Już od pewnego
czasu nosiłam się z zamiarem przeczytania słynnej powieści Jacka Ketchuma.
Niemniej ewentualna lektura wzbudzała też we mnie trochę obaw, tym samym sprawiając,
że ciągle odkładałam to na później. Bo choć „Dziewczyna z sąsiedztwa” jest
ważnym dla gatunku grozy tytułem, taką właśnie pozycję wyrobiła sobie w dużej
mierze dzięki ogromnemu i realistycznemu ładunkowi okrucieństwa. A gdy
wreszcie nadrobiłam czytelnicze zaległości, przekonałam się, że książka ta
faktycznie stanowi szokujące, brutalne i niemal tłamszące doświadczenie.
Amerykański
pisarz od początku nie patyczkuje się z odbiorcami, gotowymi sięgnąć po jego
utwór. Mianowicie pierwszoosobowy narrator, którym jest niejaki David,
przytacza na dzień dobry pewne przykre wydarzenia, nie pomijając przy tym
nieprzyjemnych detali. To sugestywne przykłady sytuacji, kiedy człowiek doznaje
bardzo silnego bólu. Jednakże mężczyzna podaje owe przypadki, by równocześnie oświadczyć,
że wcale nie są najgorszymi. W taki sposób autor poniekąd zapowiada zatem, że
dopiero dosoli czytelnikowi. A dokona tego poprzez opowieść Davida – historię z
jego życia, jaka miała miejsce latem roku 1958.
Co
ciekawe, cofnięcie się do przeszłości skutkuje najpierw swego rodzaju podwójnym
krokiem wstecz. Pierwsza, oczywista zresztą rzecz to fakt, że David ma wtedy
raptem 13 lat i przez taką perspektywę przefiltrowane są minione czasy. Druga
sprawa dotyczy natomiast tego, iż przez ileś stron Jack Ketchum zdaje się
spuszczać z tonu. Obserwujemy bowiem zwyczajne amerykańskie przedmieścia, gdzie
wszyscy dobrze się znają. Lokalne dzieciaki tworzą zwartą grupę, regularnie
spędzając wspólnie wolne chwile. Istotną rolę w ich codziennej egzystencji
odgrywa ponadto Ruth Chandler – sąsiadka Davida i matka trzech chłopaków z
paczki bohatera: Donny’ego, Williego oraz Woofera. Kobieta spostrzegana jest
przez tutejszą młodzież jako swoista kumpela, imponując ciętym językiem i
różnymi anegdotami.
Ale
nie myślcie, że Ketchum zapomniał o wstępnej obietnicy. Ten względny spokój to
tylko cisza przed burzą, podrzucając nam gdzieniegdzie sygnały, które zwiastują
późniejsze nieszczęścia. Do takich oznak zaliczają się przykładowo wzmianki o dziecięcych
zabawach, jakie trudno uznać za niewinne. Albo sama Ruth, bynajmniej nie będąca
wzorem do naśladowania, lecz wywierająca zgubny wpływ na nieletnich. Coraz
częściej stajemy się też świadkami agresji kobiety wobec sióstr Loughlin –
nastoletniej Meg i młodszej, niepełnosprawnej Susan, które od niedawna
mieszkają u spokrewnionych z nimi Chandlerów. Synowie Ruth wtórują niestety
matce, traktując porządne wszak dziewczęta z pogardą. David zaś mota się pomiędzy
sympatią do Meg a chorobliwą fascynacją okrutnym zachowaniem pani Chandler, jej
potomstwa i innych dzieci z ulicy.
Amerykański
literat posługuje się prostym, acz nad wyraz wymownym piórem, by prowadzić
czytelników przez fabułę i zagęszczać wraz z kolejnymi stronami atmosferę. Nawet
te spokojniejsze fragmenty nierzadko wywoływały u mnie niepokój, w efekcie
czego siedziałam przy książce prawie jak na szpilkach. Po prostu bałam się
najgorszego, a po jego nadejściu niejednokrotnie czułam się wręcz sponiewierana
przez moralną zgniliznę, jaka wyzierała z kart utworu. Nieuchronnie narastający
dramat, który odbywa się za drzwiami domu Ruth, nabiera na pewnym etapie
znamiona najprawdziwszego horroru, przeistaczając się w zwyrodniałe maltretowanie
bliźniego. Groza tym bardziej wstrząsająca, bo realna – z udziałem zwykłych
ludzi, a nie istot nadprzyrodzonych. Dodać trzeba, że fizycznej przemocy
towarzyszy tutaj intensywne podłoże psychologiczne.
Te
zabiegi, które niewątpliwie zwiększają przytłaczającą siłę oddziaływania całej
historii, po części okazały się też jednak obosieczną bronią. W konsekwencji momentami
odnosiłam wrażenie, że została przekroczona granica, zmuszając mnie do
śledzenia chorego festynu sadyzmu. Dlatego nie wiem, kiedy zapoznam się z
innymi tytułami od Jacka Ketchuma. Raczej nieprędko. Zbyt duży lęk przed potencjalną
dawką podobnego hardcoru… Pomimo tego sądzę, iż pisarz osiągnął swój cel,
tworząc „Dziewczynę z sąsiedztwa”. Otóż autorski komentarz, który zamyka
powieść, zdradza, że jej powstanie podyktowane zostało wstrętem do tzw. bestii
w ludzkiej skórze. Co więcej, relacja Davida zrodziła się także w wyniku inspiracji
autentycznym przypadkiem znęcania się nad nastolatką. A czytając o takich
okropieństwach, normalny człowiek odczuje przecież zgrozę, obrzydzenie, gniew
oraz wstyd, że istnieją tego typu potwory… Pozwolę sobie jeszcze wtrącić, iż
książkę otwiera rekomendacja ze strony Stephena Kinga, lecz przez zawarte tam
spoilery najlepiej zostawić lekturę owego wstępu na koniec.
-------------------------------------------------------------------
Tytuł
polski: Dziewczyna z sąsiedztwa
Tytuł oryginalny: The Girl Next Door
Autor:
Jack Ketchum
Wydawnictwo:
Papierowy Księżyc
Liczba
stron: 340
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.