sobota, 28 marca 2020

"Dying Light. Aleja koszmarów", Raymond Benson - recenzja


Chociaż wielu graczy żyło wówczas trzecim Wiedźminem, nie zapominajmy, że rok 2015 przyniósł nam inną głośną premierę, reprezentującą segment AAA i opracowaną przez polskich deweloperów. Mowa oczywiście o Dying Light od Techlandu. Ten tytuł również wzbudził ogromne zainteresowanie, rozchodząc się niczym świeże bułeczki. Sama zresztą chętnie od razu wybrałabym się do wirtualnego Harranu, lecz mogłam to zrobić dopiero po modernizacji komputera. Nic jednak nie stanęło na przeszkodzie, abym już wtedy przeczytała osadzoną w uniwersum gry powieść.

Książka „Dying Light. Aleja koszmarów” wyszła spod pióra Raymonda Bensona, dla którego nie jest to pierwsze spotkanie z wirtualną rozrywką. Amerykański pisarz ma też na swoim koncie powieści na bazie takich cykli jak np. Metal Gear Solid czy Hitman (wydany w Polsce „Hitman: Potępienie”, będący prequelem piątej odsłony o podtytule Absolution). Ba, jego związki z branżą sięgają jeszcze głębiej, bowiem w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku pracował przy tworzeniu gier komputerowych (m.in. Stephen King’s The Mist, Return of the Phantom, Dark Seed II). Co do literackiego portfolio Bensona, jest on ponadto jednym z autorów, którym przypadło pisanie książek o Jamesie Bondzie po śmierci Iana Fleminga, twórcy najsłynniejszej szpiegowskiej serii świata.

„Dying Light. Aleja koszmarów” jest prequelem gry i z powodzeniem mogą po nią sięgnąć również te osoby, które nie zetknęły się z projektem studia Techland. Tak jak w przypadku rodzimej produkcji, fabuła została osadzona w fikcyjnym państwie-mieście Harran, wciśniętym gdzieś pomiędzy Turcję, Armenię i Gruzję. Kto grał w Dying Light, ten pamięta, iż ów teren od pewnego czasu był już na dobre opanowany przez wirusa zamieniającego ludzi w krwiożercze potwory. Powieść przybliża zaś czytelnikom początki rozpleniania się zarazy, a także wydarzenia mające miejsce dość krótko po wybuchu pandemii.

Co ciekawe, nie uświadczymy dokładnych wyjaśnień odnośnie pochodzenia wirusa czy sposobu, w jaki dostał się do Harranu. W zamian Benson przedstawia proces rozprzestrzenia się choroby, obejmujący kolejne obszary miasta. Amerykański literat skupia się na tym wątku w prologu, gdzie pierwsze skrzypce gra doktor Khalim Abbas. To właśnie on dostrzega zagrożenie, jakie niosą ze sobą coraz częstsze zachorowania i związane z nimi nieprzyjemne incydenty. Lekarz usiłuje więc uświadomić władze, zwłaszcza że wkrótce odbędą się tu Światowe Igrzyska Lekkoatletyczne. Mimo rozsądnych argumentów prezydent nie zamierza odwoływać przedsięwzięcia, które zapewni miastu napływ turystów, duże dochody oraz reklamę. Co z tego, że ludzie znikają, wariują, zaczynają gryźć i zabijać innych? Lepiej zamieść owe problemy pod dywan.

Kwestia rządowej ignorancji mignie także w późniejszej części powieści, tyle że na dalszym planie i z perspektywy osoby przyjezdnej. Główną bohaterką „Alei koszmarów” uczyniono bowiem osiemnastoletnią Amerykankę – Mel Wyatt, która zjawiła się w Harranie wraz z rodziną. To jedna z uczestniczek igrzysk, które tak na marginesie zostały przerwane w drastycznych okolicznościach. Właściwa akcja powieści rozgrywa się w czasie, gdy dziewczyna próbuje samodzielnie przetrwać w zainfekowanym mieście, a ponadto odnaleźć młodszego brata. Na dodatek, została ugryziona i pragnie zdobyć lekarstwo, dostępne ponoć w zrzutach, które zsyła znana z gry organizacja GRE. Liczne retrospekcje pokażą nam też jednak nieco wcześniejszy okres pobytu Mel w Harranie: jej wstępny zachwyt nad egzotyką tego miejsca, pierwsze niepokojące sygnały czy wreszcie początek prawdziwego koszmaru.

