sobota, 17 listopada 2018

The Watchmaker (PC) - recenzja



Walka o uratowanie czasu przy równoczesnym ściganiu się z nim? Choć w pierwszej chwili jedno i drugie zdaje się wzajemnie wykluczać, niezależni deweloperzy z chilijskiego studia Micropsia Games pokazali, że taka kombinacja jest jak najbardziej możliwa. A to za sprawą logiczno-przygodowej platformówki 3D o nazwie The Watchmaker. Produkcji, której grzechem byłoby zarzucić brak pomysłu na siebie. Ale też nie wszystkie trybiki nakręcono tu koncertowo, przez co gra nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału.

Rozgrywający się w steampunkowym świecie tytuł pozwala nam przejąć stery nad poczynaniami niejakiego Alexandra – utalentowanego inżyniera i wynalazcy. Życie mężczyzny wypełnia pilnowanie osobliwej wieży zegarowej, a tym samym sprawdzanie, czy poszczególne elementy konstrukcji działają prawidłowo. Co łatwe do przewidzenia, zawitamy tam akurat wtedy, kiedy misterna budowla zaczyna nawalać. I to bardzo! Ach, gdyby tylko chodziło o wskazówki podające złą godzinę… Jednakże tajemniczy sabotażysta narobił znacznie więcej szkód, w efekcie czego zostaje zaburzony rytm czasu. Ba, skutki ogromnej awarii boleśnie odczuwa również Alexander, którego to dotyka przyspieszony proces starzenia.


Biedny chłopina musi zatem naprawić zaistniały bajzel, przemierzając kolejne obszary z rozmaitymi mechanizmami. Towarzystwa dotrzymuje mu natomiast latająca i przemawiająca męskim głosem iskierka, która wzbudza lekkie skojarzenia z energetycznym kłębkiem potarganej wełny. To zresztą tenże kompan budzi na początku gry protagonistę, by poinformować o alarmującej sytuacji. Potem też nie wzbroni się przed ucięciem krótkich pogawędek z Alexandrem, które – podobnie jak skrawki wspomnień bohatera czy dokumenty – pełnią funkcję nośników narracji. Generalnie fabularna otoczka została nieźle nakreślona, przy czym warto czytać znalezione gazety i listy, dające nieco wglądu do realiów świata przedstawionego w szerszym kontekście.

Niemniej tym, co najbardziej pochłonie naszą uwagę, jest bez wątpienia gameplay. Ściślej rzecz biorąc, zagadki środowiskowe, które wymagają lawirowania pomiędzy wszelakimi platformami, obsługiwania wajch, guzików i innych urządzeń. Dodam, iż gdzieniegdzie napatoczą się wrogowie, włącznie z paroma bossami. Co istotne, przy rozwiązywaniu napotkanych wyzwań będziemy regularnie posiłkować się mocami strażnika wieży. Wyposażony w specjalną rękawicę, Alexander dysponuje takimi talentami jak chwilowe spowalnianie czasu, otaczanie siebie osłoną, odpychanie przy użyciu impulsu czy magnetyczne przenoszenie i przesuwanie wybranych obiektów. Potrafi do tego cofnąć, że tak to ujmę, wskazówki zegara, a także zostawić projekcję swej bieżącej pozycji, szczególnie potrzebnej do przytrzymania wciśniętego przycisku w momencie, gdy musimy ruszać dalej.


Należy jednocześnie podkreślić, iż w trakcie rozgrywki niemal dosłownie czuć na karku oddech nieubłagalnie mijającego czasu. Brak klasycznego paska zdrowia nie oznacza bowiem, że twórcy zamierzają nam pobłażać. O ile trochę spokoju pomoże zregenerować pulę tzw. komórek mocy, o tyle nie ma co się łudzić, iż bierne czekanie wpłynie dobrze na biologiczny licznik bohatera. Jak zasygnalizowałam wcześniej, latka facetowi ciągle lecą w podkręconym tempie. Stąd im starszy, tym słabszy i wolniejszy. A kiedy wskaźnik wieku na jego plecaku dobije do dziewięćdziesiątki, to – niestety – wyzioniemy ducha. Swoją drogą, całkiem oryginalna idea, lecz zarazem umiejąca mocno dać w kość.

Bo mimo że ta zabawa z czasem (turbo starzenie, magnetyczna rękawica itd.) prezentuje się rzeczywiście ciekawie, realizacja niektórych elementów nie do końca mnie przekonała, wywołując pewien zgrzyt. W konsekwencji gra bywa dość frustrująca, gdyż wymusza pośpiech przez kłopotliwy stan Alexandra, każe bardzo precyzyjnie wykonywać kolejne czynności i żwawo kombinować. Nieustanna presja, którą narzuca swoiste odliczanie na plecach protagonisty, nie sprzyja zaś zbytnio koncentracji, niezbędnej wszak w obliczu łamigłówkowej specyfiki środowiska. Owszem, można odmładzać się dzięki stosownym kluczom oraz punktom kontrolnym, ale często biegałam do tych drugich jedynie po to, by zyskać parę dodatkowych minut. Na dokładkę, orientacja w terenie nie jest kaszką z mlekiem, choć zobaczymy drobne drogowskazy pod postacią śladów stóp. Ponadto łatwo o natychmiastowy zgon przy niefortunnym skoku. Przydałoby się też więcej szlifu – natrafiłam przykładowo na bug z jednym golemem (wroga gdzieś wcięło, lecz wyszłam do menu, wczytałam checkpoint i już był na swoim miejscu).


Jeśli chodzi o oprawę audiowizualną, zgrana z klimatem losów Alexandra muzyka akompaniuje trójwymiarowej grafice, która oczywiście nie dorównuje tuzom AAA, ale nie wygląda brzydko. Co istotne, cieszy estetyczna konsekwencja deweloperów, czyli steampunkowy posmak i akcenty uwypuklające fach protagonisty. Ogólna spójność nie przeszkodziła przy tym w zadowalającym zróżnicowaniu kilku głównych obszarów, po których przyjdzie nam buszować (m.in. strefa zabawkowa, ulice nocą czy wystrój kłaniający się starożytności). Na uwagę zasługuje także graficzne odzwierciedlenie szalejącego wieku mężczyzny. Wraz z przybywającymi latami, włosy stają się rzadkie i siwe, nie wspominając o zmarszczkach w pakiecie. Mało tego, kolorystyka otoczenia blednie, poniekąd gasnąc w oczach niczym nasz podopieczny. A gdy odzyskamy młodzieńczą formę, będziemy świadkami odwrotnej tendencji – świat nabierze zdecydowanie żywszych barw.

Reasumując, The Watchmaker oferuje interesujące tło fabularne, przemyślaną estetykę oraz pomysłowe założenia rozgrywki, które łączą konieczność główkowania z testowaniem zręcznych palców. Jednak ostatni z powyższych składników, czyli mechanika, pokazuje również, iż droga od teorii do praktyki może być niekiedy wyboista. Podczas zabawy na zmianę więc doceniałam niektóre zabiegi twórców i mniej bądź bardziej kręciłam na nie nosem. Pomimo tego tytuł ma szansę zyskać przychylność takich graczy, którzy uwielbiają wszelkiej maści platformówki, a przy okazji z otwartymi ramionami witają nieoklepane rozwiązania na owym polu.



---------------------------------------------------

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy 1C Entertainment oraz producentowi gry – Micropsia Games.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.