środa, 12 sierpnia 2020

"Dwie księżniczki z Bamarry", Gail Carson Levine - recenzja

 

Dwie siostry. Jedna dzielna, pewna siebie, silna i niezależna. Druga znacznie spokojniejsza, bardziej wyciszona, a ponadto płochliwa. Ta nieśmiała będzie więc musiała dopiero nauczyć się samodzielności i wykrzesać z siebie odwagę wtedy, kiedy do podjęcia zdecydowanych działań skłonią ją zaistniałe na kartach utworu okoliczności. A wszystko to w imię siostrzanej miłości, która – pomimo ewidentnych różnic charakteru – mocnym węzłem łączy serca obu dziewcząt, czyli tytułowych księżniczek z Bamarry. Co równie ważne, ich perypetie jak najbardziej powinny przypaść do gustu zwolennikom baśniowego fantasy.

Amerykańska pisarka Gail Carson Levine, która specjalizuje się w literaturze młodzieżowej i ma na koncie m.in. popularną „Ellę zaklętą”, z gracją częstuje tutaj czytelników baśniową wizją królestwa Bamarry, gdzie nie brakuje magii ani fantastycznych stworzeń. W tym książkowym uniwersum żyją – prócz zwykłych śmiertelników – takie istoty jak przykładowo czarodzieje, elfy, ogry czy smoki. Jest też bardzo poważny problem, który nęka powieściowe miejsce akcji. Gwoli ścisłości, Bamarra jest obecnie w szczególnie trudnej sytuacji, bo nie dość, że tamtejsze potwory, swoim zwyczajem, mają wielu ludzi na sumieniu, to na domiar złego, jeszcze większe żniwo zbiera choroba zwana Szarą Śmiercią.

Kłopoty związane ze śmiertelnie groźną chorobą nie omijają także zamku, za murami którego mieszkają wspomniane we wstępie księżniczki Meryl i Addie. Meryl – jako ta odważniejsza z sióstr – planuje zresztą odbyć podróż po to, aby poszukać lekarstwa na tajemniczą zarazę. Ba, gotowa jest zarazem stawić czoła gryfom czy innym stworom, wzorując się na legendarnym Drualcie. Herosie z poematu epickiego, którego treść odgrywa istotną rolę w życiu obu panien i którego fragmenty zostają bezpośrednio przytoczone w trakcie lektury. Swoisty paradoks losu szykuje jednak zgoła odmienny rozkład fabularnej szachownicy. A to dlatego, że Meryl sama zaczyna chorować. Misja odnalezienia panaceum na Szarą Śmierć przypada zatem ostatecznie drugiej księżniczce, dalekiej od wyobrażania siebie w roli wojowniczki. Addie jest wszak typem bojaźliwej osóbki, która woli trzymać się własnej strefy komfortu. Niemniej wraz z pragnieniem uratowania siostry, a co za tym idzie – z decyzją o wyruszeniu w drogę, nastaje ów przełomowy moment, uruchamiający proces zmian w zachowaniu dziewczyny.

Śledząc przygody Addie, odbiorcy stają się wobec tego świadkami pewnej ewolucji jej charakteru, co autorka nakreśliła w naturalny sposób. Protagonistka wciąż pozostaje bowiem tą samą, skromną dziewczyną, jaką to była jeszcze przed przystąpieniem do realizacji niebezpiecznego zadania. Tyle że uczy się przełamywać swoje lęki. Nabiera też większej śmiałości i poczucia niezależności, lecz nie zatraca przy tym tzw. „własnego ja”. Stąd wojaże księżniczki mają równocześnie symboliczny sens, sygnalizując, iż powinniśmy dążyć ku przezwyciężaniu swoich słabości, działać odważniej oraz unikać nadmiernego przejmowania się mniejszymi zmartwieniami, by w zamian móc skoncentrować siły na najważniejszych dla nas rzeczach. Dla Addie liczy się zaś przede wszystkim chęć ocalenia ciężko chorej Meryl, co czyni także przedstawioną historię opowieścią o trosce względem bliskiej osoby i o gotowości do podjęcia stosownych poświęceń. A dokładnie takie czynniki motywują przecież bohaterkę do wstąpienia na obcy wcześniej sobie grunt.

Warto też nadmienić, że księżniczka Addie opuszcza zamek zaopatrzona w parę przydatnych rekwizytów, np. komplet map, siedmiomilowe obuwie czy magiczny obrus, wzbudzający skojarzenia ze „Stoliczku, nakryj się” braci Grimm. Co do samych butów, te – przez swoje działanie – przyspieszają przemieszczanie się po wykreowanym na potrzeby książki świecie. Niejako skracają więc podróż protagonistki, skoro pozwalają niemal natychmiast przeskoczyć do konkretnych punktów. Przyznam, że ich obecność okazała się udanym zabiegiem nie tylko w kontekście wyścigu z czasem, ale i nacisku na motyw wędrówki jako nauki śmielszego życia, przyspieszając konfrontację dziewczyny z pewnymi wyzwaniami. Poza tym, generalnie cały ekwipunek bohaterki uwypukla nastrój baśniowości, którego mamy tu pod dostatkiem i któremu sprzyja także plastyczny, choć zwięzły język. Pochwalić dodatkowo trzeba pióro Gail Carson Levine za umiejętność przyrządzenia wyważonego zestawu pogodniejszych, bajkowych momentów, szczególnie niebezpiecznych chwil i słodko-gorzkich, smutnych oraz wzruszających fragmentów.

