni Thomas, którego perspektywę obiera trzecioosobowa narracja utworu. Mianowicie akcja powieści rozpoczyna się pobudką chłopaka w niekomfortowych warunkach, bo w windzie wewnątrz ciemnego szybu. Autor natomiast sugestywnie, acz zwięźle opisuje takie odczucia młodzieńca jak strach czy dezorientacja. Mało tego, nastroju nieboraka na pewno nie poprawia fakt, iż nie pamięta praktycznie nic poza swoim imieniem. I choć kierująca się ku górze winda szybko dociera do celu, to nie koniec, lecz preludium do następnych niespodzianek. Thomas trafia bowiem na teren tzw. Strefy, gdzie spotyka innych chłopców, również dotkniętych utratą wspomnień. Co więcej, ta całkiem rozległa przestrzeń okazuje się być otoczona ze wszystkich stron murami tytułowego labiryntu.

Dość przytłoczony swoją sytuacją protagonista chętnie uciekłby z dziwnego miejsca, w jakim się znalazł. Niemniej nie jest też pozbawiony ciekawości świata, dzięki czemu czytelnicy zostają zgrabnie wprowadzeni do książkowych realiów, odkrywając je wraz z Thomasem. Wpierw mamy głównie rozeznanie na podstawie samodzielnej obserwacji, a potem stopniowe wdrażanie za sprawą wybranych Streferów, czyli towarzyszy niedoli. Przykładowo, dowiemy się więc, że uwięzieni chłopcy funkcjonują jako dobrze zorganizowana społeczność i ściśle przestrzegają ustalonych zasad. Członkowie grupy posegregowali się według różnych ról, a łamanie reguł podlega obowiązkowym karom. Nie da się zaprzeczyć, iż przyjęli surowy kodeks, lecz ten właśnie sposób uznali za klucz do przetrwania. Co istotne, amerykański pisarz z powodzeniem spowija fabułę solidną aurą tajemnicy. I to nawet przy ujawnianiu kolejnych sekretów, gdyż dawkuje informacje tak, że równocześnie generuje dalsze pytania, dodatkowo wzmagając nasze zainteresowanie lekturą.

James Dashner nie ogranicza się wyłącznie do nauki dotychczasowych zwyczajów życia w Strefie, ale i każe stawiać czoła nowym, co dotyczy wszystkich jej mieszkańców. Otóż o ile przybycie Thomasa raczej nie zaskakuje reszty chłopców, bo grupę regularnie powiększają tego typu „dostawy”, tak następna osoba, którą przywiezie winda, będzie stuprocentową niespodzianką. Po pierwsze – zjawi się w zbyt krótkim odstępie czasu, a po drugie – to dziewczyna (Teresa). Prawdziwą nerwówkę wywołają jednak takie komplikacje, które tym bardziej palącą uczynią kwestię opuszczenia Strefy i wydostania się z labiryntowej pułapki. Ucieczka bynajmniej nie należy do łatwych, mimo że Streferzy od dawna wysyłają specjalnych Zwiadowców, by wnikliwie badali enigmatyczne korytarze. Sęk w tym, iż układ labiryntu ulega częstym modyfikacjom, a na domiar złego kręcą się tam śmiertelnie niebezpieczne stwory – Buldożercy. Ale bez względu na to, czy bohaterowie zachowują akurat stosunkowy spokój, czy wręcz odwrotnie, autor utrzymuje swój prosty, treściwy i jednocześnie obrazowy styl.

Powieść zwraca na siebie uwagę obecnością specyficznego slangu, jakim posługuje się nastoletnia społeczność. Swoją drogą, niektóre z takich słówek są wariacjami na temat niezbyt eleganckich zwrotów. Przyznam, że początkowo musiałam przyzwyczaić się do wtrąconych gdzieniegdzie wyrazów tego rodzaju. Za to od razu doceniłam sprawnie w ogólnym rozrachunku zarysowane sylwetki, aczkolwiek – co logiczne – nie zapałamy sympatią do każdej z poznanych postaci. Taki Gally wzbudzi słuszną irytację wrednym usposobieniem, zwłaszcza wobec najważniejszego protagonisty. Teresa jest z kolei personą dość mocno zagadkową, a Thomas nie zawodzi w roli pierwszoplanowego bohatera, któremu powinno się kibicować. Dodam, iż szczególnie polubiłam okrąglutkiego Chucka, jasnowłosego Newta i azjatyckiego Zwiadowcę o imieniu Minho. To chłopcy, których połączy z Thomasem najsilniejsza nić porozumienia.

Co prawda docelową grupą odbiorców książki jest młodzież, lecz dorośli czytelnicy także mogą śmiało sięgnąć po powieść autorstwa Jamesa Dashnera. „Więzień Labiryntu” to bardzo dobrej jakości literatura rozrywkowa, która spełnia zarówno wymogi lekkiej lektury, jak i trzymających w napięciu historii. Na dokładkę, kończy się w interesującym momencie, skłaniając do rychłego chwycenia za drugi tom serii. Owszem, pozostawia pewne pytania bez odpowiedzi, ale nie ma w tym nic rozczarowującego, skoro mowa o jednej części cyklu.



-------------------------------------------------------------------
Tytuł polski: Więzień Labiryntu
Tytuł oryginalny: The Maze Runner
Cykl: Więzień Labiryntu, tom 1
Autor: James Dashner
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Liczba stron: 424

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.