wtorek, 22 października 2019

"Wirus", Graham Masterton - recenzja


Skoro powieść Grahama Mastertona ma na okładce specjalne oznaczenie, że skierowana jest wyłącznie do dorosłych czytelników, to dopiero mocne rzeczy muszą tam się dziać. Tak właśnie pomyślałam, biorąc do ręki polskie wydanie horroru „Wirus”. Akurat dla Mastertona makabra to nie pierwszyzna, gdyż w jego utworach często można natknąć się na drastyczne sceny. W tej konkretnej książce wyjątkowo dużo jednak takich obrazków. Ale czy samo epatowanie okrucieństwem wystarczy do opowiedzenia dobrej historii? Przypadek „Wirusa” każe w to wątpić.

Brytyjski pisarz od początku nie bawi się tutaj w subtelności. Otwierający powieść rozdział przedstawia nam bowiem niespełna osiemnastoletnią Samirę, która to postanawia popełnić samobójstwo przy użyciu nad wyraz bolesnej metody. Choć autor operuje zwięzłym językiem i już w pierwszym zdaniu zdradza decyzję dziewczyny, przez chwilę przeciąga ów moment tuż przed nadejściem najgorszego, podsycając nerwowe oczekiwanie odbiorcy. No i nagle się zaczyna – zostają wypisane szczegóły, o których lepiej nie wiedzieć. Przyznam, że gdyby to był film, prawdopodobnie nie dałabym rady oglądać takiego gore.

Na tym oczywiście nie koniec, ponieważ los Samiry stanowi ledwie preludium do korowodu krwawych zdarzeń, mających miejsce na terenie Londynu. Przykładowo, pracująca w ciucholandzie Sophie definitywnie rozprawia się ze swoim chłopakiem, a szkolna dyrektorka Laura porzuca dotychczasowe, sympatyczne usposobienie na rzecz iście psychopatycznych metod wychowawczych. Śledztwo w związku z zaistniałymi wypadkami przeprowadzają zaś policyjni detektywi Jerry Pardoe i Dżamila Patel. A wraz z rozwojem fabuły funkcjonariusze zyskają coraz więcej wskazówek, które bezpardonowo podpowiadają, że głównymi sprawcami makabrycznego zamieszania są… ubrania. Tak, nie pomyliłam się – o fatałaszki chodzi.

Co by było, gdyby odzież zabijała? Takim oto pytaniem zajmuje się na kartach „Wirusa” Masterton, udzielając wyjaśnień w formie opowieści grozy o stuprocentowo nadnaturalnej tematyce. Idea z jednej strony zwariowana, a z drugiej – nieoklepana i niepozbawiona potencjału. Szkoda tylko, że motyw przesiąkniętych złą energią ciuchów, których założenie wywiera skrajnie negatywny wpływ na ludzkie zachowanie, posłużył przede wszystkim do zaserwowania festynu obrzydliwości. I to na dłuższą metę męczącego. Wprawdzie przemoc stanowi charakterystyczną cechę twórczości Brytyjczyka, ale w innych swoich książkach udało mu się lepiej zapanować nad tego typu wstawkami. Tak było choćby w „Białych kościach”, pierwszym tomie kryminalnej serii z irlandzką policjantką Katie Maguire, gdzie obecność przyprawiających o mdłości scen nie zdominowała reszty fabularnych składników.

Przez swoją makabryczną nadgorliwość, powieść generalnie ma też problem z budowaniem napięcia. Dreszcz niepokoju w jakimś tam stopniu poczułam może ze dwa razy. Przy wspomnianym wcześniej samobójstwie Samiry, a także trochę w jednym z dalszych rozdziałów, który zarazem podirytował mnie przez niefrasobliwą reakcję detektywa Pardoe i niepotrzebne narażenie kogoś bliskiego. To nie słynne „Manitou”, również sięgające po nadprzyrodzone elementy, lecz zręcznie intensyfikujące niesamowite sygnały. W „Wirusie” niby dostajemy paranormalne szaleństwo ze śmiertelnym zagrożeniem, które nabiera coraz większej skali. Tyle że kolejne pomysły zdają się wyskakiwać na zasadzie „bo autorowi tak wygodnie”. Zaskoczenia nie wywołują więc efektu WOW, w zamian sprawiając wrażenie wrzuconych na siłę. Jakby zabrakło dostatecznie mocnego spoiwa, by zgrabnie to ułożyć.

Ujawniając różne właściwości upiornych ubrań i skutki ich działań, pisarz szerzy narastający wokół książkowych bohaterów chaos, ale niestety przeszarżował. Mimo że mamy tu wątek policyjnego dochodzenia oraz tajemnice do rozwikłania, prym wiedzie nadmierne poleganie na okropnościach. Koniec końców, nie zaangażował mnie zatem zbytnio ten odzieżowy horror. Jeśli już, to bywałam zniesmaczona, a fakt, iż pojawiały się wręcz kuriozalne momenty, pogłębiał takie odczucia. Spośród tych powieści Mastertona, jakie dotąd przeczytałam, „Wirus” okazał się zdecydowanie najsłabszy. Jednym słowem, rozczarowanie.



-------------------------------------------------------------------
Tytuł polski: Wirus
Tytuł oryginalny: Ghost Virus
Autor: Graham Masterton
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Liczba stron: 392


10 komentarzy:

  1. mój kochany autor:) wszystkie jego książki przeczytałam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie wszystkie, ale zamierzam kontynuować moją czytelniczą przygodę z tym autorem pomimo faktu, iż tym razem niestety się zawiodłam.

      Usuń
    2. mi się każda jego książka podoba ;p nie znalazłam jeszcze takiej żeby jej rzec niet:)

      Usuń
    3. To ja z kolei nigdy nie zawiodłam się np. na Jamesie Rollinsie. Przynajmniej do tej pory, bo jeszcze nie wszystkie jego książki mam przerobione. :)

      Usuń
    4. Co do Rollinsa, to przyznam, że uwielbiam takie przygodowo-sensacyjne klimaty. :)

      Usuń
  2. Uwielbiam goscia. Tej książki nie czytałam. Motyw morderczych ubran brzmi troche jak z horrou klasy B, ale mozna z niego cos wykrzesac.

    A wspomniana Katie Mcguire jest świetna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tym razem się rozczarowałam, ale dalej będę czytać jego książki. Z innymi autorami też zdarzały mi się sytuacje, że czasem jakaś pojedyncza książka nie przypadła mi do gustu, pomimo ogólnej sympatii do danego twórcy. O ile np. taki James Rollins jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, to raz z kolei natknęłam się na tytuł spod pióra Nory Roberts, który zupełnie do mnie nie przemówił.

      Usuń
  3. Czytałam w ramach booktouru. Typowy Masteron :D
    Dla mnie nie była rozczarowaniem, bo tego się po nim spodziewałam, ale domyślam się, że nie każdemu odpowiadają jego horrory ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niby też byłam nastawiona na makabrę, ale mimo wszystko za dużo tego tutaj było, zwłaszcza że nie przekonało mnie dorzucanie kolejnych pomysłów w związku z owymi ubraniami. Zdecydowanie wolę inne książki tego autora, więc mam nadzieję, że następne spotkanie z jego twórczością nie okaże się rozczarowaniem. :(

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.