sobota, 7 października 2017

"Bez słów", Mia Sheridan - recenzja

„Bez słów” to opowieść o miłości, gdzie silne i szczere porywy serca muszą stawić czoła ciężkim doświadczeniom życiowym. Zgodnie z tytułem książki, Mia Sheridan, autorka utworu, pokazuje też, iż pielęgnacja uczucia możliwa jest bez wypowiadanych na głos deklaracji, ale i dla tych znalazło się troszeczkę miejsca. Co najistotniejsze, robi to na tyle wzruszająco, że najwrażliwsze czytelniczki zapewne dadzą ponieść się fali romantycznych emocji.

Amerykańska pisarka podejmuje tutaj motyw kochanków naznaczonych traumami, przypisując mu rolę fabularnego fundamentu. Należy jednocześnie podkreślić, iż para głównych bohaterów w odmienny sposób reaguje na dźwigany balast. Swoją drogą, najprawdopodobniej wpłynął na to szereg różnych czynników, począwszy od kwestii samej osobowości, poprzez zachowanie najbliższego otoczenia, a kończąc na czasie, kiedy obojgu protagonistom przyszło zmierzyć się z najgorszym.

W życiu Bree Prescott koszmar pojawił się wtedy, gdy była już dorosła. Ze zrozumiałych powodów utraciła poczucie bezpieczeństwa, co skłoniło kobietę do szukania spokoju w domku nad malowniczym jeziorem. I to pomimo faktu, że w rodzinnych stronach mogła liczyć na wsparcie przyjaciółki. Nie zamyka się jednak przed ludźmi, a właściwie chętnie nawiązuje nowe znajomości – ot potrzeba gruntownej zmiany, przynajmniej tymczasowej. Inaczej wygląda z kolei przypadek Archera Hale’a, który szczególnie wpada pannie Prescott w oko, jeśli chodzi o mieszkańców zacisznej mieściny Pelion. To lokalny odludek, a cieniem na jego egzystencji położyła się tragedia z dzieciństwa. Milczący wskutek wypadku, dorastał pod opieką zdziwaczałego wujka. Po śmierci krewnego, młody mężczyzna kontynuuje zaś pustelnicze zwyczaje, zwłaszcza że nikt dotąd nie garnął się do podania pomocnej dłoni.

Stosując narrację pierwszoosobową, autorka przeskakuje między perspektywą Bree i Archera. Taki zabieg pozwala dokładnie poznać bohaterów, ich lęki, pozytywne emocje, a także to, co dzieje się, gdy w danej scenie mamy tylko jedno z owej dwójki. Częściej obierany jest punkt widzenia kobiety, przedstawiając proces aklimatyzacji w Pelion, liczne chwile rozluźnienia czy momenty z napadami przykrych wspomnień. Oczywiście w centrum tego wszystkiego figurują relacje z tajemniczym samotnikiem, który praktycznie od razu przyprawia Bree o szybsze bicie serca, aczkolwiek ta nie umie wpierw precyzyjnie określić natury swej fascynacji. I choć fragmenty, kiedy zaglądamy do umysłu outsidera, zajmują nieco skromniejszą liczbę stron, nie wypadają ubożej pod kątem treści. Nic z tych rzeczy! Prócz dominującej współczesności, zawitamy też do dziecięcych i nastoletnich lat protagonisty. Dzięki temu zostają wyjaśnione pewne bolesne sekrety z przeszłości oraz niektóre przyczyny społecznego wykluczenia Archera.

Solidnie spisuje się ponadto tło w postaci miasteczka i jego okolic. Niby pełni funkcję ledwie dekoracji, lecz właśnie bardzo dobrze realizuje swoje zadanie. Wystarczy wspomnieć o obecności takich elementów scenerii, które sprzyjają miłosnym uniesieniom bądź wewnętrznemu wyciszeniu. Nie można zlekceważyć również społeczności Pelion. Z jednej strony, ludzie gapią się, jak dostrzegą coś interesującego. Z drugiej, poniekąd spychają Archera na margines, nie wykazując odpowiedniej empatii tudzież tolerancji w obliczu jego trudnej sytuacji. Dodam, iż pisarka wtrąciła jeszcze wątek planów rozbudowy Pelion. Co ważne, został on płynnie spleciony z resztą fabularnych składników, tym bardziej że osoby, które zamierzają wzbogacić się na modernizacji regionu, reprezentują nieprzychylną Archerowi gałąź familii Hale’ów.

Można by pół żartem stwierdzić, że „Bez słów” wychodzi przy okazji naprzeciw oczekiwaniom kobiet snujących fantazje o seksownym drwalu. Takie skojarzenie przemknęło mi bowiem przez głowę, gdy Bree odwiedziła dom Archera, zastawszy mężczyznę w trakcie rąbania drewna, z zapuszczoną brodą i doskonale wyrzeźbioną klatą. Nie zrozumcie mnie źle – nie wyzłośliwiam się teraz, acz Mia Sheridan nad wyraz szczegółowo opisuje reakcje zakochanych na erotyczne bodźce, wespół z żarliwym przerabianiem wybranych lekcji ars amandi. Owszem, przekaz tej romantycznej historii nie ucierpiałby przy minimalnym uszczupleniu takich wstawek, lecz na szczęście, nie odebrałam ich jedynie jako źródło taniej podniety. Autorka wiarygodnie nakreśliła łączącą bohaterów więź, a co za tym idzie – nie wątpiłam, że oboje darzą siebie najprawdziwszym uczuciem. Miłością, na której rozwój rzutują zarówno chwile radości, jak i różnego rodzaju przeszkody.



-------------------------------------------------------------------
Tytuł polski: Bez słów
Tytuł oryginalny: Archer’s Voice
Autor: Mia Sheridan
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 384

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.