Jeżeli za danym projektem
stoi taka branżowa legenda jak Tim Schafer, można spodziewać się, że otrzymamy
co najmniej dobrą produkcję. Nic więc dziwnego, iż twórca m.in. kultowych
Psychonauts i Grim Fandango nie miał problemów z podbiciem serc darczyńców na
Kickstarterze. Czy efekt prac Schafera oraz jego studia Double Fine Productions
zasłużył na olbrzymie zaufanie ze strony graczy? Częściową odpowiedź poznaliśmy
pod koniec stycznia 2014 roku, kiedy to zadebiutował pierwszy akt Broken Age.
Ponad rok później nadchodzi druga część przygodówki, dzięki czemu możemy rzucić
okiem na całość tej nietuzinkowej historii.
Projekt
początkowo funkcjonował jako Double Fine Adventure i pod taką właśnie nazwą
wkroczył w 2012 roku na Kickstartera. Kampania crowdfundingowa zakończyła się
zawrotnym sukcesem – zdołano zebrać ponad 3 miliony dolarów, podczas gdy
niezbędne minimum wynosiło 400 tysięcy zielonych. Mimo wszystko twórcom nie
starczyło pieniędzy na realizację całej gry za jednym zamachem i w takim
kształcie, jaki odpowiadałby ich ambicjom. Stąd zatem wynikła decyzja o
podzieleniu produkcji na dwa akty. Co prawda odstęp dzielący premiery
poszczególnych rozdziałów okazał się dosyć spory, ale nie zmienia to faktu, że
fani przygodówek mają zdecydowanie więcej powodów do radości niż lamentowania.
Broken
Age funduje odbiorcom surrealistyczną opowieść, która stanowi swoistą mieszankę
gatunków science fiction i fantasy. Głównymi bohaterami gry są Vella Tartine
oraz Shay Volta – dwoje nastolatków pochodzących z zupełnie odmiennych
środowisk. Dziewczyna żyje wraz z rodziną w malowniczej wiosce, która
specjalizuje się w wyrobach cukierniczych. Niestety, pewien czynnik sprawia, że
nie można określić tej mieściny mianem idealnej sielanki. Co jakiś czas zjawia
się tam ogromne monstrum Mog Chotra, któremu lokalna ludność składa ofiary w
postaci młodych dziewcząt. O dziwo, prawie wszyscy mieszkańcy wioski traktują
wizyty potwora jako pretekst do świętowania, i to nawet wtedy, kiedy muszą
poświęcić własną latorośl. Tak się składa, że Vella dostępuje wątpliwego
zaszczytu i zasila grono „szczęśliwych wybranek”. Panna Tartine nie zamierza
jednak biernie poddawać się losowi, uważając, że lepiej podjąć walkę niż
akceptować niesprawiedliwe zasady.
Shay
Volta mieszka z kolei na statku kosmicznym, gdzie towarzystwa dotrzymują mu
mniej bądź bardziej zaawansowane formy sztucznej inteligencji, w tym gadające
sztućce-roboty. O dobro chłopaka nad wyraz gorliwie dba komputer pokładowy,
który posiada silnie rozwinięty instynkt macierzyński. Pozornie Shay nie
powinien skarżyć się na swoją dolę, żyjąc w bardzo komfortowych warunkach.
Niemniej w chwili, gdy poznajemy naszego protagonistę, bycie niańczonym od
pewnego czasu go nuży. Wszak to już całkiem wyrośnięty chłopak i jak niejeden
jego rówieśnik, marzy o mocniejszych wrażeniach. A do takich atrakcji trudno
zaliczyć programowane przez główny komputer misje, które przypominają zabawy
dla przedszkolaków. Dlatego też Shay postanawia położyć kres tej dziecinnej
rutynie.
Konsekwencje
decyzji bohaterów najsilniej zaznaczają się w następnym akcie produkcji,
którego fabuła startuje dokładnie w momencie zakończenia pierwszej części (tak
na marginesie zwieńczonej w bardzo intrygujący sposób). Jak łatwo zgadnąć,
działania Velli i Shaya nie pozostały bez wpływu na otoczenie oraz inne
postacie. Drugi rozdział udziela ponadto wielu wyjaśnień, włącznie z
ujawnieniem naczelnego czarnego charakteru. Co najważniejsze, w przypadku pary
głównych protagonistów dochodzi do swego rodzaju odwrócenia ról. Później to
Shay spędza większość czasu pośród baśniowych scenerii, natomiast dziewczynie
przyjdzie wędrować po futurystycznych lokacjach.
Konstrukcja
scenariusza pociągnęła za sobą spory odsetek znajomych miejsc i twarzy w drugim
akcie Broken Age. Automatycznie nasuwa to pytanie, czy twórcy nie chcieli
poniekąd pójść na łatwiznę. Według mnie – nie, a jakiekolwiek tego typu
stwierdzenia byłyby krzywdzące dla Schafera i jego ekipy. Taki zabieg nie tylko
korzystnie wpływa na spójność fabuły, lecz również przyczynia się do
wzmocnienia wymowy całej historii. Pierwszy akt można bowiem odczytać jako
manifest młodzieńczej samodzielności, a także potrzebę uniezależnienia się i
odcięcia od ustalonych przez dorosłych zasad. Kolejny rozdział pozwala zaś na
dalsze interpretacje w tym kierunku. Mianowicie Shay i Vella muszą poradzić
sobie w warunkach znacznie odbiegających od ich wcześniejszego życia, dzięki
czemu losy bohaterów zdają się nawiązywać do początków prawdziwej dorosłości.
