poniedziałek, 29 maja 2017

Regalia: Of Men and Monarchs (PC) - recenzja


Jestem królem! Ale ekstra!!! Rozumiem więc, że od tej pory dysponuję licznym gronem poddanych, pięknym, dużym zamkiem, mnóstwem kasy i… Zaraz, zaraz, coś tu jednak nie gra. Jak okiem sięgnąć, ludzi najwyraźniej nie za wiele w tej okolicy. Okej, moja główna siedziba faktycznie duża, lecz skąd tyle pajęczyn i szczurów? No i czemu, o zgrozo, hajs się nie zgadza?! Przecież w królewskim skarbcu nie widać nawet śmierdzącego grosza! Ech, to nie tak miało być… Dlaczego los ze mnie zadrwił…?

Tego rodzaju myśli niewątpliwie przemykają przez głowę bohatera gry Regalia: Of Men and Monarchs, kiedy to nasz pechowy szczęściarz dokonuje wraz ze swoją paczką wstępnej inspekcji państwa-miasta Ascalii. Niemniej zanim przyjrzymy się dokładniej owej gromadce, wypadałoby poświęcić chwilę uwagi innej grupie, a konkretnie twórcom omawianego tytułu. Nie musimy przy tym wodzić nadmiernie palcem po mapie, bo za opracowanie projektu odpowiadają Polacy – małe warszawskie studio Pixelated Milk. Warto równocześnie nadmienić, iż członków ekipy ze stolicy napędza nie tylko ambicja, ale i wspólna pasja. Zafascynowani światem gier połączyli bowiem siły w celu robienia takich produkcji, przy jakich sami chcieliby się świetnie bawić. I tak oto powstała inspirowana japońskimi RPG-ami Regalia, a jej narodzinom pomógł dodatkowo sukces kampanii na Kickstarterze (zebrano ponad 90 tysięcy dolarów, podczas gdy niezbędne minimum wynosiło 40 tysiaków).


Kłopotliwy spadek

Pora teraz wrócić w rejony fantastycznego uniwersum, dokąd zawita niejaki Kay, czyli nasz protagonista. Ten blondwłosy młodzian dowiaduje się pewnego dnia od umierającego ojca, że należy do rodu Lorenów i jest prawowitym dziedzicem ascalskiej korony. Skuszony perspektywą posadzenia zadka na tronie, chłopak wyrusza zatem w podróż, a do kompletu zabiera ze sobą wiernego rycerza Gryffitha oraz swoje dwie siostrzyczki – Elaine i Gwendolyn. Niestety, świeżo upieczonego władcę czeka brutalne zderzenie wyobrażeń z rzeczywistością. Miasto okazuje się opustoszałą ruiną, a zamkowe wnętrza zdążyły solidnie obrosnąć kurzem oraz szczurzymi odchodami. Na dokładkę, łatwiej spotkać tam najprawdziwszego ducha niż skrzynie z cennym kruszcem. Słowem, wszystko wymaga gruntownego odrestaurowania, lecz Kaya przeraża perspektywa wysilenia się. Rozczarowany panicz wolałby od ręki mieć dobrze prosperujące włości, w związku z czym najchętniej zapomniałby o całej sprawie.

Szlachcic szybko przekonuje się, iż danie drapaka nie jest wcale takie proste. Mianowicie do Ascalii wkracza przedstawiciel Centralnej Agencji Poborców – Walter Crucey. Niezbyt sympatyczny, delikatnie mówiąc, gość uświadamia bohatera, że scheda obejmuje również kolosalnych rozmiarów długi. Cóż, przodkom Kaya ponoć nad wyraz lekko przychodziło szastanie forsą i takie są konsekwencje tej rozrzutności, które muszą ponieść żyjący potomkowie. Jako że jednorazowe, ani tym bardziej natychmiastowe, uregulowanie rachunków przekracza aktualne możliwości chłopaka, Crucey „łaskawie” pozwala spłacać zaległe pieniądze w ratach. Młody Loren musi wobec tego dorobić się stosownego majątku, przywrócić rodzinne ziemie do dawnej świetności, a także zadbać o zasoby ludzkie, dzięki czemu święcące pustkami królestwo przeistoczy się w zaludniony i bogaty region. Kay zgadza się na warunki windykatora, bo, szczerze powiedziawszy, nie ma innego wyjścia. Lepiej też za bardzo nie wnikać w to, jakie mniej przyjemne rozwiązanie rozważa Crucey w przypadku odmowy współpracy. Na szczęście, nasz heros nie zostanie osamotniony na placu boju, otrzymując wsparcie zarówno ze strony dotychczasowych, jak i nowych znajomych.


