Biorąc do ręki
powieść Winstona Grahama, żartobliwie pomyślałam przez chwilę, że za samą
okładkę mogłabym ją bardzo wysoko ocenić. Cóż poradzić, skoro zerka stamtąd
przystojne oblicze Aidana Turnera, gwiazdy serialu na bazie książkowej serii.
Jednakże to nie o tej telewizyjnej adaptacji dziś mowa (ani o wcześniejszej – z
lat 70. ubiegłego stulecia), lecz od tego, od czego wszystko się zaczęło.
Literackiego pierwowzoru, a konkretnie tomu otwierającego sagę spod pióra
brytyjskiego pisarza.
Kornwalia,
II połowa XVIII wieku. Tytułowy kapitan Ross Poldark wraca z Ameryki do
rodzinnej Anglii. Niestety, nie jest mu dane odetchnąć po trudach tamtejszej
wojny, gdyż proza życia wylewa bohaterowi na głowę kubeł zimnej wody. Oczywiście
nie dosłownie, choć – tak na marginesie – coś podobnego także tutaj nastąpi,
tyle że z Rossem w roli polewacza. Ale do rzeczy. Jak się okazuje, Elizabeth
Chynoweth, którą mężczyzna planował poślubić, przyjęła w międzyczasie
oświadczyny innego, i to na dokładkę kuzyna protagonisty – Francisa Poldarka. Z
kolei odziedziczone po zmarłym ojcu ziemie są w bardzo kiepskim stanie, a pary
służących – Juda i Prudie Paynterów – nie sposób nazwać sumiennymi
pracownikami.
Ross,
co zrozumiałe, jest przybity zaistniałą sytuacją czy raczej całym szeregiem
niesprzyjających okoliczności. Niemniej rozczarowania nie załamują go
doszczętnie. Mężczyzna mobilizuje siły, by odbudować rodowe włości i rozkręcić
kopalniane interesy. Czuje się przy tym odpowiedzialny za mieszkańców swojego
majątku, a ponadto generalnie jest wrażliwy na cudzą krzywdę – bez względu na
społeczny status osoby poszkodowanej. Stąd pewnego dnia staje w obronie bitej
na targu dziewczyny o imieniu Demelza, przygarniając biedaczkę pod własny dach
i zatrudniając jako podkuchenną. Oprócz tego, główny bohater podejmie też próby
stłumienia uczucia do Elizabeth, które nie chce odejść w zapomnienie niczym za
dotknięciem magicznej różdżki. Wiadomo – potrzeba czasu, by zaleczyć rany.
Kapitan
Poldark zasmakuje w życiu różnych odcieni miłości, bo – poza młodzieńczą
fascynacją – doświadczy uczucia, które dojrzewa. I mimo że wśród problemów
innych postaci również znajdą się sprawy sercowe, autor nie skupia swojej uwagi
wyłącznie na tego rodzaju kwestiach. Książka Winstona Grahama nie jest
romansem, lecz powieścią historyczno-obyczajową. Dzieje rodu Poldarków oraz
wszystkich tych ludzi, z którymi wchodzą w mniejszą bądź większą interakcję,
służą tu nakreśleniu wiarygodnego obrazu społecznego epoki. Na warsztat wzięte
zostają więc głównie takie zagadnienia jak zwykła codzienność, wraz z
panującymi wtedy zwyczajami. Co istotne, to zarazem uniwersalna skądinąd
historia o radzeniu sobie w obliczu wszelakich przeszkód.
Autor
snuje swoją kornwalijską opowieść w niespiesznym tempie i z użyciem stonowanego
języka. Nie uświadczymy na kartach utworu patosu, ale zostaniemy niekiedy
uraczeni plastycznym opisem otoczenia. W tej materii szczególnie spodobało mi
się okazjonalne zgrywanie emocji postaci z bieżącą pogodą. Dla przykładu,
angielski pisarz wtrąci informację o brzydkiej aurze z chwilą, gdy Rossowi
będzie nie w smak na wieść o zaręczynach Elizabeth i Francisa. Zdarzały się
jednak takie wstawki, które co prawda budowały tło, lecz średnio do mnie
przemówiły, pachnąc lekkimi dłużyznami (w tym epizod z walką kogutów czy sekwencje
górnicze). Po części może to wynikać z faktu, iż uprzednio poznałam pierwsze dwa
sezony serialowej interpretacji z Aidanem Turnerem. Bliższa mi wersja telewizyjna
stawia bowiem na bardziej skondensowaną, acz jednocześnie równie sugestywną
formę.
Pomimo
drobnego zastrzeżenia, o jakim napomknęłam powyżej, czytelniczą przygodę z „Rossem
Poldarkiem” zaliczam do zdecydowanie udanych. W tym miejscu ponownie odniosę
się do serialu, wśród którego zalet figurują barwni bohaterowie. Profesjonalna
gra aktorska to jedno, rzetelna praca scenarzystów to drugie, ale nie zapominajmy
o swoistych korzeniach. Podwalinach pod taki, a nie inny wizerunek
protagonistów, co jest przecież zasługą Winstona Grahama. On stworzył tych
bohaterów, czyniąc ludźmi z krwi i kości. Jemu w pierwszej kolejności
zawdzięczamy charakter Rossa, którym targają różne emocje (gotowość do
działania, zwątpienie, gniew, pozorny czy rzeczywisty spokój). To wszak angielski
pisarz obdarzył Demelzę naturalnym wdziękiem, podczas gdy leniwych i
trunkujących Paynterów szczyptą rysów komicznych. Pan Graham wpadł też
przykładowo na pomysł, by Verity, siostra Francisa, stanowiła uosobienie
dobroci oraz skromności. A że telewizyjni twórcy nie zmarnotrawili tak dobrego
materiału źródłowego, to już temat na oddzielny artykuł.
-------------------------------------------------------------------
Tytuł
polski: Ross Poldark
Tytuł
oryginalny: Ross Poldark
Cykl:
Dziedzictwo rodu Poldarków, część 1
Autor:
Winston Graham
Wydawnictwo:
Czarna Owca
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.