Skoro powieść
Grahama Mastertona ma na okładce specjalne oznaczenie, że skierowana jest wyłącznie
do dorosłych czytelników, to dopiero mocne rzeczy muszą tam się dziać. Tak
właśnie pomyślałam, biorąc do ręki polskie wydanie horroru „Wirus”. Akurat dla Mastertona
makabra to nie pierwszyzna, gdyż w jego utworach często można natknąć się na drastyczne
sceny. W tej konkretnej książce wyjątkowo dużo jednak takich obrazków. Ale czy
samo epatowanie okrucieństwem wystarczy do opowiedzenia dobrej historii?
Przypadek „Wirusa” każe w to wątpić.
Brytyjski
pisarz od początku nie bawi się tutaj w subtelności. Otwierający powieść
rozdział przedstawia nam bowiem niespełna osiemnastoletnią Samirę, która to
postanawia popełnić samobójstwo przy użyciu nad wyraz bolesnej metody. Choć
autor operuje zwięzłym językiem i już w pierwszym zdaniu zdradza decyzję
dziewczyny, przez chwilę przeciąga ów moment tuż przed nadejściem najgorszego,
podsycając nerwowe oczekiwanie odbiorcy. No i nagle się zaczyna – zostają
wypisane szczegóły, o których lepiej nie wiedzieć. Przyznam, że gdyby to był
film, prawdopodobnie nie dałabym rady oglądać takiego gore.
Na
tym oczywiście nie koniec, ponieważ los Samiry stanowi ledwie preludium do
korowodu krwawych zdarzeń, mających miejsce na terenie Londynu. Przykładowo,
pracująca w ciucholandzie Sophie definitywnie rozprawia się ze swoim
chłopakiem, a szkolna dyrektorka Laura porzuca dotychczasowe, sympatyczne
usposobienie na rzecz iście psychopatycznych metod wychowawczych. Śledztwo w
związku z zaistniałymi wypadkami przeprowadzają zaś policyjni detektywi Jerry
Pardoe i Dżamila Patel. A wraz z rozwojem fabuły funkcjonariusze zyskają coraz
więcej wskazówek, które bezpardonowo podpowiadają, że głównymi sprawcami
makabrycznego zamieszania są… ubrania. Tak, nie pomyliłam się – o fatałaszki
chodzi.
Co
by było, gdyby odzież zabijała? Takim oto pytaniem zajmuje się na kartach
„Wirusa” Masterton, udzielając wyjaśnień w formie opowieści grozy o
stuprocentowo nadnaturalnej tematyce. Idea z jednej strony zwariowana, a z
drugiej – nieoklepana i niepozbawiona potencjału. Szkoda tylko, że motyw
przesiąkniętych złą energią ciuchów, których założenie wywiera skrajnie
negatywny wpływ na ludzkie zachowanie, posłużył przede wszystkim do
zaserwowania festynu obrzydliwości. I to na dłuższą metę męczącego. Wprawdzie
przemoc stanowi charakterystyczną cechę twórczości Brytyjczyka, ale w innych
swoich książkach udało mu się lepiej zapanować nad tego typu wstawkami. Tak
było choćby w „Białych kościach”, pierwszym tomie kryminalnej serii z irlandzką
policjantką Katie Maguire, gdzie obecność przyprawiających o mdłości scen nie zdominowała
reszty fabularnych składników.
Przez
swoją makabryczną nadgorliwość, powieść generalnie ma też problem z budowaniem
napięcia. Dreszcz niepokoju w jakimś tam stopniu poczułam może ze dwa razy.
Przy wspomnianym wcześniej samobójstwie Samiry, a także trochę w jednym z
dalszych rozdziałów, który zarazem podirytował mnie przez niefrasobliwą reakcję
detektywa Pardoe i niepotrzebne narażenie kogoś bliskiego. To nie słynne
„Manitou”, również sięgające po nadprzyrodzone elementy, lecz zręcznie
intensyfikujące niesamowite sygnały. W „Wirusie” niby dostajemy paranormalne
szaleństwo ze śmiertelnym zagrożeniem, które nabiera coraz większej skali. Tyle
że kolejne pomysły zdają się wyskakiwać na zasadzie „bo autorowi tak wygodnie”.
Zaskoczenia nie wywołują więc efektu WOW, w zamian sprawiając wrażenie wrzuconych
na siłę. Jakby zabrakło dostatecznie mocnego spoiwa, by zgrabnie to ułożyć.
Ujawniając
różne właściwości upiornych ubrań i skutki ich działań, pisarz szerzy narastający
wokół książkowych bohaterów chaos, ale niestety przeszarżował. Mimo że mamy tu
wątek policyjnego dochodzenia oraz tajemnice do rozwikłania, prym wiedzie
nadmierne poleganie na okropnościach. Koniec końców, nie zaangażował mnie zatem
zbytnio ten odzieżowy horror. Jeśli już, to bywałam zniesmaczona, a fakt, iż
pojawiały się wręcz kuriozalne momenty, pogłębiał takie odczucia. Spośród tych powieści
Mastertona, jakie dotąd przeczytałam, „Wirus” okazał się zdecydowanie
najsłabszy. Jednym słowem, rozczarowanie.
-------------------------------------------------------------------
Tytuł
polski: Wirus
Tytuł
oryginalny: Ghost Virus
Autor:
Graham Masterton
Wydawnictwo:
Dom Wydawniczy REBIS
Liczba
stron: 392
mój kochany autor:) wszystkie jego książki przeczytałam:)
OdpowiedzUsuńJa nie wszystkie, ale zamierzam kontynuować moją czytelniczą przygodę z tym autorem pomimo faktu, iż tym razem niestety się zawiodłam.
Usuńmi się każda jego książka podoba ;p nie znalazłam jeszcze takiej żeby jej rzec niet:)
UsuńTo ja z kolei nigdy nie zawiodłam się np. na Jamesie Rollinsie. Przynajmniej do tej pory, bo jeszcze nie wszystkie jego książki mam przerobione. :)
Usuńo Rollins też super:D
UsuńCo do Rollinsa, to przyznam, że uwielbiam takie przygodowo-sensacyjne klimaty. :)
UsuńUwielbiam goscia. Tej książki nie czytałam. Motyw morderczych ubran brzmi troche jak z horrou klasy B, ale mozna z niego cos wykrzesac.
OdpowiedzUsuńA wspomniana Katie Mcguire jest świetna.
Ja tym razem się rozczarowałam, ale dalej będę czytać jego książki. Z innymi autorami też zdarzały mi się sytuacje, że czasem jakaś pojedyncza książka nie przypadła mi do gustu, pomimo ogólnej sympatii do danego twórcy. O ile np. taki James Rollins jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, to raz z kolei natknęłam się na tytuł spod pióra Nory Roberts, który zupełnie do mnie nie przemówił.
UsuńCzytałam w ramach booktouru. Typowy Masteron :D
OdpowiedzUsuńDla mnie nie była rozczarowaniem, bo tego się po nim spodziewałam, ale domyślam się, że nie każdemu odpowiadają jego horrory ;)
Ja niby też byłam nastawiona na makabrę, ale mimo wszystko za dużo tego tutaj było, zwłaszcza że nie przekonało mnie dorzucanie kolejnych pomysłów w związku z owymi ubraniami. Zdecydowanie wolę inne książki tego autora, więc mam nadzieję, że następne spotkanie z jego twórczością nie okaże się rozczarowaniem. :(
Usuń