Z humorem i wyrazistą obsadą

Śledząc perypetie Kaya i spółki, w nasze oczy od razu rzuci się szereg barwnych postaci, acz oczywiście nie zobaczymy wszystkich na dzień dobry. Co do siostrzyczek panicza Lorena, twórcy postawili na sprawdzony zabieg zestawienia skontrastowanych osobowości. Elaine jest sympatyczna i ciekawa świata, natomiast Gwendolyn to typowa paniusia z wyższych sfer, dla której liczą się głównie luksusy oraz dobra materialne. Z kolei Griffith jest inkarnacją ideału rycerskości, a odwaga idzie u niego w parze z dość górnolotną niekiedy mową. Myślicie, że na tym kończą się obsadowe wabiki Regalii? W żadnym wypadku, gdyż nie zabraknie tu na przykład rubasznego pijaczka o imieniu Shichiroji, bezskutecznie pozującego na strasznego wampira Theo czy kowala Gunthera, paradującego z małym, naburmuszonym i dziewczyńsko wystrojonym pieskiem Heinrichem. Co najistotniejsze, owa galeria indywiduów pierwszorzędnie wpisuje się w humorystyczną konwencję, jaką obrano przy tworzeniu Regalii. Scenariusz produkcji skrzy się od wdzięcznych i dowcipnych dialogów, które bezsprzecznie wywierają pozytywny wpływ na nastrój graczy. Generalnie cała warstwa narracyjna odznacza się dużymi pokładami lekkości, stanowiąc interesującą opozycję dla opowieści kipiących od patosu.

Podróżnicze przystanki

Komediowa otoczka przeniknęła ponadto do sfery mechaniki, co nie znaczy, że rozgrywka zgotuje nam przysłowiową bułkę z masłem. Żartobliwy ton dostrzeżemy już na etapie samouczka, który objaśnia kolejne reguły zabawy, zawierając przy okazji bezpośrednie uwagi ze strony uszczypliwej lady Gwendolyn. Uśmiech na twarzy wywołują też czasami zadania tekstowe, które, co nietrudno zgadnąć, operują słowem pisanym. Wstawki te są nieodłącznym składnikiem eksploracji lochów, niczym w grze paragrafowej każąc odbiorcom podejmować różnorakie decyzje. Tak można popchnąć je do przodu, aczkolwiek zdarza się, że zmuszą także do chwycenia za oręż. To jednak nie jedyna atrakcja, jaką oferuje zwiedzanie rozsianych po mapie lochów. Owe miejscówki dzielą się na trzy kategorie pól, gdyż, prócz wyżej wspomnianych tekstówek, zawierają jeszcze punkty stricte bitewne oraz obozowiska, służące do regeneracji sił naszej kompanii i zapisywania stanu gry (swoją drogą, save’y możliwe są również w miasteczku).


Wojskowe planowanie

Na oddzielny akapit zasługują częste potyczki, w trakcie których tytuł demonstruje swój taktyczny pazur. Walki odbywają się w systemie turowym, a nasi ziomkowie oraz przeciwnicy wędrują po planszach podzielonych na kwadratowe komórki. Każda postać może w jednej kolejce przemieścić się i wykonać akcję specjalną (atak lub umiejętność nakładająca jakiś efekt na kogoś ze swojaków bądź oponentów). Poza tym, wraz z początkiem nowej tury nasz zespół dostaje tzw. punkt autorytetu, który wolno spożytkować na dodatkowy ruch. Poszczególne bitki wyznaczają podstawowy, niezbędny do sukcesu cel, plus nieobowiązkowe wyzwania, wiążące się z uzyskaniem bonusowych profitów. Te ostatnie są rzecz jasna cięższe do zaliczenia, ale i główne zadania potrafią wycisnąć z graczy siódme poty. Pod względem poziomu trudności starcia zadowolą fanów hardcorowych zmagań, ponieważ bardzo łatwo tu o zgony i przegraną. Regalia skłania do intensywnego pomyślunku nad właściwą strategią, choć czynnik losowy też odgrywa niemałą rolę. Pomimo tego produkcja nie zamyka swoich podwojów przed osobami, którym uciążliwe bitwy bardziej kojarzą się z męczarnią niż końcową satysfakcją w obliczu zwycięstwa. Otóż przyszykowano dla nich tryb fabularny, gdzie wprawdzie nieco przystępniejsze walki i tak umieją dać popalić, lecz istnieje za to opcja automatycznej wygranej po wciśnięciu stosownego przycisku.


