„Bez słów” to
opowieść o miłości, gdzie silne i szczere porywy serca muszą stawić czoła
ciężkim doświadczeniom życiowym. Zgodnie z tytułem książki, Mia Sheridan,
autorka utworu, pokazuje też, iż pielęgnacja uczucia możliwa jest bez
wypowiadanych na głos deklaracji, ale i dla tych znalazło się troszeczkę
miejsca. Co najistotniejsze, robi to na tyle wzruszająco, że najwrażliwsze
czytelniczki zapewne dadzą ponieść się fali romantycznych emocji.
Amerykańska
pisarka podejmuje tutaj motyw kochanków naznaczonych traumami, przypisując mu
rolę fabularnego fundamentu. Należy jednocześnie podkreślić, iż para głównych
bohaterów w odmienny sposób reaguje na dźwigany balast. Swoją drogą, najprawdopodobniej
wpłynął na to szereg różnych czynników, począwszy od kwestii samej osobowości, poprzez
zachowanie najbliższego otoczenia, a kończąc na czasie, kiedy obojgu
protagonistom przyszło zmierzyć się z najgorszym.
W
życiu Bree Prescott koszmar pojawił się wtedy, gdy była już dorosła. Ze
zrozumiałych powodów utraciła poczucie bezpieczeństwa, co skłoniło kobietę do
szukania spokoju w domku nad malowniczym jeziorem. I to pomimo faktu, że w
rodzinnych stronach mogła liczyć na wsparcie przyjaciółki. Nie zamyka się
jednak przed ludźmi, a właściwie chętnie nawiązuje nowe znajomości – ot
potrzeba gruntownej zmiany, przynajmniej tymczasowej. Inaczej wygląda z kolei przypadek
Archera Hale’a, który szczególnie wpada pannie Prescott w oko, jeśli chodzi o
mieszkańców zacisznej mieściny Pelion. To lokalny odludek, a cieniem na jego
egzystencji położyła się tragedia z dzieciństwa. Milczący wskutek wypadku,
dorastał pod opieką zdziwaczałego wujka. Po śmierci krewnego, młody mężczyzna
kontynuuje zaś pustelnicze zwyczaje, zwłaszcza że nikt dotąd nie garnął się do
podania pomocnej dłoni.
Stosując
narrację pierwszoosobową, autorka przeskakuje między perspektywą Bree i
Archera. Taki zabieg pozwala dokładnie poznać bohaterów, ich lęki, pozytywne
emocje, a także to, co dzieje się, gdy w danej scenie mamy tylko jedno z owej
dwójki. Częściej obierany jest punkt widzenia kobiety, przedstawiając proces
aklimatyzacji w Pelion, liczne chwile rozluźnienia czy momenty z napadami
przykrych wspomnień. Oczywiście w centrum tego wszystkiego figurują relacje z tajemniczym
samotnikiem, który praktycznie od razu przyprawia Bree o szybsze bicie serca,
aczkolwiek ta nie umie wpierw precyzyjnie określić natury swej fascynacji. I
choć fragmenty, kiedy zaglądamy do umysłu outsidera, zajmują nieco skromniejszą
liczbę stron, nie wypadają ubożej pod kątem treści. Nic z tych rzeczy! Prócz
dominującej współczesności, zawitamy też do dziecięcych i nastoletnich lat protagonisty.
Dzięki temu zostają wyjaśnione pewne bolesne sekrety z przeszłości oraz niektóre
przyczyny społecznego wykluczenia Archera.
Solidnie
spisuje się ponadto tło w postaci miasteczka i jego okolic. Niby pełni funkcję
ledwie dekoracji, lecz właśnie bardzo dobrze realizuje swoje zadanie. Wystarczy
wspomnieć o obecności takich elementów scenerii, które sprzyjają miłosnym
uniesieniom bądź wewnętrznemu wyciszeniu. Nie można zlekceważyć również społeczności
Pelion. Z jednej strony, ludzie gapią się, jak dostrzegą coś interesującego. Z
drugiej, poniekąd spychają Archera na margines, nie wykazując odpowiedniej empatii
tudzież tolerancji w obliczu jego trudnej sytuacji. Dodam, iż pisarka wtrąciła jeszcze
wątek planów rozbudowy Pelion. Co ważne, został on płynnie spleciony z resztą
fabularnych składników, tym bardziej że osoby, które zamierzają wzbogacić się
na modernizacji regionu, reprezentują nieprzychylną Archerowi gałąź familii
Hale’ów.
Można
by pół żartem stwierdzić, że „Bez słów” wychodzi przy okazji naprzeciw
oczekiwaniom kobiet snujących fantazje o seksownym drwalu. Takie skojarzenie przemknęło
mi bowiem przez głowę, gdy Bree odwiedziła dom Archera, zastawszy mężczyznę w
trakcie rąbania drewna, z zapuszczoną brodą i doskonale wyrzeźbioną klatą. Nie
zrozumcie mnie źle – nie wyzłośliwiam się teraz, acz Mia Sheridan nad wyraz
szczegółowo opisuje reakcje zakochanych na erotyczne bodźce, wespół z żarliwym
przerabianiem wybranych lekcji ars amandi. Owszem, przekaz tej romantycznej
historii nie ucierpiałby przy minimalnym uszczupleniu takich wstawek, lecz na
szczęście, nie odebrałam ich jedynie jako źródło taniej podniety. Autorka
wiarygodnie nakreśliła łączącą bohaterów więź, a co za tym idzie – nie
wątpiłam, że oboje darzą siebie najprawdziwszym uczuciem. Miłością, na której
rozwój rzutują zarówno chwile radości, jak i różnego rodzaju przeszkody.
-------------------------------------------------------------------
Tytuł
polski: Bez słów
Tytuł
oryginalny: Archer’s Voice
Autor:
Mia Sheridan
Wydawnictwo:
Otwarte
Liczba
stron: 384
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.