Chociaż wielu
graczy żyło wówczas trzecim Wiedźminem, nie zapominajmy, że rok 2015 przyniósł
nam inną głośną premierę, reprezentującą segment AAA i opracowaną przez
polskich deweloperów. Mowa oczywiście o Dying Light od Techlandu. Ten tytuł
również wzbudził ogromne zainteresowanie, rozchodząc się niczym świeże
bułeczki. Sama zresztą chętnie od razu wybrałabym się do wirtualnego Harranu,
lecz mogłam to zrobić dopiero po modernizacji komputera. Nic jednak nie stanęło
na przeszkodzie, abym już wtedy przeczytała osadzoną w uniwersum gry powieść.
Książka
„Dying Light. Aleja koszmarów” wyszła spod pióra Raymonda Bensona, dla którego
nie jest to pierwsze spotkanie z wirtualną rozrywką. Amerykański pisarz ma też
na swoim koncie powieści na bazie takich cykli jak np. Metal Gear Solid czy
Hitman (wydany w Polsce „Hitman: Potępienie”, będący prequelem piątej odsłony o
podtytule Absolution). Ba, jego związki z branżą sięgają jeszcze głębiej,
bowiem w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku pracował przy
tworzeniu gier komputerowych (m.in. Stephen King’s The Mist, Return of the
Phantom, Dark Seed II). Co do literackiego portfolio Bensona, jest on ponadto
jednym z autorów, którym przypadło pisanie książek o Jamesie Bondzie po śmierci
Iana Fleminga, twórcy najsłynniejszej szpiegowskiej serii świata.
„Dying
Light. Aleja koszmarów” jest prequelem gry i z powodzeniem mogą po nią sięgnąć
również te osoby, które nie zetknęły się z projektem studia Techland. Tak jak w
przypadku rodzimej produkcji, fabuła została osadzona w fikcyjnym
państwie-mieście Harran, wciśniętym gdzieś pomiędzy Turcję, Armenię i Gruzję.
Kto grał w Dying Light, ten pamięta, iż ów teren od pewnego czasu był już na
dobre opanowany przez wirusa zamieniającego ludzi w krwiożercze potwory.
Powieść przybliża zaś czytelnikom początki rozpleniania się zarazy, a także
wydarzenia mające miejsce dość krótko po wybuchu pandemii.
Co
ciekawe, nie uświadczymy dokładnych wyjaśnień odnośnie pochodzenia wirusa czy
sposobu, w jaki dostał się do Harranu. W zamian Benson przedstawia proces
rozprzestrzenia się choroby, obejmujący kolejne obszary miasta. Amerykański
literat skupia się na tym wątku w prologu, gdzie pierwsze skrzypce gra doktor
Khalim Abbas. To właśnie on dostrzega zagrożenie, jakie niosą ze sobą coraz
częstsze zachorowania i związane z nimi nieprzyjemne incydenty. Lekarz usiłuje
więc uświadomić władze, zwłaszcza że wkrótce odbędą się tu Światowe Igrzyska
Lekkoatletyczne. Mimo rozsądnych argumentów prezydent nie zamierza odwoływać
przedsięwzięcia, które zapewni miastu napływ turystów, duże dochody oraz
reklamę. Co z tego, że ludzie znikają, wariują, zaczynają gryźć i zabijać
innych? Lepiej zamieść owe problemy pod dywan.
Kwestia
rządowej ignorancji mignie także w późniejszej części powieści, tyle że na
dalszym planie i z perspektywy osoby przyjezdnej. Główną bohaterką „Alei
koszmarów” uczyniono bowiem osiemnastoletnią Amerykankę – Mel Wyatt, która
zjawiła się w Harranie wraz z rodziną. To jedna z uczestniczek igrzysk, które
tak na marginesie zostały przerwane w drastycznych okolicznościach. Właściwa
akcja powieści rozgrywa się w czasie, gdy dziewczyna próbuje samodzielnie
przetrwać w zainfekowanym mieście, a ponadto odnaleźć młodszego brata. Na
dodatek, została ugryziona i pragnie zdobyć lekarstwo, dostępne ponoć w
zrzutach, które zsyła znana z gry organizacja GRE. Liczne retrospekcje pokażą
nam też jednak nieco wcześniejszy okres pobytu Mel w Harranie: jej wstępny
zachwyt nad egzotyką tego miejsca, pierwsze niepokojące sygnały czy wreszcie
początek prawdziwego koszmaru.
