Choć Dreamwalker
umożliwia nam buszowanie po cudzych snach, nie będziemy aż tak wredni jak
słynny Freddy Krueger, który ma niejedną śpiącą ofiarę na sumieniu. Wręcz
przeciwnie, spróbujemy pomóc i ponaprawiać bajzel panujący w kilku głowach. Ale
nie tylko wyprawami w głąb ludzkiej podświadomości tutaj się zajmiemy, bowiem
dociekanie prawdy pociągnie też za sobą elementy klasycznego śledztwa.
Takie
właśnie zadania przydziela nam kolejna gra HOPA autorstwa studia The House of
Fables z Warszawy. Tym razem jednak polski zespół deweloperski skierował się ku
innym klimatom niż w swoich poprzednich propozycjach – Chronicles of Magic i
trylogii Eventide, aczkolwiek nadal przywiązuje dużą wagę do wątków
nadprzyrodzonych. Mianowicie Dreamwalker: Wymiar Snów (Dreamwalker: Never Fall
Asleep) pozwoli przejąć graczom kontrolę nad panią psychiatrą, która potrafi
dosłownie wniknąć do czyjegoś umysłu. Główna bohaterka nie musi przy tym chować
się ze swoimi paranormalnymi talentami, lecz wykorzystuje je w służbie nauki i
medycyny. Ba, odniosła sporo sukcesów na owym polu, więc nic dziwnego, że nie
brak osób zainteresowanych dokonaniami kobiety. Jedną z nich jest zaś Barbara
Perkins, burmistrzyni z górskiego miasteczka o nazwie Senna Dolina (Drowsy
Valley).
Jak
łatwo zgadnąć, pani Perkins ma problem. I do duży, ponieważ chodzi o zdrowie
jej córki Sandry. Dziewczyna leży pogrążona w śpiączce, a starania lokalnych
lekarzy nie przyniosły żadnych rezultatów. Stąd matka chorej postanawia wysłać
maila do grywalnej protagonistki z prośbą o przybycie. Na miejscu szybko
zresztą bierzemy się do roboty, infiltrując podświadomość pacjentki. Co
ciekawe, deweloperzy nie skoncentrowali się wyłącznie na surrealistycznych
lokacjach rodem z marzeń sennych. W zamian arena naszych działań została
niejako rozbita na dwie płaszczyzny. Wprawdzie zawitamy do onirycznych
scenerii, lecz stanowią one jedynie część narracyjnej warstwy produkcji, bo kluczową
rolę odgrywają także wydarzenia osadzone w realnym świecie.
Swoiste
badanie duszy, jakie to urządzimy wpierw przy szpitalnym łóżku Sandry, nie
rozwiąże zaistniałego kłopotu od ręki. Mimo wszystko zaprocentuje cennymi
tropami, które zmobilizują bohaterkę do dalszego drążenia sprawy. Doktorka rozpocznie
zatem prywatne dochodzenie, co dodatkowo nada przedstawionej historii detektywistycznego
charakteru. Intensywnie powęszymy wokół pewnego incydentu, wypatrując powiązań
z chorobą Sandry. Co istotne, Perkinsówna nie jest odosobnionym przypadkiem, acz
stan młodej kobiety można śmiało uznać za najcięższy. Spotkamy ponadto kilku
innych mieszkańców tego regionu, miewających problemy ze snem bądź enigmatyczne
luki w pamięci. A skoro o postaciach mowa, zobaczymy też stwora wzbudzającego
skojarzenia z twórczością Zdzisława Beksińskiego i H.R. Gigera. Cóż, nie sposób
zaprzeczyć, iż Senna Dolina skrywa jakiś sekret. I nie dość, że nie musiałam
narzekać na nudę, to jeszcze znalazło się tu miejsce dla paru zaskakujących
momentów.
Pod
kątem mechanizmów rozgrywki, Dreamwalker to typowy przedstawiciel gatunku HOPA,
ale w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu. Rodzima ekipa znów pokazała swoją
smykałkę do przygotowywania lekkich i przyjemnych zestawów zagadek
ekwipunkowych, logicznych minigierek oraz plansz z ukrytymi obiektami. Przede wszystkim
zadbano o to, by nie wpaść w pułapkę nadmiernej schematyczności. Ten satysfakcjonujący
efekt uzyskano natomiast dzięki wyraźnej tendencji ku różnicowaniu zabawy, co dobrze
obrazuje chociażby praktyczne zastosowanie daru protagonistki. Nie piję akurat
do samego faktu, że zwiedzimy podświadomość więcej niż jednej osoby. Po prostu
każda taka wizyta wygląda inaczej. Nawet te układanki, które występują niemal
zawsze tuż przed skokiem do głębin jaźni, unikają monotonii, reprezentując
odmienne warianty. Oprócz tego, podobała mi się obecność zadań szczególnie
zgranych z bieżącą akcją, np. konieczność wydawania poleceń lunatykowi czy
casualowa i trzymająca się point and clickowych ram odpowiedź na skradanki.
Co
do oprawy wizualnej, prym wiodą lokacje, które obejmują zarówno miejscówki ze sfery
snów, jak i z rzeczywistości. Przy projektowaniu surrealistycznych plansz
twórcy dali dojść do głosu bardziej fantazyjnym rejonom wyobraźni, lecz zarazem
nie zapomnieli o przemyślanym podejściu do przerabianego tematu. Dlatego sceny
z zakamarków czyichś umysłów nie są pozbawione sensu. Przykładowo, w głowie postaci,
która ma problemy z pamięcią, ujrzymy kontury zamiast dokładnych sylwetek.
Prawdziwy świat przyciąga z kolei wzrok malowniczo ośnieżonymi widokami, ale wnętrza
rozmaitych pomieszczeń również spisują się bez zarzutu – wystarczy przytoczyć
zarzuconą tomiszczami i jednocześnie przytulną bibliotekę. Jeśli chodzi o
skromne animacje, te nie oferują równie dobrych wrażeń estetycznych, lecz nie
zniechęcają do siedzenia przed ekranem, zwłaszcza w obliczu zalet gry. A
wracając do plusów, nie wypada mi pominąć klimatycznych melodii Arkadiusza
Reikowskiego, które to operują nutami niepokoju, czujności i melancholii.
Słowem
podsumowania, Dreamwalker: Wymiar Snów jest produkcją skrojoną w sam raz pod
upodobania sympatyków niedzielnej rozrywki. Czy to tych osób, którym przypadły
do gustu inne HOPKI od The House of Fables. Czy to takich odbiorców, co mają
miłe wspomnienia dzięki styczności z pozycjami spod szyldu katowickiego Artifex
Mundi, sprawującego funkcję wydawcy recenzowanego tytułu. Jeśli szukacie tego
typu relaksu, warto rozpatrzyć trwającą trochę ponad 3,5 godziny podróż do
Sennej Doliny.
---------------------------------------------------
Za udostępnienie
egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy – firmie Artifex Mundi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.