Walka o
uratowanie czasu przy równoczesnym ściganiu się z nim? Choć w pierwszej chwili jedno
i drugie zdaje się wzajemnie wykluczać, niezależni deweloperzy z chilijskiego
studia Micropsia Games pokazali, że taka kombinacja jest jak najbardziej
możliwa. A to za sprawą logiczno-przygodowej platformówki 3D o nazwie The
Watchmaker. Produkcji, której grzechem byłoby zarzucić brak pomysłu na siebie. Ale
też nie wszystkie trybiki nakręcono tu koncertowo, przez co gra nie
wykorzystuje w pełni swojego potencjału.
Rozgrywający
się w steampunkowym świecie tytuł pozwala nam przejąć stery nad poczynaniami niejakiego
Alexandra – utalentowanego inżyniera i wynalazcy. Życie mężczyzny wypełnia
pilnowanie osobliwej wieży zegarowej, a tym samym sprawdzanie, czy poszczególne
elementy konstrukcji działają prawidłowo. Co łatwe do przewidzenia, zawitamy
tam akurat wtedy, kiedy misterna budowla zaczyna nawalać. I to bardzo! Ach, gdyby
tylko chodziło o wskazówki podające złą godzinę… Jednakże tajemniczy
sabotażysta narobił znacznie więcej szkód, w efekcie czego zostaje zaburzony rytm
czasu. Ba, skutki ogromnej awarii boleśnie odczuwa również Alexander, którego
to dotyka przyspieszony proces starzenia.
Biedny
chłopina musi zatem naprawić zaistniały bajzel, przemierzając kolejne obszary z
rozmaitymi mechanizmami. Towarzystwa dotrzymuje mu natomiast latająca i
przemawiająca męskim głosem iskierka, która wzbudza lekkie skojarzenia z energetycznym
kłębkiem potarganej wełny. To zresztą tenże kompan budzi na początku gry
protagonistę, by poinformować o alarmującej sytuacji. Potem też nie wzbroni się
przed ucięciem krótkich pogawędek z Alexandrem, które – podobnie jak skrawki
wspomnień bohatera czy dokumenty – pełnią funkcję nośników narracji. Generalnie
fabularna otoczka została nieźle nakreślona, przy czym warto czytać znalezione
gazety i listy, dające nieco wglądu do realiów świata przedstawionego w
szerszym kontekście.
Niemniej
tym, co najbardziej pochłonie naszą uwagę, jest bez wątpienia gameplay. Ściślej
rzecz biorąc, zagadki środowiskowe, które wymagają lawirowania pomiędzy wszelakimi
platformami, obsługiwania wajch, guzików i innych urządzeń. Dodam, iż
gdzieniegdzie napatoczą się wrogowie, włącznie z paroma bossami. Co istotne, przy
rozwiązywaniu napotkanych wyzwań będziemy regularnie posiłkować się mocami
strażnika wieży. Wyposażony w specjalną rękawicę, Alexander dysponuje takimi
talentami jak chwilowe spowalnianie czasu, otaczanie siebie osłoną, odpychanie
przy użyciu impulsu czy magnetyczne przenoszenie i przesuwanie wybranych obiektów.
Potrafi do tego cofnąć, że tak to ujmę, wskazówki zegara, a także zostawić projekcję
swej bieżącej pozycji, szczególnie potrzebnej do przytrzymania wciśniętego
przycisku w momencie, gdy musimy ruszać dalej.
Należy
jednocześnie podkreślić, iż w trakcie rozgrywki niemal dosłownie czuć na karku oddech
nieubłagalnie mijającego czasu. Brak klasycznego paska zdrowia nie oznacza bowiem,
że twórcy zamierzają nam pobłażać. O ile trochę spokoju pomoże zregenerować pulę
tzw. komórek mocy, o tyle nie ma co się łudzić, iż bierne czekanie wpłynie
dobrze na biologiczny licznik bohatera. Jak zasygnalizowałam wcześniej, latka
facetowi ciągle lecą w podkręconym tempie. Stąd im starszy, tym słabszy i
wolniejszy. A kiedy wskaźnik wieku na jego plecaku dobije do
dziewięćdziesiątki, to – niestety – wyzioniemy ducha. Swoją drogą, całkiem oryginalna
idea, lecz zarazem umiejąca mocno dać w kość.
Bo
mimo że ta zabawa z czasem (turbo starzenie, magnetyczna rękawica itd.)
prezentuje się rzeczywiście ciekawie, realizacja niektórych elementów nie do
końca mnie przekonała, wywołując pewien zgrzyt. W konsekwencji gra bywa dość frustrująca,
gdyż wymusza pośpiech przez kłopotliwy stan Alexandra, każe bardzo precyzyjnie
wykonywać kolejne czynności i żwawo kombinować. Nieustanna presja, którą
narzuca swoiste odliczanie na plecach protagonisty, nie sprzyja zaś zbytnio
koncentracji, niezbędnej wszak w obliczu łamigłówkowej specyfiki środowiska. Owszem,
można odmładzać się dzięki stosownym kluczom oraz punktom kontrolnym, ale
często biegałam do tych drugich jedynie po to, by zyskać parę dodatkowych minut.
Na dokładkę, orientacja w terenie nie jest kaszką z mlekiem, choć zobaczymy
drobne drogowskazy pod postacią śladów stóp. Ponadto łatwo o natychmiastowy
zgon przy niefortunnym skoku. Przydałoby się też więcej szlifu – natrafiłam przykładowo
na bug z jednym golemem (wroga gdzieś wcięło, lecz wyszłam do menu, wczytałam
checkpoint i już był na swoim miejscu).
Jeśli
chodzi o oprawę audiowizualną, zgrana z klimatem losów Alexandra muzyka akompaniuje
trójwymiarowej grafice, która oczywiście nie dorównuje tuzom AAA, ale nie
wygląda brzydko. Co istotne, cieszy estetyczna konsekwencja deweloperów, czyli
steampunkowy posmak i akcenty uwypuklające fach protagonisty. Ogólna spójność nie
przeszkodziła przy tym w zadowalającym zróżnicowaniu kilku głównych obszarów,
po których przyjdzie nam buszować (m.in. strefa zabawkowa, ulice nocą czy wystrój
kłaniający się starożytności). Na uwagę zasługuje także graficzne
odzwierciedlenie szalejącego wieku mężczyzny. Wraz z przybywającymi latami, włosy
stają się rzadkie i siwe, nie wspominając o zmarszczkach w pakiecie. Mało tego,
kolorystyka otoczenia blednie, poniekąd gasnąc w oczach niczym nasz
podopieczny. A gdy odzyskamy młodzieńczą formę, będziemy świadkami odwrotnej
tendencji – świat nabierze zdecydowanie żywszych barw.
Reasumując,
The Watchmaker oferuje interesujące tło fabularne, przemyślaną estetykę oraz pomysłowe
założenia rozgrywki, które łączą konieczność główkowania z testowaniem
zręcznych palców. Jednak ostatni z powyższych składników, czyli mechanika, pokazuje
również, iż droga od teorii do praktyki może być niekiedy wyboista. Podczas
zabawy na zmianę więc doceniałam niektóre zabiegi twórców i mniej bądź bardziej
kręciłam na nie nosem. Pomimo tego tytuł ma szansę zyskać przychylność takich graczy,
którzy uwielbiają wszelkiej maści platformówki, a przy okazji z otwartymi
ramionami witają nieoklepane rozwiązania na owym polu.
---------------------------------------------------
Za udostępnienie
egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy 1C Entertainment oraz producentowi gry
– Micropsia Games.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.