The Deer w
swoich założeniach jawi się jako zacna propozycja dla dzieciaków, a to dlatego,
iż pod płaszczykiem łatwiutkiej rozrywki mamy tutaj małe kompendium wiedzy o
epoce lodowcowej. Zamysł zatem godny docenienia, bo pokazuje przecież, że
edukacja i zabawa mogą stanowić całkiem zgrany zespół. Ale czy na pewno warto
poświęcać temu tytułowi uwagę?
Teoretycznie
projekt, za którego opracowanie odpowiadają Fabio Ferrara i Giulia Airoldi,
wydaje się być w porządku, zwłaszcza wobec docelowej grupy graczy. Sterujemy
wszak sympatycznie wyglądającym jelonkiem, a zwiedzane przy dźwiękach spokojnej
muzyki środowisko przypomina swoją konstrukcją interaktywną prezentację dla
szkrabów. Nie da się też zaprzeczyć, że ilustracje autorstwa Guilii Airoldi,
choć proste, zostały wykonane starannie i cieszą oko bezpretensjonalnym urokiem
oraz dominacją przyjemnych, jesiennych barw. Z powodzeniem mogłyby więc ozdobić
stronice jakiejś książki, acz oczywiście takiej, która byłaby skierowana do identycznego
grona odbiorców co The Deer.
Mechanika
pod tym kątem również w pierwszej chwili niby daje radę, skoro obsługa została
ograniczona do myszki oraz dwóch klawiszy (A, D), by wędrować w prawo bądź lewo.
Nie licząc ESC, który służy do zamknięcia aplikacji. Nasze zadania polegają
natomiast na rozwiązywaniu napotkanych minigierek, a także czytaniu różnych
ciekawostek dotyczących plejstocenu, nieformalnie określonego mianem epoki
lodowcowej (ramy czasowe, fauna, flora itp.). Mniej kolorowo robi się niestety
w momencie, gdy zaczniemy ciut wnikliwszą analizę technicznych aspektów tytułu
lub zwyczajnie przejdziemy grę do końca. Czemu? Całość można zaliczyć raptem w
około 5 minut…
Tak,
wiem – powstają rozmaite wirtualne miniatury, lecz powyższy wynik to raczej
domena darmówek. A i nieodpłatne pozycje często bywają przynajmniej trochę
dłuższe. Tak, zdaję sobie sprawę, że na Steamie The Deer kosztuje standardowo
3,59 zł. Niewiele? Jak najbardziej, ale jednocześnie niewiele w tej produkcji
do roboty. Ot, wyświetlają się na ekranie kształcące informacje (od razu lub po
wskazaniu kursorem interaktywnego punktu), a do tego mamy ledwie trzy migierki.
Te ostatnie rzecz jasna banalne: układanie szkieletu, memory i wybieranie
prowiantu. O ile jednak niski stopień skomplikowania owych zagadek można
jeszcze zrozumieć, tak niewątpliwie przydałoby się zwiększenie ich liczby.
Co
istotne, w The Deer zagramy wyłącznie po angielsku. Dla angielskojęzycznych
osób to żaden problem, ale jeśli skupimy się na polskich odbiorcach, z tym może
być różnie. Kilkuletnie smyki z logicznych powodów zazwyczaj nie władają na
tyle dobrze obcą mową, by pozwolić sobie na swobodną lekturę. Wprawdzie dziecko
od biedy ogarnęłoby samodzielnie pojedyncze minigierki, lecz i tak konieczne
jest towarzystwo kogoś starszego, by przetłumaczyć edukacyjne treści. Słowem
zakończenia, radziłabym ostrożnie przemyśleć ewentualny zakup, gdyż dostajemy tu
za mało w ogólnym rozrachunku zawartości. I to pomimo niskiej ceny oraz
oficjalnego opisu produktu, wedle którego powinno się traktować produkcję jako
interaktywne doświadczenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.