niedziela, 24 października 2021

"Coś", John W. Campbell - recenzja

 


„Coś”, czyli utrzymany w konwencji fantastyczno-naukowej grozy film, za którego reżyserię odpowiada John Carpenter, wciąż robi na mnie ogromne wrażenie. Rozgrywający się wśród antarktycznych scenerii horror z 1982 r. niewątpliwie zasłużył sobie na miano kultowego dzieła. Jednakże to nie temu świetnemu obrazowi zawdzięczamy popkulturowy debiut niebezpiecznego kosmity, zdolnego przybierać formy innych organizmów. Film stanowi bowiem ekranizację opowiadania Johna W. Campbella z 1938 r., które, tak na marginesie, doczekało się pierwszej adaptacji od X muzy już w 1951 r.

 

Fascynacja obrazem z I połowy lat 80. XX w. przyczyniła się oczywiście do tego, że w kręgu interesujących mnie materiałów wylądował również literacki pierwowzór. Gdy nadarzyła się więc okazja do sięgnięcia po opowiadanie, chętnie przystąpiłam do lektury. Ale co ciekawe, polska edycja, która trafiła jakiś czas temu w moje ręce, a na rodzimy rynek wkroczyła w 2019 r. nakładem wydawnictwa Vesper, zawiera starszą wersję tekstu spod pióra pana Campbella. Mało tego, nie dość, że nie była wcześniej publikowana, to na dodatek, znaleziono ją dopiero w XXI w.

 

Co ważne, opowieść, na którą po latach natrafił amerykański pisarz i biograf Alec Nevala-Lee, jest bardziej rozbudowana w stosunku do wersji opublikowanej w 1938 r. Przede wszystkim mamy tutaj do czynienia z wyraźnie rozszerzonym początkiem, szczegółowo traktującym o tym, jak amerykańscy naukowcy zetknęli się na Antarktydzie ze śmiertelnie groźnym stworem pozaziemskiego pochodzenia. U Campbella zresztą to Amerykanie byli pierwszymi, którzy znaleźli owego obcego, podczas gdy film Carpentera przydzielił kosmicie rolę swoistej schedy po ekipie z norweskiej placówki.

 

W każdym razie, ów dłuższy wstęp, który odznacza się stosunkowo powolnym tempem, odsłania kulisy odkrycia statku kosmicznego i wydobycia stamtąd zamrożonej istoty przez personel należącej do USA stacji badawczej. Powyższa partia utworu posłużyła jednocześnie do zaserwowania odbiorcom wglądu w życie ludzi przebywających na Antarktydzie. Można by nawet stwierdzić, iż nic takiego się wtedy nie dzieje. Ot, praca wśród skutych lodem i pokrytym śniegiem scenerii, ale dostajemy właśnie sugestywny opis takowych warunków, dzięki czemu nie ma wątpliwości co do specyfiki miejsca akcji.

 

Bohaterowie są wpierw nieświadomi tego, co ich czeka, lecz już wkrótce robi się nieswojo, by następnie skala zagrożenia mogła z impetem uderzyć w protagonistów. Gdy zatem pojawiają się najgorsze kłopoty, tj. gdy odtajały obcy przystępuje do ataku, akcja przyspiesza. Cieszy przy tym płynne przejście do takiego żwawszego rytmu, zaś złowieszcza atmosfera zaczyna z powodzeniem narastać, zwłaszcza w obliczu imitacyjnych zdolności kosmity. Bo kiedy badacze dowiadują się, że tytułowe „coś” nie tylko zabija, ale i podszywa się pod swoje ofiary, zasiane zostaje ziarno wątpliwości odnośnie do tego, kto z nich jest jeszcze człowiekiem.

 

Wraz z kolejnymi stronami, klimat słusznie gęstnieje. Ze zrozumiałej przyczyny grupa przestaje ufać sobie nawzajem. Nic wobec tego dziwnego, że nieszczęśników ogarnia wręcz paranoja, a uczucie zaszczucia dodatkowo potęguje antarktyczne otoczenie. Ekstremalny mróz nie pozwala wszak na ucieczkę poza teren stacji, gdyż to prosta droga do zamarznięcia. Ba, jest także obawa przed przybyciem ekip ratunkowych, ponieważ w ten sposób istota mogłaby przedostać się do bardziej cywilizowanych rejonów, infekując całą planetę. Wprawdzie gdybym miała dokonać wyboru typu „książka czy film”, większe wrażenie zrobił na mnie obraz z 1982 r., lecz opowiadanie też wypada satysfakcjonująco pod kątem nastroju.

