Gdy czasu na granie
mało, a i tak człowieka do tego ciągnie, bardzo dobrym rozwiązaniem są wtedy
szczególnie krótkie produkcje. Takie, by móc szybko ujrzeć finał i następnie
wrócić do innych zajęć, czując jednocześnie satysfakcję z ukończenia kolejnego
tytułu. Ostatnio sama miałam właśnie potrzebę odpalenia tego rodzaju pozycji, zaś
mój wybór padł na darmowe A Case of the Crabs. Klasyczną przygodówkę, w której
kryminalna afera kręci się wokół skorupiaków, acz to przede wszystkim obecność trupa
popycha głównego bohatera do działania.
Nic
dziwnego, że Nick Bounty, bo tak nazywa się nasz protagonista, nie zamierza bezczynnie
czekać na dalszy rozwój wypadków. O wiele bardziej zaskakujące byłoby totalne
olanie sprawy, zwłaszcza że mężczyzna wykonuje zawód prywatnego detektywa. Na
dokładkę, Arthur Griffen, czyli wspomniany we wstępie nieboszczyk, leży w
biurze pana Bounty’ego. A jak on tam się znalazł? Sam przyszedł – oczywiście
jeszcze zanim stuknął w kalendarz. Ale po kolei. Otóż pewnego chłodnego dnia
Nick stwierdza bowiem, iż kiepska pogoda nie sprzyja napływowi klientów. Arthur,
który staje nagle u progu jego gabinetu, jawi się więc jako takie światełko w
tunelu. Szkoda tylko, że ledwo zacznie mówić o swoim problemie, a ktoś
znienacka zadaje facetowi śmiertelny cios nożem.
Po
nieznanym zabójcy ani śladu, nie licząc narzędzia zbrodni, które to wystaje z
pleców denata. A skoro ofiara sprzedawała kraby, dochodzenie detektywa obejmie lokalny
handel owocami morza, włącznie z okolicznymi restauracjami. Nietrudno zgadnąć,
że bohater wpadnie na trop podejrzanych przedsięwzięć. Jego śledztwo
przedstawiono natomiast w konwencji kryminału noir z przymrużeniem oka. Usłyszymy
zatem charakterystyczny dla typowych reprezentantów gatunku komentarz z offu,
należący rzecz jasna do protagonisty. Ponadto, fabułę osadzono w czasach, gdy nie
brakowało gangsterów pokroju Ala Capone. Niemniej są też humorystyczne akcenty,
nie żałując odbiorcom okazji do uśmiechu.
Co
się tyczy kwestii technicznych, studio Pinhead Games, które odpowiada za ten
niezależny projekt, zaproponowało nam tradycyjnego point and clicka,
obsługiwanego przy pomocy lewego przycisku myszy. Interfejs kłania się starym
przygodówkom z ubiegłego wieku, a to dzięki panelowi u dołu ekranu. W lewej
części owego menu mamy listę dostępnych interakcji (np. oglądanie, gadanie czy
podnoszenie), podczas gdy prawą stronę zarezerwowano dla ekwipunku. Rozgrywka bazuje
tutaj na prowadzeniu konwersacji, a także zbieraniu i używaniu różnych
rekwizytów. Napotkane zagadki przedmiotowe nie zaliczają się do
skomplikowanych, lecz żartobliwy scenariusz pociągnął za sobą parę takich
pomysłów, które odbiegają od standardowej logiki. Jak napomknęłam wcześniej,
zabawa nie trwa długo. Zaliczenie całości przy pierwszym podejściu powinno
zająć średnio 45 minut.
A
Case of the Crabs to flashowa produkcja z 2004 roku, która już w momencie
premiery nie oferowała wizualnych fajerwerków. Dwuwymiarowa grafika nie wzbudza
zachwytu, ale na szczęście nie straszy. Pomimo tego doceniam monochromatyczną
kolorystykę, która pasuje do formuły czarnego kryminału i starego kina. Cieszy
również otwierająca grę czołówka oraz zadowalająca warstwa audio, na jaką to złożyły
się klimatyczne, przeważnie jazzowo-swingujące nuty, wespół z angielskim
dubbingiem. Voice acting stanowi zresztą miłą niespodziankę sam w sobie, tym
bardziej że mowa o nieodpłatnej przygodówce. Może i jakość nagrań nie błyszczy
pełnym blaskiem, lecz poszczególni aktorzy wypadli przyzwoicie. A jako że
całokształt okazał się sympatycznym doświadczeniem, planuję dać kiedyś szansę
innym point and clickom spod szyldu Pinhead Games, w tym The Goat in the Grey
Fedora – drugiej części serii z Nickiem Bountym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.