Zabiegany król

Nie samymi lochami projekt znad Wisły żyje, bo trzeba zarazem wykazać się smykałką do ekonomii i aktywności społecznej. Stąd rozbudowy miasta nie ograniczono do czysto fabularnego wątku, a do tego zajmiemy się rozwijaniem znajomości z towarzyszami broni i resztą mieszkańców Ascalii, szczyptą dyplomacji przy zagranicznych listach, wytwarzaniem przedmiotów czy wędkarstwem. Co więcej, wszystkie aktywności, włącznie z sekwencjami bitewnymi, spaja swoista sieć zależności. Przykładowo, złojenie wrogom skóry zaprocentuje zgarnięciem surowców, które wykorzystamy do postawienia budynku albo ulepszenia wcześniej wzniesionej konstrukcji. Upgrade domu kupieckiego zaowocuje zaś dalszym zacieśnianiem więzi z handlarzem, a to odblokuje lepszy towar i bojowe bonusy dla drużyny. Jedne działania mają mniejszy udział (vide dyplomacja), inne zdecydowanie większy, co pokazuje kapitalny pomysł z relacjami między Kayem a pozostałymi postaciami. Przyjaźnie, które pozwalają zgarnąć przydatne premie i przybliżają ciekawe historie poszczególnych osobników, pielęgnujemy w konkretne dni. Przeważnie spędzimy je na rozmowach, lecz okazjonalnie złapiemy także questy poboczne. Aha, no i pamiętajcie koniecznie, że w Regalii czas to pieniądz! Każdy rozdział gry zabiera dwa miesiące z życia bohaterów, a my musimy w narzuconym limicie odhaczyć określoną liczbę zadań królestwa i specjalne misje fabularne, by móc w ten sposób spłacać dług Lorenów.


Przyjemność dla oka i ucha

Jak już wspomniałam, rodzimi deweloperzy przygotowali polską odpowiedź na dalekowschodnie RPG-i, czerpiąc natchnienie z tychże tytułów. Mało tego, azjatyckie wzorce zobaczymy również w kolorowej oprawie wizualnej, która jednocześnie uwypukla humorystyczny charakter scenariusza. I bardzo dobrze, gdyż grafika to kolejna zaleta przygód Kaya, zwłaszcza dla fanów mangi oraz anime. Kreskówka maniera cechuje nie tylko ręcznie rysowane tła, wespół z wizerunkami, jakie wyświetlają się przy konwersacjach. Co prawda modele postaci, które przechadzają się po planszach, wykonano w 3D, ale za sprawą cel-shadingowej techniki renderowania nie odstają stylistycznie od pozostałych elementów wizualnych, choć wypadają trochę słabiej niż stuprocentowe 2D. A jeśli chodzi udźwiękowienie, ten aspekt gry nie wzbudza jakichkolwiek zastrzeżeń. Muzyka w razie potrzeby brzmi pogodnie, sentymentalnie, epicko lub posępnie, zgrabnie dopasowując się do bieżących wydarzeń. Angielski voice acting nie odzywa się przy wszystkich kwestiach dialogowych, lecz zawsze, jak go usłyszymy, docenimy profesjonalizm zatrudnionych aktorów. Dlatego u panienki Gwen bez problemu wychwycimy wyniosłość, u dzikiej Signy dodającą drapieżności chrypkę, a w wypowiedziach Cruceya wyczujemy bezwzględnego człowieka interesu.

Brawo, Pixelated Milk!

Zakończenie głównej ścieżki fabularnej nie przekreśla kontynuowania pobytu w fantastycznym królestwie, ponieważ możemy wtedy uporać się z zadaniami, na jakie nie starczyło nam czasu. Co najważniejsze, wysoka jakość gry sprzyja takim powrotom na rzecz nadrobienia tego i owego. Regalia: Of Men and Monarchs to wyśmienity kawałek kodu, który posiada wiele asów w rękawie. Produkcja autorstwa Pixelated Milk dostarcza mnóstwa frajdy, kusząc rozbudowaną mechaniką, wciągającą, komediową historią, charyzmatycznymi postaciami oraz atrakcyjną oprawą audiowizualną. Jeżeli więc czujecie, że pociąga Was taka formuła rozrywki, pozytywne wrażenia gwarantowane!




---------------------------------------------------

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję firmie PR Outreach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.