niedziela, 21 października 2018

Dreamwalker: Wymiar Snów (PC) - recenzja



Choć Dreamwalker umożliwia nam buszowanie po cudzych snach, nie będziemy aż tak wredni jak słynny Freddy Krueger, który ma niejedną śpiącą ofiarę na sumieniu. Wręcz przeciwnie, spróbujemy pomóc i ponaprawiać bajzel panujący w kilku głowach. Ale nie tylko wyprawami w głąb ludzkiej podświadomości tutaj się zajmiemy, bowiem dociekanie prawdy pociągnie też za sobą elementy klasycznego śledztwa.

Takie właśnie zadania przydziela nam kolejna gra HOPA autorstwa studia The House of Fables z Warszawy. Tym razem jednak polski zespół deweloperski skierował się ku innym klimatom niż w swoich poprzednich propozycjach – Chronicles of Magic i trylogii Eventide, aczkolwiek nadal przywiązuje dużą wagę do wątków nadprzyrodzonych. Mianowicie Dreamwalker: Wymiar Snów (Dreamwalker: Never Fall Asleep) pozwoli przejąć graczom kontrolę nad panią psychiatrą, która potrafi dosłownie wniknąć do czyjegoś umysłu. Główna bohaterka nie musi przy tym chować się ze swoimi paranormalnymi talentami, lecz wykorzystuje je w służbie nauki i medycyny. Ba, odniosła sporo sukcesów na owym polu, więc nic dziwnego, że nie brak osób zainteresowanych dokonaniami kobiety. Jedną z nich jest zaś Barbara Perkins, burmistrzyni z górskiego miasteczka o nazwie Senna Dolina (Drowsy Valley).


Jak łatwo zgadnąć, pani Perkins ma problem. I do duży, ponieważ chodzi o zdrowie jej córki Sandry. Dziewczyna leży pogrążona w śpiączce, a starania lokalnych lekarzy nie przyniosły żadnych rezultatów. Stąd matka chorej postanawia wysłać maila do grywalnej protagonistki z prośbą o przybycie. Na miejscu szybko zresztą bierzemy się do roboty, infiltrując podświadomość pacjentki. Co ciekawe, deweloperzy nie skoncentrowali się wyłącznie na surrealistycznych lokacjach rodem z marzeń sennych. W zamian arena naszych działań została niejako rozbita na dwie płaszczyzny. Wprawdzie zawitamy do onirycznych scenerii, lecz stanowią one jedynie część narracyjnej warstwy produkcji, bo kluczową rolę odgrywają także wydarzenia osadzone w realnym świecie.

Swoiste badanie duszy, jakie to urządzimy wpierw przy szpitalnym łóżku Sandry, nie rozwiąże zaistniałego kłopotu od ręki. Mimo wszystko zaprocentuje cennymi tropami, które zmobilizują bohaterkę do dalszego drążenia sprawy. Doktorka rozpocznie zatem prywatne dochodzenie, co dodatkowo nada przedstawionej historii detektywistycznego charakteru. Intensywnie powęszymy wokół pewnego incydentu, wypatrując powiązań z chorobą Sandry. Co istotne, Perkinsówna nie jest odosobnionym przypadkiem, acz stan młodej kobiety można śmiało uznać za najcięższy. Spotkamy ponadto kilku innych mieszkańców tego regionu, miewających problemy ze snem bądź enigmatyczne luki w pamięci. A skoro o postaciach mowa, zobaczymy też stwora wzbudzającego skojarzenia z twórczością Zdzisława Beksińskiego i H.R. Gigera. Cóż, nie sposób zaprzeczyć, iż Senna Dolina skrywa jakiś sekret. I nie dość, że nie musiałam narzekać na nudę, to jeszcze znalazło się tu miejsce dla paru zaskakujących momentów.


Pod kątem mechanizmów rozgrywki, Dreamwalker to typowy przedstawiciel gatunku HOPA, ale w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu. Rodzima ekipa znów pokazała swoją smykałkę do przygotowywania lekkich i przyjemnych zestawów zagadek ekwipunkowych, logicznych minigierek oraz plansz z ukrytymi obiektami. Przede wszystkim zadbano o to, by nie wpaść w pułapkę nadmiernej schematyczności. Ten satysfakcjonujący efekt uzyskano natomiast dzięki wyraźnej tendencji ku różnicowaniu zabawy, co dobrze obrazuje chociażby praktyczne zastosowanie daru protagonistki. Nie piję akurat do samego faktu, że zwiedzimy podświadomość więcej niż jednej osoby. Po prostu każda taka wizyta wygląda inaczej. Nawet te układanki, które występują niemal zawsze tuż przed skokiem do głębin jaźni, unikają monotonii, reprezentując odmienne warianty. Oprócz tego, podobała mi się obecność zadań szczególnie zgranych z bieżącą akcją, np. konieczność wydawania poleceń lunatykowi czy casualowa i trzymająca się point and clickowych ram odpowiedź na skradanki.

Co do oprawy wizualnej, prym wiodą lokacje, które obejmują zarówno miejscówki ze sfery snów, jak i z rzeczywistości. Przy projektowaniu surrealistycznych plansz twórcy dali dojść do głosu bardziej fantazyjnym rejonom wyobraźni, lecz zarazem nie zapomnieli o przemyślanym podejściu do przerabianego tematu. Dlatego sceny z zakamarków czyichś umysłów nie są pozbawione sensu. Przykładowo, w głowie postaci, która ma problemy z pamięcią, ujrzymy kontury zamiast dokładnych sylwetek. Prawdziwy świat przyciąga z kolei wzrok malowniczo ośnieżonymi widokami, ale wnętrza rozmaitych pomieszczeń również spisują się bez zarzutu – wystarczy przytoczyć zarzuconą tomiszczami i jednocześnie przytulną bibliotekę. Jeśli chodzi o skromne animacje, te nie oferują równie dobrych wrażeń estetycznych, lecz nie zniechęcają do siedzenia przed ekranem, zwłaszcza w obliczu zalet gry. A wracając do plusów, nie wypada mi pominąć klimatycznych melodii Arkadiusza Reikowskiego, które to operują nutami niepokoju, czujności i melancholii.


Słowem podsumowania, Dreamwalker: Wymiar Snów jest produkcją skrojoną w sam raz pod upodobania sympatyków niedzielnej rozrywki. Czy to tych osób, którym przypadły do gustu inne HOPKI od The House of Fables. Czy to takich odbiorców, co mają miłe wspomnienia dzięki styczności z pozycjami spod szyldu katowickiego Artifex Mundi, sprawującego funkcję wydawcy recenzowanego tytułu. Jeśli szukacie tego typu relaksu, warto rozpatrzyć trwającą trochę ponad 3,5 godziny podróż do Sennej Doliny.



---------------------------------------------------

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękuję wydawcy – firmie Artifex Mundi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.