Swoje trzy grosze do tego, że powieść mnie wciągnęła, dołożyło również kilka kluczowych postaci, wśród których figurują oczywiście królewskie córki. Obie sympatyczne i można się z nimi zżyć. Addie, której – jako pierwszoosobowej narratorce – towarzyszyć będziemy przez cały czas, ujmuje dobrym i wrażliwym, lecz początkowo faktycznie zbyt trwożliwym serduszkiem. Spodobało mi się także to, iż autorka obdarzyła ją artystyczną duszą, a konkretnie talentem do haftowania oraz rysowania. Z kolei pewność siebie żywiołowej Meryl bynajmniej nie oznacza pyszałkowatości. Nic z tych rzeczy, bo – jak już sygnalizowałam – wrodzony hart ducha zaprocentował u niej marzeniami o ratowaniu królestwa. Nie mówiąc, że od zawsze wykazywała opiekuńczość względem zalęknionej siostry. A kto jeszcze najbardziej przypadł mi do gustu? Przemiły czarodziej Rhys, którego to połączy z Addie subtelny wątek romantyczny. No i smoczyca Vollys. Elokwentna, inteligenta, acz – niczym wymagająca kobieta – miewająca swoje kaprysy. Vollys to typ godnego przeciwnika, który wzbudza duży szacunek, mimo że nie gra w tej samej drużynie co pozytywni bohaterowie.

I chociaż „Dwie księżniczki z Bamarry” to pozycja z kręgu literatury młodzieżowej, książka autorstwa Gail Carson Levine ma szansę przyciągnąć do siebie również dorosłych czytelników, z powodzeniem podtrzymując ich zainteresowanie aż do ostatniej strony. A już na pewno takich, którzy – tak jak ja – lubują się w baśniowych motywach i ochoczo sięgają po tego rodzaju historie. Jeżeli zatem należycie do owego grona, czas spędzony przy losach Addie i Meryl z pewnością minie Wam szybko, co nie będzie wyłącznie zasługą stosunkowo skromnych rozmiarów książki. Tak po prostu bywa z angażującymi opowieściami, które jednocześnie niosą ze sobą mądre przesłanie.

 

 

-------------------------------------------------------------------

Tytuł polski: Dwie księżniczki z Bamarry

Tytuł oryginalny: The Two Princesses of Bamarra

Autor: Gail Carson Levine

Wydawnictwo: Poradnia K

Liczba stron: 312

28 komentarzy:

  1. Gatunek może nie do końca mój, bo jednak nie przepadam za baśniami, ale zdarzało sie że nawet książki, czy filmy w tych klimatach mi sie podobały. W każdym bądź razie już sama recenzja zacheca do zgłebienia tej historii :)

    OdpowiedzUsuń
  2. mimo że gatunek nie bardzo na moje lata to aż nabrałam ochoty przeczytać:D uwielbiam motyw podróży i zmiany osobowości bohatera:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam w planach zapoznać się z książką. Uwielbiam wydawnictwo Poradnia K i zamierzam sięgnąć po wszystkie pozycje, które wyszły jego nakładem. A tę mam na oku jako następną w kolejce. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie w moim typie książka, ale recenzja ciekawa ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. nie mój typ, ale szata graficzna okładki jest przepiękna ;)

    www.wkrotkichzdaniach.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie do końca mój gatunek ale podoba mi się okładka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie podoba się zarówno okładka, jak i treść (lubię zresztą takie baśniowe klimaty). :)

      Usuń
  7. Myślę, że to bardzo pouczająca i ciekawa lektura, szczególnie dla nastolatki spokojnej i wyciszonej. Na przykladzie Addie może uwierzyć w siebie Pozdrawiam cieplutko ☀️.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja bardzo lubię baśnie - trochę przypomniała mi się Kraina Lodu :D dwie siostry, o różnych charakterach... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro lubisz takie klimaty, to całkiem możliwe, że książka ta przypadnie Ci do gustu. :)

      Usuń
  9. Baśnie to moje klimaty. Myślę, że mogłaby mi się spodobać. Po okładce myślałam, że to może jakaś religijna propozycja. :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Słyszałam ale nie miałam ochoty ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. O takie książki z baśniowym klimatem lubię w szczególności. Ellę zaklętą też chciałam przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak samo, podobnie jak np. baśniowe gry. "Elli" też nie czytałam, lecz skoro "Dwie księżniczki" bardzo mi przypadły do gustu, to tym bardziej chcę sięgnąć po tamtą książkę. :)

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.