Przyznam, że w trakcie lektury dość szybko zżyłam się z panną Wyatt. Autor nakreślił wiarygodny portret silnej młodej bohaterki, która jednocześnie nie jest pozbawioną emocji twardzielką. Dziewczyna cierpi zarówno fizycznie, jak i psychicznie – dręczą ją różne dolegliwości oraz dylematy moralne. Mało tego, Mel nachodzą niekiedy zrozumiałe w takiej sytuacji myśli samobójcze, lecz mimo wszystko osiemnastolatka potrafi wykrzesać z siebie dużą wolę walki. Warto podkreślić, że z jej osobą ściśle wiąże się motyw parkouru, czyli jednej z najważniejszych atrakcji Dying Light. Benson zgrabnie wkomponował ten wątek do fabuły, wprowadzając ową dyscyplinę do programu harrańskiej olimpiady. Jako że nasza protagonistka szykowała się na zawody w parkourze, jest świetnie wytrenowaną sportsmenką. Nietrudno zatem zgadnąć, że niejednokrotnie przyjdzie jej skorzystać ze swoich umiejętności.

A nabiega się i naskacze dziewczę sporo, bo przecież z łaknącymi mięsa zombiakami nie ma żartów. Opisując dramatyczne losy Mel, Benson funduje odbiorcom kwintesencję survivalu, gdzie trzeba przemykać w ukryciu, uciekać przed wrogami, używać sprytu, a w ostateczności podejmować bezpośrednią walkę, o ile przeciwnik nie dysponuje zbyt dużą przewagą liczebną. Co istotne, za dnia zarażeni są powolni, aczkolwiek nadal stanowią realne zagrożenie. W nocy stają się niestety agresywniejsi i szybsi, pod względem prędkości dorównując wysportowanej Amerykance. Oprócz tego, twórca „Alei koszmarów” nie zapomina wspomnieć o niebezpieczeństwie ze strony zdrowych ludzi, do których zaliczają się członkowie gangów ze slumsów.

Raymond Benson z powodzeniem buduje napięcie już od pierwszych kart powieści, wieńcząc całą historię mocnym finałem. Na pochwałę zasługuje prosty a zarazem dynamiczny i plastyczny styl jego pióra, dzięki czemu z łatwością wyobrazimy sobie wszelkie makabryczne widoki oraz zwiedzaną podczas lektury scenerię. Tym bardziej cieszy więc fakt, iż autor wplótł do fabuły informacje o okresie świetności Harranu. Wprawdzie perypetie Mel Wyatt nie aspirują do miana wybitnego dzieła, ale z czystym sumieniem można je nazwać wciągającą rozrywką dla wielbicieli opowieści o apokalipsie zombie. „Aleja koszmarów” została napisana w taki sposób, że osoby zielone w temacie bez problemu odnajdą się w literackiej wersji Dying Light. Z kolei dla fanów gry to ciekawe rozszerzenie wiedzy o wykreowanym przez polskich deweloperów uniwersum.



---------------------------------------------------

Powyższa recenzja jest jednym z moich starszych tekstów. Pierwotnie opublikowałam ją w czerwcu 2015 roku na łamach portalu Save!Project, lecz zdecydowałam się zamieścić ów artykuł również na swoim na blogu.

8 komentarzy:

  1. Klimat troszkę jak dzisiejszy :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Widze, ze to książka akcji. Moze siegne, kiedy najdzie mnie ochota na takie klimaty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że książka okaże się dla Ciebie udaną rozrywką, jeśli kiedyś byś się zdecydowała. :)

      Usuń
  3. Koszmar postapo - o coś dla mnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wg mnie warto przeczytać, zwłaszcza gdy lubisz takie klimaty. :)

      Usuń
  4. Nie ma jak w czasach pandemii poczytać o gorszej pandemii na pocieszenie XD. Po grę chyba nie ale po książkę mogłabym sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli lubisz literaturę rozrywkową i tematykę zombieapokalipsy, to powinnaś się dobrze bawić w trakcie lektury. :)

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.