piątek, 9 października 2020

"Dom żywych trupów", J. R. Black - recenzja

 

„Dom żywych trupów” jest nie tylko solidnym przykładem literatury dziecięcej z dreszczykiem. Książka ta może też okazać się wszak niezłą rozrywką dla dorosłych odbiorców, którzy chcieliby przeczytać coś bardzo krótkiego i lekkiego o nadprzyrodzonej tematyce. Ale co szczególnie ważne, ów tytuł zwraca na siebie uwagę z jeszcze innego powodu. To bowiem taka pozycja, jaka oferuje czytelnikom niesztampowe spojrzenie na motyw zombiaków.

Omawiany utwór wchodzi w skład serii „Krąg Ciemności” z lat 90. XX w., na którą złożyło się kilkanaście samodzielnych opowieści grozy dla dzieci. Historia, jaką przedstawiono na kartach „Domu żywych trupów”, pozwala nam prześledzić wydarzenia widziane oczami 13-letniego Josha Millera. Główny bohater i zarazem pierwszoosobowy narrator jest dość świeżo po przeprowadzce z upalnej Florydy w chłodniejsze rejony, do niewielkiego miasteczka na terenie stanu Massachusetts. Chłopiec nie podziela entuzjazmu rodziców w kwestii takowych przenosin, gdyż tęskni chociażby za cieplejszą pogodą, a także za towarzystwem najlepszego przyjaciela. Ponadto niepokoi go stare domostwo, pod którego dachem teraz mieszka. Wkrótce też protagonista przekonuje się, iż faktycznie ma powody do obaw. Bo nie dość, że przydomowe podwórko wyłożone zostało płytami nagrobnymi, to na dokładkę, po posesji plączą się naznaczone rozkładem, acz paradoksalnie żywotne truposze, które każą Joshowi podjąć się pewnego zadania, nie przyjmując przy tym do wiadomości ewentualnej odmowy.

Tak oto dochodzimy do największych różnic pomiędzy tutejszymi nieumarłymi a tradycyjnym obrazem tychże istot w popkulturze. Nie mamy zatem do czynienia z kolejną zombie apokalipsą, która wystawia ludzi na nieustanne ryzyko bycia pożartym lub przemienionym w bezrozumne i wiecznie wygłodniałe monstra. Żywe trupy, jakie pojawiają się na drodze Josha, potrafią mówić, a do tego nie straciły umiejętności myślenia ani wspomnień ze swej doczesnej egzystencji. Ba, mają też własne zwyczaje. No i chciałyby spokojnie spać, w efekcie czego żądają od chłopaka odnalezienia pierwotnego miejsca ich spoczynku oraz przeniesienia nagrobków na ów cmentarz. Jak wobec tego widać, dostajemy grupkę całkiem barwnych indywiduów. A na szczególne wyróżnienie zasługuje zombie o imieniu Mercy, której przydzielono rolę swoistej pośredniczki w kontaktach jej pobratymców z młodym Millerem. To sympatyczna skądinąd osóbka, dostrzegająca w Joshu pewne podobieństwa do siebie samej. Dla odmiany inna zombiaczka – czarownica Abigail, choć pojawia się na dalszym planie, zdąży zaistnieć jako zdecydowanie mniej przyjemna persona.

Perypetie Josha to niedługa historia, którą rozpisano na leciutko ponad 100 stron formatu zeszytowego. Rzecz opowiedziana przy pomocy treściwego języka, lecz jednocześnie na tyle plastycznego, by móc bez trudu odmalować sobie wszystko we własnej wyobraźni. Dlatego – przykładowo – zwięzły opis wyglądu nieumarłej postaci stanowi dla docelowego odbiorcy, czyli, według mnie, dziecka w wieku 11-13 lat, źródło sugestywnego dreszczyku. W paranormalnej materii dobrze spisuje się także motyw starego domu, zwłaszcza że padnie wzmianka o niepokojącym charakterze takich lokacji. Co równie istotne, elementy horroru zrównoważono tu innego rodzaju aspektami. Otóż wątek szukania cmentarza dla zombiaków nadaje fabule nieco detektywistycznego wymiaru, skłaniając bohatera do intensywniejszego węszenia wokół dokładnych przyczyn zaistniałej sytuacji. Poza tym, natkniemy się na takie elementy, które wprawdzie nie wywołują bóli przepony od napadów śmiechu, lecz sprzyjają rozluźnieniu atmosfery. Warto przytoczyć chociażby zabawną scenę, kiedy Josh dwoi się i troi, by uchronić przed spotkaniem z zombie resztę domowników (rodziców i młodsze rodzeństwo, prócz jednej z sióstr – wtajemniczonej w całą aferę Kate).

