Choć historia
należących do Calhounów szmaragdów została zamknięta w czterech opowieściach o
losach sióstr z tejże familii, Nora Roberts postanowiła jeszcze raz powrócić do
urokliwego miasteczka Bar Harbor, gdzie rozgrywa się akcja cyklu „Zamek
Calhounów”. Tak oto powstały „Pomyślne wiatry”, na kartach których autorka
przygląda się bliżej pewnej kobiecie z otoczenia wyżej wymienionej rodziny.
Amerykańska pisarka nie zapomina przy tym o swojej gatunkowej specjalizacji,
czyli romantycznej literaturze rozrywkowej. Stąd też bohaterka książki zostanie
postawiona w obliczu sercowych zawirowań, mimo że za wszelką cenę stara się ich
uniknąć.
Protagonistką,
która tak usilnie próbuje trzymać porywy serca na wodzy, jest Megan O’Riley. Postać,
jaką powinny kojarzyć obeznane z serią osoby, acz wcześniej przewinęła się
jedynie na drugim planie. A co Megan porabia aktualnie w Bar Harbor? Ano przeprowadza
się tam ze swoim synkiem Kevinem, by przyjąć posadę dyrektorki do spraw finansowych
hotelu, który ulokowany jest w Towers, rodzinnej posesji Calhounów. Kobieta
pragnie skupić się na wykonywanej pracy i zapewnieniu dziecku jak najlepszej
opieki. Do tego nie lubi iść na żywioł, w zamian twardo stąpając po ziemi. Nie
ma więc zamiaru zakochiwać się, a jej lęk przed uczuciem stanowi efekt dawnego
zranienia. Tyle że w mieście przebywa też akurat Nathaniel „Nate” Fury,
zaprzyjaźniony z Calhounami facet i drugi główny bohater powieści, który to
zajmuje się lokalnym sklepem żeglarskim oraz organizacją rejsów. Jak nietrudno
przewidzieć, Megan szybko wpada mężczyźnie w oko. O ile jednak Nate, który
posiada niejedną zaletę (m.in. dobry kontakt z dziećmi), śmiało przystępuje do
inicjatywy, tak upór obiektu jego westchnień zdecydowanie nie ułatwia mu
zadania.
„Pomyślne
wiatry” to skromnych rozmiarów, ale co szczególnie istotne, pełna romantycznych
i ciepłych nut powieść. W kreowaniu takiego nastroju sprzyja zaś nie tylko
chemia między protagonistami, lecz również choćby miejsce akcji. Bar Harbor i
rezydencja Towers wywarły zresztą na mnie pozytywne wrażenie już w poprzednich
częściach, poświęconych kolejno Catherine, Amanadzie, Lilah oraz Suzannie
Calhoun. Nie ukrywam, sama chętnie zamieszkałabym w podobnej scenerii z
widokiem na morze. Co więcej, autorka potrafi obdarzyć niewymuszonym urokiem
takie sceny jak np. obserwacja wielorybów podczas rejsu czy wieczorny spacer po
ogrodzie. Ponadto postacie, które mają za zadanie wzbudzić sympatię odbiorców,
faktycznie dają się lubić. Prócz pary pierwszoplanowych bohaterów, na
wyróżnienie zasługują zwłaszcza rozmiłowana we wróżbach ciotka Coco (Cordelia
Calhoun McPike) i współpracujący z nią w hotelowej kuchni Niels „Holender” van
Horve. Poboczny wątek o napiętych relacjach owej dwójki ma w sobie coś z
przysłowia „kto się lubi, ten się czubi”, wnosząc do utworu trochę delikatnego
humoru.
Jak
już pisałam, mamy tutaj do czynienia z kolejną częścią cyklu. Gwoli ścisłości,
piątą, aczkolwiek zarazem taką, która jest przyjazna dla nowych czytelników.
Nora Roberts nie omieszkuje bowiem przytoczyć pewnych wydarzeń z wcześniejszych
części, wplatając tego typu informacje w płynny i treściwy sposób. Dzięki takiemu
zabiegowi każdy bez problemu odnajdzie się zatem w zależnościach, jakie istnieją
pomiędzy uprzednio zaprezentowanymi postaciami. Oczywiście to także dobre
przypomnienie dla tych, którzy przeczytali starsze odsłony. Swoją drogą, tego
rodzaju elementy obejmują również drobniutki powrót do tematu wspomnianych na
wstępie szmaragdów, co jest dodatkowo ważne jako swoiste uzupełnienie, jeśli
chodzi o przeszłość wiadomego rodu. A to dlatego, że w dedykowanej Megan
pozycji zostaje odkryta stara księga rachunkowa z zapiskami Fergusa – despotycznego
męża Bianki, prababki sióstr Calhoun.
