W. Bruce Cameron
nie tylko napisał powieść z psem w roli głównej, ale dosłownie pozwolił
czytelnikom spojrzeć na świat oczami takiego czworonoga. Dobrze na tym zresztą
wyszedł, gdyż ciepłe przyjęcie utworu nie dość, że zaprocentowało statusem
bestsellera, to – na dodatek – powstaniem filmowej adaptacji, wyreżyserowanej
przez Lasse Hallströma. W sumie nie dziwię się sukcesowi książki „Był sobie
pies”, skoro można ją śmiało nazwać sympatyczną i niegłupią literaturą z kręgu
familijnej rozrywki. A przecież takie propozycje jak najbardziej umieją wkraść
się w łaski odbiorców, zwłaszcza że ludzie często lubią różnorakie historie o
zwierzakach.
Jako
że pierwszoosobowym narratorem uczyniono tutaj psa, wszelkie wydarzenia zostały
ukazane z tej właśnie nietypowej perspektywy i przefiltrowane przez odczucia
takowego stworzenia. Wprawdzie główny bohater ocenia pewne sprawy niemal niczym
człowiek, lecz jednocześnie sporo rzeczy postrzega w mniej bądź bardziej
odmienny sposób. Nie wspominając o tym, że przykłada znacznie większą wagę do
zapachów. Co istotne, punkt widzenia zwierzęcia, dla którego nie wszystko jest w
pełni zrozumiałe, nierzadko stanowi źródło zabawnych epizodów bądź komentarzy.
Stąd zostaniemy przykładowo poinformowani, że łazienka to taki pokój z białym,
fajnie rozwijającym się papierem. Kudłaty protagonista nie zauważa ponadto
zbytniej różnicy między tym, czy w domu załatwi wiadome potrzeby na gazecie,
czy bezpośrednio na gołej podłodze.
Psia
wizja świata nie stroni od pewnych uproszczeń, w efekcie czego można czasami
odnieść lekkie wrażenie, iż ową opowieść snuje dziecko. Albo raczej ktoś młodziutki
i zarazem jakby trochę stary, co staje się bardziej widoczne wraz z rozwojem
fabuły. Dlaczego? Otóż autor postanowił połączyć losy czworonożnego bohatera ze
zjawiskiem reinkarnacji. Poznawszy wczesne dzieciństwo zwierzaka, kiedy ten –
jako szczeniak – musi chociażby „walczyć” z rodzeństwem o dostęp do cyca, prześledzimy
dalsze etapy pierwszego życia, a ostatnie chwile nie przynoszą definitywnego
końca. Nasz protagonista odradza się bowiem w kolejnych psich wcieleniach,
zachowując pamięć o poprzednich i wykorzystując doświadczenia, które zdobywa tą
niestandardową wszak drogą. Zaintrygowany wędrówką własnej duszy, pragnie zaś poszukać
sensu swojego istnienia, tak na marginesie stale związanego z ludzką
egzystencją.
Inkarnacje
tytułowego psa umożliwią mu m.in. zasmakowanie pobytu w schronisku, u boku
policjanta czy pod dachem zwyczajnej rodziny, której członkiem jest miły
chłopiec o imieniu Ethan. Podkreślić równocześnie należy, iż amerykański pisarz
szczególnie pochylił się nad czasem spędzonym z wyżej wymienionym młodzieńcem. Psina
wabi się wtedy Bailey i taki też przydomek nie bez powodu pozostanie tym
najważniejszym. Poczytamy zatem o licznych zabawach z Ethanem w jego domu oraz
na farmie dziadków, przy czym piesek nie odpuści sobie paru wybryków. Oczywiście
te niby psikusy pozbawione są cienia złośliwości. Bo Bailey to poczciwa, troskliwa
i szczera w uczuciach istota, która dzięki wrodzonej dobroci nie powinna mieć problemów
z podbiciem serc odbiorców. Co nie znaczy, iż szczekającego pupila ominą przykre
chwile. Jak to w życiu bywa, nie zabraknie także smutnych momentów, tym bardziej
że Bailey spotyka różnych ludzi.
Reasumując,
powieść W. Bruce’a Camerona potrafi zarówno wywołać serdeczny uśmiech na twarzy,
jak i wzruszyć tudzież sprawić, że oczy zrobią się wilgotniejsze. Co prawda
książka zawiera kilka dość średnio interesujących fragmentów, lecz nigdy nie
schodzi poniżej porządnego poziomu ani nie wzbudza odruchów rzucenia lektury w
kąt. Innymi słowy, to solidna i pełna bezpretensjonalnego uroku pozycja, która przemówi
do miłośników zwierząt.
-------------------------------------------------------------------
Tytuł
polski: Był sobie pies
Tytuł
oryginalny: A Dog’s Purpose
Autor:
W. Bruce Cameron
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Kobiece
Liczba
stron: 392
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.