Chociaż
produkcja podejmuje dojrzałe i skłaniające do refleksji tematy, nie brak jej
baśniowego wdzięku, sympatycznej atmosfery ani humoru. Warto przy tym
podkreślić, że przygodówka od Double Fine nie próbuje być na siłę śmieszna,
racząc nas w zamian nienachalnymi żartami. Swoje trzy grosze do komizmu
dokładają też zręcznie nakreśleni bohaterowie, wśród których natkniemy się na
zabawnych i zarazem oryginalnych osobników. Do takich postaci zaliczają się dla
przykładu guru w podniebnym miasteczku Meriloft – Harm’ny Lightbeard, jego
najwierniejszy sługa F’ther czy mieszkający w samotnej chatce drwal Curtis.
Broken
Age reprezentuje gatunek przygodówek, a co za tym idzie – rozgrywka opiera się
na klasycznych dla takich pozycji zadaniach. Tak więc czeka nas eksploracja otoczenia,
rozwiązywanie zagadek ekwipunkowych i logicznych, a także przeprowadzanie
rozmów, w obrębie których staniemy niekiedy przed koniecznością doboru
konkretnych kwestii dialogowych. Charakterystyczną cechę produkcji stanowi
praktyczna funkcja polegająca na swobodnym przełączaniu się pomiędzy grywalnymi
bohaterami. Jeżeli zatem utkniemy przy zadaniach Velli, wystarczy spojrzeć, co
akurat porabia Shay i vice versa. Ukończenie całości powinno nam zająć z
grubsza dwanaście godzin, przy czym na przejście pierwszego aktu potrzeba około
czterech, a drugiego – dwukrotnie więcej czasu.
Debiutancki
rozdział jest zarówno krótszy, jak i łatwiejszy od swojego następcy. Po
premierze pierwszej części wiele osób kręciło nosem na niezbyt wymagający
gameplay, zwłaszcza w porównaniu z przygodówkami, które królowały w latach
dziewięćdziesiątych minionego stulecia. Otwarcie Broken Age faktycznie serwuje
nam bardzo proste wyzwania, ale mniej doświadczeni odbiorcy nie muszą za to
obawiać się nadmiernych frustracji. Sytuacja ulega gwałtownej zmianie wraz ze
startem kolejnego aktu, którego stopień skomplikowania zadowoli starych
wyjadaczy. Oprócz tego, drugi rozdział kładzie silniejszy nacisk na
przeskakiwanie pomiędzy naszymi podopiecznymi. Na dalszych etapach zabawy
skorzystamy z tej opcji częściej, gdyż pomaga ona zdobyć cenne wskazówki, a sam
finał bazuje na współpracy obu postaci. Co ciekawe, nagły wzrost poziomu
trudności koresponduje z fabularnymi założeniami gry i tematyką dorosłości.
Skoro bohaterowie próbują potem odnaleźć się w nowych realiach, to na swój
sposób logiczne, że napotkają poważniejsze przeszkody.
Audio-wizualna
oprawa Broken Age zasługuje na ogromne uznanie. Utwory, jakie skomponował
weteran branży Peter McConnell (autor muzyki m.in. do gier firmy LucasArts),
pasują do tego, co oglądamy na monitorze. W parze ze świetnym soundtrackiem
idzie voice acting w wykonaniu prawdziwych profesjonalistów, w tym takich
gwiazd jak Elijah Wood czy Jack Black. Oryginalna grafika posiada
niezaprzeczalny urok, ciesząc oczy malarskim sznytem. Ba, już w początkowych
minutach zabawy miałam wrażenie, że oglądam ożywione obrazy. Mimo że w drugim
akcie dominują znane plansze, ich wystrój został poddany pewnym modyfikacjom.
Żadnych zastrzeżeń nie wzbudza również płynna animacja postaci. Dodam jeszcze,
że można tu mówić o tzw. filmowości w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Otóż
twórcy pamiętają o odpowiedniej pracy kamery i zbliżeniach na twarze w
stosownych momentach, lecz nigdy nie spychają rozgrywki na dalszy plan.
Jeżeli
kochacie przygodówki i niebanalne historie, nie wahajcie się nad odwiedzeniem
fantastycznego świata Broken Age. Zespół pod batutą Tima Schafera spisał się na
medal, podarowując odbiorcom intrygujące uniwersum oraz satysfakcjonującą
rozgrywkę w duchu starej szkoły gatunku. Wiem, że po raz kolejny sypię
pochwałami, ale losy Shaya Volty i Velli Tartine są naprawdę godne polecenia.
Temu tytułowi po prostu nie można odmówić ani profesjonalnego wykonania, ani
artystycznego zacięcia. Brawo!
---------------------------------------------------
Powyższa
recenzja jest jednym z moich starszych tekstów. Pierwotnie opublikowałam ją w maju
2015 roku na łamach portalu Save!Project, lecz ze względu na
przynależność gatunkową gry, a także wysoką jakość tytułu, zdecydowałam się
zamieścić ów artykuł również na swoim na blogu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.