Warto
na koniec zaznaczyć, iż „Pomyślne wiatry” nie są taką książką, która zaskakiwałaby
ogólnym przebiegiem fabuły. Autorka po prostu snuje tu nieskomplikowaną historię,
która pozwala uwierzyć, że do naszych drzwi może zapukać prawdziwe szczęście. I
to nawet pomimo trudnych doświadczeń. Niemniej wpierw trzeba otworzyć się na te
jaśniejsze promyki, zamiast jeszcze bardziej umacniać zbudowany wokół siebie
mur. Lub o nie zawalczyć, żeby zburzyć napotkane na swojej drodze bariery. A
właśnie to wszystko, plus kilka innych rzeczy, udało się Norze Roberts solidnie
przedstawić, za co jestem bardzo wdzięczna tej popularnej, amerykańskiej
literatce. Słowem, lektura w sam raz dla kogoś, kto nie stroni od relaksu przy
lekkich, miłosno-obyczajowych tytułach.
-------------------------------------------------------------------
Tytuł
polski: Pomyślne wiatry
Tytuł
oryginalny: Megan’s Mate
Autor:
Nora Roberts
Wydawnictwo:
Edipresse Polska, HarperCollins Polska (kolekcja „Książki o miłości”, t. 36)
Liczba
stron: 248
Kiedys bardzo lubiłam książki Nory Roberts, ale już dawno do żadnej nie zaglądałam :)
OdpowiedzUsuńJa z kolei nadal lubię jej twórczość i od czasu do czasu wciąż sięgam po coś spod pióra tej autorki. :)
UsuńWstyd się przyznać, ale nie czytałam jeszcze ani jednej książki Nory Roberts. Ups. Myślę, że "Pomyślne wiatry" będą dobre na początek, lekki romans brzmi dobrze. :)
OdpowiedzUsuńW moim przypadku też znajdzie się jeszcze niejeden znany autor, który dopiero czeka na swoją kolej. :) Co do prozy Nory Roberts, warto też sięgnąć choćby po wcześniejsze książki z serii "Zamek Calhounów" - "Catherine", "Amanda", "Lilah" i "Suzanna". Są jeszcze starsze wydania pod innymi tytułami, ale nie pamiętam, pod jakimi dokładnie. Sama czytałam właśnie z tymi imiennymi tytułami, jeśli chodzi o poprzedniczki "Pomyślnych wiatrów". Do tego były to wydania typu 2 w 1 (2 opowieści w 1 książce "Catherine/Amanda", "Lilah/Suzanna").
Usuńniestety mi powieści pani Roberts nie przypadają do gustu:)
OdpowiedzUsuńRozumiem, a ja z kolei lubię jej książki - pomagają mi się odprężyć.:)
UsuńMyślę, że nie dla mnie. Ale cieszę się, że tobie przypadła do gustu.
OdpowiedzUsuńMnie się ta książka podobała. Przyznam też, że lubię od czasu do czasu sięgnąć po coś z literatury romantycznej, a Nora Roberts należy do moich ulubionych autorek. :)
UsuńPo Norę Roberts czasem sięgałam gdy miałam ochotę na coś lżejszego :) jednak te serii jeszcze nie czytałam. Może kiedyś sięgnę. Na pewno nie chcę zaczynać od piątego tomu :)
OdpowiedzUsuńSama też czytam jej książki wtedy, kiedy potrzebuję czegoś odprężającego. I choć przerobiłam już część jej twórczości, to wciąż jeszcze sporo przede mną. Nora Roberts napisała masę powieści. :)
UsuńLubię od niej też lekką fantastykę z wątkami romantycznymi. "Trylogię kręgu", albo "Trylogię kluczy" czytałaś? :)
Usuń"Trylogię kręgu" tak, ale dawno. Pamiętam jednak, że mi się podobała. Tej o kluczach nie miałam już niestety przyjemności przeczytać. Jeśli chodzi o Norę Roberts w takim fantastyczno-romantycznych wydaniu, czytałam za to jeszcze m.in. trylogię pt. "Strażnicy". Ogólnie przyjemna i do odprężenia w sam raz, choć bazująca na często stosowanych przez autorkę schematach (najlepszy I tom, kolejne raczej takie średniaczki, choć wciąż przyjemne i nie żałuję ich przeczytania). :)
UsuńAutorka jest trochę schematyczna ale pisze dużo i w różnych klimatach. Fajnie się po nią sięga z przerwami. Kiedyś przeczytałam jakieś jej trzy książki pod rząd to miałam dość ale jak od czasu do czasu to fajny relaks. Strażników raczej nie czytałam, rozejrzę się za nimi, jak znów będę chciała do Nory wrócić :)
UsuńFakt, Nora Roberts ma pewne schematy, ale umie nimi sprawnie operować. Niemniej za dużo książek danego autora pod rząd może wywołać pewien przesyt, mimo że jednocześnie ta konkretna pisarka stara się też dorzucać pewne urozmaicenia (np. poprzez doprawienie romansu kryminałem). :)
UsuńNie podchodzi mi twórczość Nory Roberts
OdpowiedzUsuńZe mną z kolei jest odwrotnie. :)
Usuń