Nie byłoby
zbytniej przesady w stwierdzeniu, iż główni bohaterowie filmu „Przychodzą z
ciemności” zamierzali otworzyć nowy rozdział w życiu. Może niekoniecznie
lepszy, lecz przynajmniej na zbliżonym do dotychczasowego poziomie. Duchów
raczej jednak nie planowali spotykać, ani tym bardziej użerać się z nimi.
Obraz
w reżyserii Lluísa Quíleza koncentruje się na losach Sarah i Paula Harriman
(granych przez Julię Stiles oraz Scotta Speedmana), a także ich małej córeczki
o imieniu Hannah (Pixie Davies). Swoistym nowym początkiem miała być zaś dla
protagonistów przeprowadzka do kolumbijskiego miasteczka. Tam bowiem czeka na
Sarah kierownicze stanowisko w fabryce papieru, która należy do ojca kobiety,
Jordana (Stephen Rea). Familia otrzymuje też sporych rozmiarów dom, co prawda
położony na uboczu, ale w nastrojowej okolicy. Niestety, to posesja, gdzie –
jak pokazuje filmowy prolog – stało się przed 20 laty coś złego. A skoro w grę
wchodzi udział duchów, zjawom nie wadzi duży upływ czasu. Stąd ich uwadze nie
ujdzie obecność nowych lokatorów, a co gorsza, szczególnie zainteresują się dziewczynką.
Najpoważniejszym
problemem tej produkcji mogą być dla widzów klisze, klisze i jeszcze raz
klisze. Innymi słowy, scenariusz podpierają takie fundamenty, na które złożyły
się mocno oklepane pomysły. Motyw dziecka w niebezpieczeństwie za sprawą sił
nadprzyrodzonych? Było. Wątek grzechów z przeszłości? Zemsta zza grobu jako
apel o sprawiedliwość? Również. A i nawiedzony dom wśród lasów to znana melodia,
doliczając do tego fakt, iż duchy pojawiają się także poza jego granicami. Zbyt
dużo w owych akordach nachalnej odtwórczości, za mało w pełni autorskiej nuty. Nie
zrozumcie mnie źle, nie jestem zagorzałą przeciwniczką fabularnych schematów. Wierzę,
że często stosowane klocki mogą, przy odpowiednich proporcjach, posłużyć do
opowiedzenia solidnej jakości historii. Niemniej w omawianym filmie były nadto
wyraźne. Niejednokrotnie umiałam więc przewidzieć nawet te momenty, kiedy
wystąpią tzw. jump scare’y.
Paradoksalnie
film zdołał mnie w umiarkowanym stopniu wciągnąć, acz do nieustannego napięcia
daleka tu droga. Ot, zwyczajnie chciałam zobaczyć całość, co przy gniotach
najpodlejszego kalibru byłoby ciężkim wyzwaniem. A o katastrofie na pewno nie
ma w tym wypadku mowy. Nieźle wypadają elementy lokalnego kolorytu, które
ubarwiają fabułę wątkiem legendy o okrucieństwie konkwistadorów względem
miejscowych dzieci. Z kolei temat fabryki pozwolił przemycić trochę kwestii
społeczno-ekologicznych. Dodać przy tym trzeba, że tytuł został dobrze
zrealizowany od strony wizualnej. Twórcy nie zaprzepaścili wdzięcznego pod owym
kątem materiału, czyli południowoamerykańskiej scenerii. Nie pożałowano nam zatem
atrakcyjnych ujęć z dżunglą czy uliczkami niezamożnej, lecz barwnej w swej
egzotyce mieściny. Powodów do narzekań nie przysparza też wygląd widm
–zeszpecone dzieci z workami lub szmatami na głowach słusznie mają w sobie coś
niepokojącego.
Jak
wobec tego finalnie ustosunkowuję się do perypetii Harrimanów? Otóż jestem
mniej więcej po środku. Owszem, produkcję da się bezboleśnie obejrzeć, lecz nie
uświadczymy fabularnych niespodzianek, prawdziwie przerażających fragmentów, wyrazistych
postaci ani wybitnych kreacji aktorskich. To po prostu sztampowa, choć
zadowalająca plastycznie historia o duchach, która serwuje nam przede wszystkim
powtórkę z najbardziej ogranego repertuaru grozy. Jeżeli ktoś nie ma wysokich
oczekiwań, może spróbować, ale nie zapamięta takiego seansu na długo.
--------------------------------------------------
Tytuł
polski: Przychodzą z ciemności
Tytuł
oryginalny: Out of the Dark
Reżyseria: Lluís Quílez
Scenariusz: Javier Gullón, David Pastor, Alex Pastor
Obsada: Julia Stiles, Scott Speedman, Stephen Rea,
Pixie Davies, Vanessa Tamayo
Gatunek:
horror, thriller
Produkcja:
Hiszpania, Kolumbia, USA
Rok
premiery: 2014
Czas
trwania: ok. 92 minut
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.