piątek, 9 listopada 2018

"Ekspedycja", James Rollins - recenzja


Dla jednych niezwykłe odkrycia to nie tylko droga ku zyskaniu większego prestiżu w naukowej branży, lecz także okazja, by po prostu dołożyć swoją cegiełkę na rzecz poszerzania ludzkiej wiedzy. Drudzy mogą widzieć zaś w tym szansę na realizację mniej bądź bardziej szemranych planów, niekiedy nazbyt gorliwie kierując się zasadą „po trupach do celu”. A skoro fabuła „Ekspedycji” kręci się wokół zadziwiających rezultatów prac archeologicznych, nie zabraknie tu zatem reprezentantów powyższych postaw. Oczywiście nie obędzie się bez dużego zamieszania, o które szczególnie zadbają ci z najbardziej bojowym podejściem. Słowem, intensywne wrażenia gwarantowane!

Twórczość Jamesa Rollinsa zaskarbiła sobie moją sympatię dzięki przeczytaniu kilku powieści z flagowego cyklu autora o nazwie „SIGMA Force”. Wprawdzie „Ekspedycja” nie wchodzi w skład tej serii, ale też zalicza się do sensacyjno-przygodowych historii, stanowiących specjalność owego pisarza. Fabułę utworu otwiera dramatyczny prolog, osadzony w roku 1538, na terenie peruwiańskich And. Pewien zdesperowany mnich ucieka wtedy przed inkaskimi myśliwymi, acz praktycznie stracił już nadzieję, że wyjdzie z opałów bez szwanku. Niemniej główna akcja toczy się współcześnie, więc szybko przeskakujemy do bliższych nam czasów. Profesora Henry’ego Conklina absorbują zabalsamowane zwłoki, które to znalazł we wcześniej wymienionych górach i przywiózł do USA, by przeprowadzić badania na uniwersytecie w Baltimore. Co istotne, równolegle śledzimy wydarzenia w sercu peruwiańskiej dżungli. Ekipa archeologiczna, której szeregi zasila m.in. bratanek pana Henryka – Sam Conklin, zajmuje się tam starożytnymi ruinami, ulokowanymi pomiędzy dwoma górskimi szczytami.

Autor z powodzeniem serwuje nam opowieść, w której nie ma miejsca na nudę. Dla bohaterów oznacza to multum komplikacji, włącznie z sytuacjami zagrażającymi życiu. Co do profesora, starszy archeolog pragnie zdobyć dowody na potwierdzenie swej teorii, wedle której Inkowie wchłaniali inne plemiona metodą podbojów. I choć akurat mumia poniekąd każe mu w tej materii przełknąć pigułkę goryczy, to zarazem okazuje się skrywać niesamowitą wręcz substancję, przyciągając uwagę różnych ludzi. Na czyimś celowniku wylądują także wykopaliska, gdzie przebywa młodszy Colkin, swoją drogą współpracujący z wujkiem. W efekcie Sam i kilkoro jego znajomych zostają uwięzieni wewnątrz podziemnych ruin. Przyznam, iż stricte południowoamerykańskie partie spodobały mi się nawet bardziej niż losy Henry’ego. Królują tu bowiem klimaty à la Indiana Jones i Tomb Raider, które wprost ubóstwiam. Ten duch odkrywczej przygody tropem dawnych cywilizacji, pułapki podnoszące adrenalinę… Co więcej, wędrówce wśród skarbów starożytności i jaskiniowych pomieszczeń towarzyszy słusznie klaustrofobiczna atmosfera. Dzika przyroda ogółem też zresztą posiada taką aurę, zwłaszcza gdy trudno o swobodną komunikację ze światem zewnętrznym.

James Rollins nie zapomina przy tym o wyrazistym nakreśleniu postaci, pozwalając je całkiem dobrze poznać. Mimo że na kartach powieści Sam i Henry nie będą często się widywać, pisarz nie omieszkuje wtrącić wzmianki, wiarygodnie tłumaczącej siłę więzi, jaka łączy obu krewnych. Natomiast obecność pani patolog – doktor Joan Engel nie służy jedynie pomaganiu Colkinowi seniorowi przy badaniach, gdyż zaistniałe kłopoty przypomną o ich – zdawałoby się – dawno zapomnianych uczuciach. Poszczególne sylwetki są ponadto na tyle zróżnicowane, iż bez problemu potrafią zapaść w pamięć. Tak jest dla przykładu z miłym i dzielnym chłopcem o imieniu Denial, wysportowanym archeologiem Ralphem Isaacsonem czy homoseksualnym fotoreporterem Normanem Fieldsem. Ciekawie wypada dynamika relacji między tymi dwoma ostatnimi. Ralph, typ samca alfa, jest z pewnych względów uprzedzony do osób o takiej orientacji jak Norman, lecz w miarę rozwoju fabuły owa niechęć zostanie przełamana.

Czy coś ewentualnie mogłoby zaburzyć przyjemność płynącą z lektury? Jeżeli ktoś nie lubi, kiedy przygodowe historie zbytnio skręcają ku zdecydowanie fantastycznym rejonom, na wszelki wypadek ostrzegam, iż w „Ekspedycji” znajdziemy trochę tego rodzaju pomysłów. Mnie co prawda to nie denerwowało, ale nie zaprzeczę, że autora momentami ciut za bardzo ponosiła wyobraźnia. Jak jednak niejednokrotnie zasygnalizowałam, i tak dostajemy wysokiej klasy rozrywkę. Na dokładkę, z rozmachem godnym efektownych widowisk filmowych.



-------------------------------------------------------------------
Tytuł polski: Ekspedycja
Tytuł oryginalny: Excavation
Autor: James Rollins
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 480

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.