wtorek, 20 grudnia 2022

"Chłopiec zwany Gwiazdką", Matt Haig - recenzja

 


Każdy jakoś zaczynał, co w popkulturze zostało potwierdzone przez niejedną historię typu „origin”. Brytyjski autor Matt Haig dorzucił zaś do tego nurtu własną wersję początków samego Świętego Mikołaja. W snutej przez siebie opowieści cofnął się do takich czasów, kiedy to słynnemu jegomościowi od rozdawania prezentów daleko było jeszcze do wizerunku poczciwego starca z bujną, białą brodą. Nic dziwnego, skoro książka pt. „Chłopiec zwany Gwiazdką” skupia się na jego dzieciństwie.

 

Dawno temu w Finlandii

Akcja utworu przenosi czytelników do Finlandii, pozwalając poznać Mikołaja, gdy jest akurat 11-letnim pacholęciem. Młodziutki protagonista, który nosi też pseudonim „Gwiazdka”, nie ma w życiu lekko. Chłopiec wiedzie bowiem nader skromną egzystencję wraz ze swoim ojcem – drwalem Joelem – w maleńkiej chacie na odludziu, a matka głównego bohatera nie żyje już od jakiegoś czasu. Do tego zabawki z prawdziwego zdarzenia dane jest mu oglądać na sklepowej wystawie, natomiast w domu posiada jedynie lalkę zrobioną z rzepy.

 

Ciężkie warunki nie przeszkadzają jednak dobrodusznemu Mikołajowi wierzyć w szczęście, a nawet w magię i nadprzyrodzone istoty. Obdarzony bogatą wyobraźnią młodzieniec czerpie ponadto dużą przyjemność ze słuchania gawęd swojego taty – szczególnie tych o elfach. A gdy Joel, skuszony szansą na poprawę sytuacji materialnej, zostawi syna pod opieką antypatycznej ciotki Karlotty, by ruszyć na poszukiwania Elfiego Jaru, trzy miesiące później Gwiazdka podąży śladem wciąż nieobecnego rodziciela, dzięki czemu czeka go iście fantastyczna, choć niełatwa podróż.

 

Klimatyczna mozaika z przekazem

Perypetie tytułowego bohatera nie poskąpią nam bajkowości ani humorystycznych niuansów, aczkolwiek zaznaczyć zarazem muszę, że będzie tutaj również tajemniczo, smutno i złowrogo. Ba, trafi się jedna dość drastyczna – jak na książkę dla dzieci – scena, lecz nie myślcie, iż Matt Haig nie zdał przez to egzaminu z roli twórcy literatury dziecięcej. Nic z tych rzeczy. Wystarczy zresztą przywołać nieśmiertelne klasyki pokroju „Pinokia” autorstwa Carlo Collodi czy baśni braci Grimm, które nie zaliczają się przecież do cukierkowych historii, oferując w zamian różne mroczne akcenty.

 


W związku z powyższym, nie czytałabym owej pozycji mniej więcej 3-letnim szkrabom, tylko proponowałabym ją odbiorcom w wieku od minimum 6-7 lat. Bo „Chłopiec zwany Gwiazdką” stanowi naprawdę wartościową i angażującą publikację zarówno dla dzieci, jak też dorosłych. To czarująca opowieść o poszukiwaniu swojego miejsca w świecie, potędze wyobraźni oraz wiary nawet w takie rzeczy, które często określane są mianem niemożliwych. To także pochwała czynienia dobra i nadziei, jaką ono daje. Co równie ważne, brytyjski literat zgrabnie przedstawia własną wersję odpowiedzi na pytania, które dotyczą m.in. pierwszych kontaktów przyszłego Świętego Mikołaja z elfami.

 

Mikołaj i spółka

Otwarcie przyznam, że w trakcie lektury przez cały czas byłam przejęta losami Gwiazdki. Czy to w sytuacji, gdy – przykładowo – młodzian doświadczał podłości ze strony wrednej ciotki, czy to podczas pewnej emocjonującej i dynamicznej ucieczki przed zagrożeniem stwarzanym przez inne postacie. Duża w tym zasługa świetnego wykreowania sylwetki głównego bohatera, ponieważ Mikołaja po prostu nie da się nie lubić! Chłopak ujmuje swoją skromnością i wzbudza autentyczny podziw wielkim sercem oraz emocjonalną dojrzałością, którą zawstydziłby wiele osób dorosłych, nie tracąc jednocześnie dziecięcego ducha.

 

Matt Haig bynajmniej nie zaniedbał reszty książkowej obsady, obejmującej grono barwnych indywiduów. Spotkamy tu chociażby renifera o imieniu Błysk, z którym pierwszoplanowy bohater zaprzyjaźni się wędrując wśród śniegów, czy już wcześniej znaną chłopcu i marzącą o serze myszkę Miikę. Poza tym, na drodze Mikołaja pojawi się np. wróżka nie bez powodu nazywana Prawdomówką. Taka Karlotta też zapada w pamięć, tyle że – przez swoje okrucieństwo, perfidię i zachłanność – w zdecydowanie negatywnym sensie. A co do elfów, autor serwuje nam dokładny obraz funkcjonowania owych magicznych istot, przedstawiając je jako zorganizowaną społeczność.

 

Parę słów na koniec

Co jeszcze należy docenić w powieści pana Haiga? Na pewno nieskomplikowany, acz plastyczny język, który, podobnie jak podział fabuły na niedługie rozdziały, dopasowano do potrzeb młodszego czytelnika. Nie wypada mi także pominąć pociesznych i muśniętych karykaturalną kreską, monochromatycznych ilustracji spod ręki Chrisa Moulda. Przywołując uprzednio wspomniane zalety, wszystko to sprawia, że „Chłopiec zwany Gwiazdką” jest lekturą jak najbardziej wartą polecenia. A z uwagi na Mikołajową tematykę, zwłaszcza w okresie świątecznym.

 

 

 

-------------------------------------------------------------------

Tytuł polski: Chłopiec zwany Gwiazdką

Tytuł oryginalny: A Boy Called Christmas

Autor: Matt Haig

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Liczba stron: 268

 

 

10 komentarzy:

  1. Udana książka :-) . Od czasu do czasu sięgam Julito po takowe, pozdrawiam :-) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też sięgam po takie książki. Również przesyłam pozdrowienia :)

      Usuń
  2. Nie znam tej książki i w tym okresie świątecznym raczej juz nie zdążę jej poznać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może przy okazji następnych świąt się uda. Albo poza sezonem, że tak to ujmę :)

      Usuń
  3. dla młodszego czytelnika super lektura;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawa książka dla małych czytelników

    OdpowiedzUsuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.