Przyznam,
że w trakcie lektury dość szybko zżyłam się z panną Wyatt. Autor nakreślił
wiarygodny portret silnej młodej bohaterki, która jednocześnie nie jest
pozbawioną emocji twardzielką. Dziewczyna cierpi zarówno fizycznie, jak i
psychicznie – dręczą ją różne dolegliwości oraz dylematy moralne. Mało tego,
Mel nachodzą niekiedy zrozumiałe w takiej sytuacji myśli samobójcze, lecz mimo
wszystko osiemnastolatka potrafi wykrzesać z siebie dużą wolę walki. Warto
podkreślić, że z jej osobą ściśle wiąże się motyw parkouru, czyli jednej z
najważniejszych atrakcji Dying Light. Benson zgrabnie wkomponował ten wątek do
fabuły, wprowadzając ową dyscyplinę do programu harrańskiej olimpiady. Jako że
nasza protagonistka szykowała się na zawody w parkourze, jest świetnie
wytrenowaną sportsmenką. Nietrudno zatem zgadnąć, że niejednokrotnie przyjdzie
jej skorzystać ze swoich umiejętności.
A
nabiega się i naskacze dziewczę sporo, bo przecież z łaknącymi mięsa zombiakami
nie ma żartów. Opisując dramatyczne losy Mel, Benson funduje odbiorcom
kwintesencję survivalu, gdzie trzeba przemykać w ukryciu, uciekać przed
wrogami, używać sprytu, a w ostateczności podejmować bezpośrednią walkę, o ile
przeciwnik nie dysponuje zbyt dużą przewagą liczebną. Co istotne, za dnia
zarażeni są powolni, aczkolwiek nadal stanowią realne zagrożenie. W nocy stają
się niestety agresywniejsi i szybsi, pod względem prędkości dorównując
wysportowanej Amerykance. Oprócz tego, twórca „Alei koszmarów” nie zapomina wspomnieć
o niebezpieczeństwie ze strony zdrowych ludzi, do których zaliczają się
członkowie gangów ze slumsów.
Raymond
Benson z powodzeniem buduje napięcie już od pierwszych kart powieści, wieńcząc
całą historię mocnym finałem. Na pochwałę zasługuje prosty a zarazem dynamiczny
i plastyczny styl jego pióra, dzięki czemu z łatwością wyobrazimy sobie
wszelkie makabryczne widoki oraz zwiedzaną podczas lektury scenerię. Tym
bardziej cieszy więc fakt, iż autor wplótł do fabuły informacje o okresie
świetności Harranu. Wprawdzie perypetie Mel Wyatt nie aspirują do miana
wybitnego dzieła, ale z czystym sumieniem można je nazwać wciągającą rozrywką
dla wielbicieli opowieści o apokalipsie zombie. „Aleja koszmarów” została
napisana w taki sposób, że osoby zielone w temacie bez problemu odnajdą się w
literackiej wersji Dying Light. Z kolei dla fanów gry to ciekawe rozszerzenie
wiedzy o wykreowanym przez polskich deweloperów uniwersum.
---------------------------------------------------
Powyższa
recenzja jest jednym z moich starszych tekstów. Pierwotnie opublikowałam ją w czerwcu
2015 roku na łamach portalu Save!Project, lecz zdecydowałam się zamieścić ów
artykuł również na swoim na blogu.
Klimat troszkę jak dzisiejszy :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Również pozdrawiam. :)
UsuńWidze, ze to książka akcji. Moze siegne, kiedy najdzie mnie ochota na takie klimaty
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że książka okaże się dla Ciebie udaną rozrywką, jeśli kiedyś byś się zdecydowała. :)
UsuńKoszmar postapo - o coś dla mnie!
OdpowiedzUsuńWg mnie warto przeczytać, zwłaszcza gdy lubisz takie klimaty. :)
UsuńNie ma jak w czasach pandemii poczytać o gorszej pandemii na pocieszenie XD. Po grę chyba nie ale po książkę mogłabym sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz literaturę rozrywkową i tematykę zombieapokalipsy, to powinnaś się dobrze bawić w trakcie lektury. :)
Usuń