Przyznam, że nie miałam wielkich oczekiwań względem „Domu żywych trupów”. Trochę przez to, iż w ubiegłym roku przeczytałam inną odsłonę „Kręgu Ciemności”, a konkretnie generalnie średniego „Ducha ze Wzgórza Kurzej Wątróbki”. Tymczasem zostałam miło zaskoczona. Być może ma to związek z faktem, iż pod nazwiskiem autora serii – J. R. Blacka – kryją się różni autorzy. Owszem, nie uświadczymy ambitnego dzieła, lecz możemy liczyć na przyjemną i niewymagającą lekturę. Podejrzewam więc, iż gdybym przeczytała tę książkę w dzieciństwie, byłabym jeszcze bardziej zadowolona, otrzymując takową przystawkę przed późniejszym wkroczeniem do dorosłej grozy.

 

 

-------------------------------------------------------------------

Tytuł polski: Dom żywych trupów

Tytuł oryginalny: Bite of Living Dead

Cykl: Krąg Ciemności

Autor: J. R. Black

Wydawnictwo: Siedmioróg

Liczba stron: 112

 

34 komentarze:

  1. Książka zbytnio nie dla mnie, ale na pewno się innym osobą spodoba :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna recenzja. Jednak ja teraz chyba wolę lżejsze klimaty. Ale tytuł zapisuję - i chyba w niezbyt odległej przyszłości sięgnę po tę książkę. A polecam "Księgę Cmentarną" Neila Gailmana. Mam ją na czytniku. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Co do "Księgi Cmentarnej", nie czytałam, ale chętnie to kiedyś nadrobię. Również pozdrawiam. :)

      Usuń
  3. Hah, ciekawe. Zombie... te dawne czasy gęsiej skórki i czy boisz się ciemności... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W dzieciństwie takie historie mogły nieźle działać na wyobraźnie, acz niektóre nawet teraz dobrze wypadają - może nie przerażają, lecz sprawdzają się jako rozrywka dla odprężenia. :)

      Usuń
  4. Czytywało się Krąg Ciemności za dziecka. Niestety na tyle dawno, że nie pamiętam które konkretnie tomy. Ogólnie prawie nic z tych książek nie pamiętam. Nawet recenzja nie pomaga, może z sentymentu kiedyś sięgnę jeszcze raz :P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto rozejrzeć się w bibliotekach. Czasami można w nich upolować takie starsze pozycje. :)

      Usuń
    2. Wiem, że u mnie w bibliotece są bo właśnie stamtąd je brałam jak byłam młodsza :). Może kiedyś się skuszę jeszcze :D

      Usuń
    3. Mam nadzieję, że nadal będą tam dostępne. :)

      Usuń
    4. Na razie to mi bibliotekę znowu zamknęli! o.o

      Usuń
    5. Jakieś remonty, czy chodzi o sytuację z pandemią, jeśli można spytać?

      Usuń
    6. U mnie też przez pandemię biblioteki są obecnie zamknięte, lecz wprowadzono korzystanie w ograniczonym zakresie. Można chyba umówić się telefonicznie na konkretną godzinę, by szybko odebrać nowe zamówienie i zwrócić przeczytane książki. Jednakże jeszcze nie sprawdzałam, jak to dokładnie wygląda w praktyce.

      Usuń
  5. Nie w moim typie książka, ale na pewno spodoba się nie jednemu dziecku, które lubi opowieści z dreszczykiem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci w wieku 11-13 lat powinny być jak najbardziej zadowolone, gdyż to głównie do nich skierowana jest ta pozycja,acz sama też się dobrze bawiłam. :)

      Usuń
  6. Lubię literaturę z dreszczykiem ❤

    OdpowiedzUsuń
  7. Za dzieciaka przeczytalam wszystkie części z tej serii dostępne w bibliotece :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba jednak nie :D trzeba było ją czytać te 20 lat temu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, to książka dla dzieci, acz ja dobrze się przy niej bawiłam. :)

      Usuń
  9. Pozycja raczej nie dla mnie, ale ciekawa recenzja!

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja sobie odpuszczę, bo ta książka nie wpisuje się w to po co lubię sięgać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. Jak wolisz inny repertuar, to nie ma sensu się zmuszać. Lepiej umilić sobie czas takimi książkami, które są bardziej w Twoim klimacie. :)

      Usuń
  11. Kiedys uwielbiałam takie książki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nadal lubię sięgnąć po coś takiego od czasu do czasu, mimo że są to pozycje dla młodszych odbiorców. :)

      Usuń
  12. Kilkanaście lat temu zaczytywałam się w takich historiach ;)
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.