 

Na koniec chciałabym pochwalić wysoką jakość polskiego wydania. Vesper spisało się w tej materii na medal i uraczyło czytelników publikacją o niemal kolekcjonerskich walorach. Pomijając sztywną oprawę, mamy chociażby klimatyczne, czarno-białe ilustracje spod ręki Macieja Komudy. Przewrotnie hipnotyzujące w swej brzydocie obrazki znakomicie odzwierciedlają  przerażającą naturę kosmicznego organizmu, wzbogacając go o elementy ludzkie, np. palce czy część twarzy. Pełna zawartość tekstowa obejmuje z kolei, prócz głównej treści, kilka materiałów dodatkowych. Mianowicie w ramach otwarcia można zapoznać się z przedmową Aleka Nevala-Lee oraz wprowadzeniem autorstwa Roberta Silverberga, amerykańskiego twórcy literatury fantastycznej. Książkę zamykają natomiast fragment literackiej kontynuacji, a także posłowie, którego przygotowaniem zajął się polski dziennikarz i pisarz Piotr Gociek.

 

 

-------------------------------------------------------------------

Tytuł polski: Coś

Tytuł oryginalny: Frozen Hell

Autor: John W. Campbell

Wydawnictwo: Vesper

Liczba stron: ok. 244

 

26 komentarzy:

  1. Znam to wydawnictwo - wydają porządne - faktycznie - książki. Wyżej recenzowaną będę miał na uwadze. "Kupiłaś" mnie tą recenzją. Zapraszam do siebie, u mnie dwie książki - czytam w sumie jedną na dzień . Pozdrawiam serdecznie, dobrej nocy i tygodnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również pozdrawiam, życzę miłej nocy, a także pomyślnego tygodnia :)

      Usuń
  2. Wydanie wspaniałe - a treść... koniecznie chcę kiedyś przeczytać. KONIECZNIE

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i to, jak piszesz o klimacie, który gęstnieje - odlot

      Usuń
    2. Polecam też film Johna Carpentera. Jest jeszcze lepszy niż literacki pierwowzór :)

      Usuń
    3. film widziałam - bardzo mi się podobał :)

      Usuń
    4. ale wiesz... chyba sobie odświeżę ten film - może w listopadzie, bo ten miesiąc ma odpowiedni ku temu klimat

      Usuń
    5. Jak najbardziej warto to zrobić :)

      Usuń
  3. Z chęcią bym przeczytała, bo jestem zwyczajnie ciekawa. Tym bardziej, że jak mówisz, efektywnie wydane :)
    Pozdrawiam Kolorowo!

    OdpowiedzUsuń
  4. jeju chcę to czytnąć:D kojarzę film o tym tytule:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam zarówno książkę, jak i film, acz na I miejscu u mnie film :)

      Usuń
    2. ja powiem Ci nawet nie wiedziałam że jest książka COŚ :D teraz muszę to przeczytać obowiązkowo!

      Usuń
  5. No dobra, udało ci się mnie przekonać. Broniłam się, mówiłam, że nie chcę tej książki, ale po przeczytaniu twojej recenzji stwierdziłam, że JA MUSZĘ JĄ MIEĆ hahah Zwłaszcza, że uwielbiam, gdy wydawnictwo stawia nie tylko na dobrą treść, ale także na dobre jakościowo wydanie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj za ciężka dla mnie :))
    Obserwuję i zapraszam do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pierwszy raz słyszę o tym tytule. Moje klimaty, dlatego chętnie poznam go bliżej :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ooo film oglądałam, świetny był ale jakoś nie zwróciłam uwagi na pierwowzór książkowy. Aż dziwne, że tak późno się u nas pojawił. Jednak skoro wziął się za niego Vesper to wiem, że wydanie jest fantastyczne <3 Myślę, że kiedyś je sobie zgarnę ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powinnaś żałować poświęconego tej książce czasu :)

      Usuń
  9. to raczej nie moje klimaty, obecnie zamierzam przeczytać książkę "Matka wynalazku" opis i okładka ciekawie wyglądają więc mam nadzieję na interesującą lekturę:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie oglądałam filmu ani nie czytałam książki, ale grałam w grę komputerową The Thing, której akcja działa się na Antarktydzie i bohaterów atakowały jakieś małe bestie. Może ta gra jest właśnie na podstawie tej książki? To był mój pierwszy horror w który grałam xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda sama nie grałam w The Thing, ale pamiętam, że była taka gra i to właśnie na podstawie filmu. Kolega za to w nią grał i mi opowiadał, że można się wystraszyć. :)

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.