To nie było
zwyczajne zlecenie, mimo że jak najbardziej wymagające śledczego talentu.
Alfred Fox dostał wszak wezwanie o pomoc od kobiety, w której zakochał się
niegdyś po uszy. Co prawda finalnie nie żyli długo i szczęśliwie z gromadką
dzieciaków, lecz główny bohater Noir Chronicles nadal ma sentyment do dawnej
kochanki. Nie wspominając o tym, że – jak przystało na przyzwoitego mężczyznę i
zarazem prywatnego detektywa – nie powinien ignorować niewiasty w potrzebie.
Tak
właśnie przedstawia się punkt wyjściowy dla fabuły casualowej gry Noir
Chronicles: Miasto Zbrodni, którą do swojego wydawniczego katalogu włączyła
firma Artifex Mundi z Katowic. Opracowaniem tytułu zajął się natomiast inny,
również doświadczony w gatunku HOPA zespół, a konkretnie serbskie studio Brave
Giant, odpowiedzialne przykładowo za serię Królewskie Opowieści. Jak pokazuje
początkowy filmik, dziennikarka Barbara le Purr, bo to ona swego czasu
rozpaliła zmysły Alfreda, rozwścieczyła kogoś wysoko postawionego do takiego
stopnia, że ten nasyła na kobietę mordercę. Rozpaczliwy telefon nieboraczki
wciąga zaś w zaistniałą aferę pana Foxa, który, choć za późno dociera do domu
reporterki, nie spocznie, póki nie dorwie wszystkich winnych. Zdeterminowany
sprawdza zatem kolejne tropy i oczywiście nie zniechęci się tym, że zarobi po
drodze kilka guzów. Wiadomo – takie ryzyko zawodowe.
Kryminalna
opowieść
Miasto
Zbrodni reprezentuje skromniejszą grupę HOPEK, która, w przeciwieństwie do
większości pobratymców, przydziela rolę głównej i grywalnej postaci facetowi. Oprócz
tego, perypetie Alfreda Foxa zaliczają się równocześnie do takiej mniej licznej
kategorii point and clicków z ukrytymi obiektami, gdzie nie uświadczymy żadnych
wątków fantastycznych. Kto przeszedł trochę tego rodzaju gier, zapewne
zauważył, że ich twórcy często sięgają po elementy nadnaturalne – czy to w
formie kluczowego suplementu do detektywistycznej lub przygodowej historii, czy
też decydując się na typowe fantasy. Tymczasem Brave Giant funduje nam
klasyczny kryminał, który kłania się przy okazji konwencji noir, aczkolwiek otula
ją lżejszymi szatami niedzielnej rozrywki.
Co
najistotniejsze, scenariusz potrafi zainteresować, a szybkie tempo akcji nie przeszkodziło
w zadowalającym uzasadnieniu motywacji, jakimi kierują się najważniejsi
bohaterowie. Przyjemne w ogólnym rozrachunku wrażenie pozostawia także po sobie
rozdział bonusowy, który odblokujemy wraz z ukończeniem podstawowej ścieżki
fabularnej. Podobnie jak sprawa Baśki, dodatkowa przygoda pozwala przejąć
kontrolę nad panem Foxem i stawia mężczyznę przed kryminalną zagadką o osobistym
charakterze. Niemniej rozgrywa się parę lat wcześniej, kiedy protagonista nie
wykonywał jeszcze detektywistycznego fachu. Owszem, to krótki, bo 25-minutowy
bonus, ale doceniam powiązanie go z trwającą około 3 godzin „podstawką” zarówno
poprzez obecność Alfreda, jak i policjanta Conrada.
To, co dobre w
HOPA
Jeśli
chodzi o mechanizmy rozgrywki, ten aspekt Noir Chronicles podąża utartymi przez
swoich krewniaków szlakami, przy czym od razu uściślam, że w pozytywnym sensie.
Innymi słowy, sympatycy takiej zabawy otrzymają wciągający i odprężający
koktajl scen HO, wszelkiego sortu minigierek logicznych oraz zadań opartych na
używaniu przedmiotów, jakie trafiają do podręcznego ekwipunku. Plansze hidden
object zdominowane zostały przez najpopularniejszy wariant z nazwami
wypatrywanych rekwizytów, acz znalazło się też miejsce dla wstawek
zawierających różne listy obrazkowe. Warto ponadto podkreślić, iż pamiętano o
należytej integracji gameplayu z narracją. Stąd zostaniemy raz dla przykładu
przesłuchani przez policję przy użyciu wykrywacza kłamstw, a kiedy indziej
zmierzymy się z obserwacyjną minigierką, która nam samym każe przycisnąć
jednego delikwenta do muru. Z kolei w kasynie nie zabraknie karcianej układanki,
podczas gdy areszt zaowocuje pomysłową aluzją do serialu „Prison Break”
(„Skazany na śmierć”).
A co z oprawą
audiowizualną?
W
przypadku warstwy graficznej najlepiej spisują się ładnie i starannie
odmalowane lokacje, które nie wzbudzają jakichkolwiek zastrzeżeń. Osadzenie
akcji w jednym mieście oraz twarde trzymanie się rzeczywistości nie ograniczyło
wyobraźni deweloperów, procentując dużym zróżnicowaniem wśród zwiedzanych
miejscówek. Słabiej wypadają sylwetki bohaterów, które wyglądają co najwyżej
średnio, zwłaszcza w zestawieniu z ubogimi animacjami. Przyczepiłabym się też
trochę do aparycji Barbary, a to dlatego, że jej pucołowate lico nijak pasowało
do wizerunku uwodzicielskiej femme fatale. Liczyłam bardziej na kogoś w typie
subtelnej i chłodnej blondynki, która zdobi promującą grę ilustrację i
przywodzi na myśl gwiazdy starego kina. Angielski voice-acting stoi za to na
dobrym poziomie, a muzyka daje radę jako klimatyczne tło dla detektywistycznej
historii z dawnych lat, lecz przydałoby się więcej dostępnych melodii.
Zdałeś,
Alfredzie
Reasumując,
Noir Chronicles: Miasto Zbrodni to przyzwoita pozycja spod znaku Hidden Object
Puzzle Adventure. Wprawdzie nie wymyśla na nowo koła pod kątem mechaniki, ale
robi właściwy użytek ze sprawdzonych rozwiązań. Gracze, którzy lubią takie
produkcje i nie oczekują od nich rewolucyjnych idei, powinni więc dobrze bawić
się w towarzystwie Alfreda Foxa. A co do samego protagonisty, dodam, iż
ciekawej, czysto kryminalnej otoczce nie można odmówić potencjału dla
ewentualnych kontynuacji, skoncentrowanych na innych śledztwach prywatnego
detektywa.
---------------------------------------------------
Za udostępnienie
egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy – firmie Artifex Mundi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.