środa, 24 stycznia 2018

"Zanim się pojawiłeś", Jojo Moyes - recenzja

Powieść „Zanim się pojawiłeś” zjednała sobie serca mnóstwa czytelników, co przełożyło się nie tylko na wysokie wyniki sprzedaży, ale i powstanie ekranizacji z Emilią Clarke oraz Samem Claflinem w rolach głównych. Przyznam, że przy szumie, jaki towarzyszy bardzo popularnym utworom, nachodzą mnie niekiedy leciutkie obawy. I to nawet jeśli sama mam dużą chrapkę na dany tytuł. Zastanawiam się, czy również dołączę do grona zachwyconych fanów. A może wręcz odwrotnie – stwierdzę, że sięgnęłam po przereklamowane dzieło? Na szczęście, książka autorstwa Jojo Moyes nie sprawiła mi zawodu, okazując się faktycznie piękną historią o miłości i życiu ogółem.

Will Traynor i Lou Clark to osoby z odmiennych środowisk. Ludzie, którzy w normalnych dla siebie okolicznościach raczej by się nie spotkali, ani tym bardziej nie utrzymywaliby kontaktów na gruncie zawodowym czy towarzyskim. On – bogaty bankier, człowiek sukcesu. Ona – żyje z dnia na dzień, bez jasno wytyczonego celu. Jest zadowolona z pracy w kawiarni, a zarobione pieniądze starczają na podstawowe potrzeby, bo w domu liczy się każdy grosz. A jednak losy bohaterów zostają splecione, choć dochodzi do tego na skutek przykrych wydarzeń. Szczególnie dotyczy to Willa, który dwa lata przed właściwą akcją ulega wypadkowi, lądując na wózku inwalidzkim. Z kolei Lou traci pewnego dnia ukochaną robotę, gdyż szef podejmuje decyzję o zamknięciu lokalu. Poszukiwania nowego zatrudnienia nie idą zbyt dobrze, aż wreszcie dziewczyna postanawia odpowiedzieć na ofertę opieki nad osobą niepełnosprawną i zostaje przyjęta pomimo braku stosownego doświadczenia.

Początki relacji na linii Will-Lou nie należą do łatwych. Mężczyzna nie jest, delikatnie mówiąc, zachwycony obecnością kobiety, przy czym nie chodzi o nią samą, ale o generalną niechęć do opiekunek. Ogłoszenie wystawiła zresztą matka pana Traynora – Camilla, która daje pannie Clark szansę ze względu na serdeczne usposobienie dziewczyny. Niestety, przełamanie pierwszych lodów to istna porażka, Will jest ze wszystkim na „nie”, a do tego życzy sobie, by protagonistka zachowała milczenie. W efekcie Lou czuje się niezręcznie z powodu nieuprzejmości i negatywnego nastawienia klienta. Rozważa też rezygnację, lecz powstrzymuje ją przed tym własna sytuacja rodzinno-finansowa. Niemniej nadciągnie swoisty punkt zwrotny, albowiem sparaliżowany Will zarzuci na pewnym etapie ową quasi-wojenkę i doceni pomoc Lou. Bohaterowie zaczną więc poprawnie się porozumiewać, wzajemne dogryzanie nabierze potem głównie żartobliwego charakteru, a wspólne rozmowy coraz bardziej przybliżą ich do siebie.

Brytyjska pisarka przedstawia odbiorcom historię znajomości, dzięki której obie strony mogą coś zyskać. Will, traktujący niegdyś wyzwania jako stały element codzienności, zapragnie uświadomić Lou, że powinna wyjść z tzw. strefy komfortu, zamiast zadowalać się minimum i marnować swój potencjał. Daje kobiecie do zrozumienia, że warto obmyślać sobie różne, acz konkretne plany, jednocześnie przystępując do aktywnych działań na rzecz ich realizacji. Stąd wyłania się poniekąd przesłanie, iż czasami bardziej żałujemy tego, czego nie zrobiliśmy niż odwrotnie. Lou usiłuje natomiast zadbać o to, by życie jej podopiecznego nabrało barw. Dziewczyna stara się zatem znaleźć kolejne dowody, iż narzucone przez niepełnosprawność ograniczenia nie oznaczają wyroku śmierci czy końca dla jakichkolwiek przyjemności. Jest to o tyle ważne, że mężczyzna ma za sobą nieudaną próbę samobójczą i nadal nie akceptuje aktualnej rzeczywistości.

W związku z powyższym, wątek prawa do samodzielnych decyzji zahacza tu o dość kontrowersyjne pod pewnymi względami kwestie. Autorka nie boi się wkroczyć do sfery uznawanej nierzadko za tabu, osiągając swego rodzaju kompromis na tym polu. Słowem, nie krytykuje i nie gloryfikuje, lecz po prostu nakreśla motywacje bohaterów. Co najistotniejsze, cięższa problematyka nie gryzie się ze stosunkowo częstymi momentami, jakie służą do przemycenia delikatnych akcentów humorystycznych. Ba, nie czuć w takim zestawieniu ani grama fałszu, a z kart powieści bije stuprocentowa szczerość. Wielkie brawa dla Jojo Moyes za tak koncertowe mieszanie uśmiechu z refleksją, smutkiem oraz wzruszeniem.

Na pozytywny odbiór utworu wpływają ponadto bardzo dobre i zróżnicowane sylwetki postaci, wespół z żywymi relacjami, jakie między nimi panują. Pomijając dwoje głównych protagonistów, zajrzymy dla przykładu pod dach familii panny Clark, gdzie – owszem – zdarzają się nieporozumienia, ale w ogólnym rozrachunku emanuje stamtąd serdeczna atmosfera. Jest też chociażby mniej sympatyczny Patrick – chłopak Lou, który niemal obsesyjnie pilnuje swej fizycznej kondycji. Tak, dziewczyna ma partnera, aczkolwiek w miarę rozwoju fabuły niewieście serce zacznie wszak mocniej bić dla kogo innego. A co z tego wszystkiego ostatecznie wyniknie? Zapewne wiele osób zna już odpowiedź w obliczu ogromnej popularności „Zanim się pojawiłeś”. Jeśli jednak ktoś nie czytał jeszcze owej książki, gorąco zachęcam do lektury, zwłaszcza gdy lubi takie obyczajowe i pełne rozmaitych emocji powieści.



-------------------------------------------------------------------
Tytuł polski: Zanim się pojawiłeś
Tytuł oryginalny: Me Before You
Autor: Jojo Moyes
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 384

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.