środa, 5 września 2018

"Buntowniczka z pustyni", Alwyn Hamilton - recenzja


„Buntowniczka z pustyni” to powieść mocno zanurzona w konwencji „Baśni tysiąca i jednej nocy”. Ale nie tylko, bo równocześnie odbiega pod pewnymi względami od tradycyjnych historii tego typu. Alwyn Hamilton śmiało operuje też bowiem pomysłami rodem z Dzikiego Zachodu, czyli tematyką z zupełnie innej beczki. A jednak, autorka skutecznie przy tym przekonuje, że tak przyrządzony melanż może się udać.

Pustynne piaski, jak okiem sięgnąć. Taki właśnie jest dominujący element powieściowego krajobrazu, włącznie ze skromniutką osadą Dustwalk, gdzie mieszka główna bohaterka i zarazem tytułowa buntowniczka – dziewczyna o imieniu Amani. Niemniej młoda protagonistka nie zamierza zbyt długo zagrzać tam miejsca. Cóż, to nie pierwsza ani nie ostatnia postać literacka bądź filmowa, która marzy o wyrwaniu się z zakuprza do wielkiego i lepszego świata. Dla Amani tą idealną lokalizacją jest natomiast Izman, stolica państwa Miraji, w jakim to osadzono fabułę utworu. Pragnienie dotarcia do serca kraju zaszczepiła w dziewczęcym sercu jej nieżyjąca już matka, snując swego czasu różne opowieści o tamtejszych luksusach oraz możliwościach. A na podobne perspektywy nie ma co liczyć w Dustwalk, zwłaszcza jeśli jest się sierotą, przebywającą pod dachem surowego wujostwa.

Alwyn Hamilton od samego początku pokazuje zdeterminowaną i niepokorną naturę Amani, otwierając swoją opowieść zawodami strzeleckimi, w których to obdarzona celnym okiem panna bierze udział pod męskim przebraniem. Ewentualna wygrana pozwoliłaby wszak zyskać fundusze na wyjazd i rządzić wreszcie własnym życiem. Co ważne, bohaterka faktycznie opuści rodzinne strony, ale – dzięki znajomości z tajemniczym Jinem – zrobi to w burzliwych okolicznościach, mając na pieńku z sułtańskimi żołnierzami. Wtedy też akcja nabiera dodatkowych rumieńców i tempa, choć podkreślić jednocześnie muszę, że kanadyjska pisarka od pierwszych stron narzuca szybki rytm. Cieszy ponadto zwięzły, acz plastyczny styl, który idzie w parze z barwnie wykreowanym uniwersum. Może i wpierw momentami brakowało mi troszeczkę tej iskry bożej, by dać się bez reszty pochłonąć lekturze, lecz nigdy nie narzekałam na nudę. A im dalej, tym bardziej byłam zaciekawiona.

O sukcesie, który autorka odniosła za sprawą „Buntowniczki z pustyni”, w dużej mierze zadecydowało podejście literatki do poszczególnych wątków. Perypetie książkowych postaci skonstruowano na bazie takich składników jak przykładowo rebelianci kontra reżim, kłopotliwe koligacje, obecność istot nadprzyrodzonych czy podszyte nutką romantyzmu relacje między młodymi osobami. To często eksploatowane motywy, ale przyznać trzeba, że zostały tu umiejętnie przetworzone. Rodząca się wśród magicznych piasków, latających kul i wybuchów miłość nie przypomina o sobie na każdej kartce, w zamian preferując nienachalną ścieżkę. Co więcej, pozostawienie tego uczucia drugoplanowym kwestiom nie przeszkodziło w pomyślnym zestawieniu wzajemnego porozumienia z dorzucającymi kolorytu sporami, jakie to wystąpią na linii Amani-Jin. Jednakże niezaprzeczalnym crème de la crème, które nadaje całości ożywczego powiewu, jest elegancka synteza arabskich klimatów i formuły westernu. Stąd brawurowy napad na pociąg, jaki ewidentnie zapożyczono z kowbojskich historii, nie trąci sztucznością po doprawieniu go orientalno-baśniowymi czynnikami.

Co do sfery nadnaturalnej, aspekt ten sam w sobie również zdaje egzamin. Nie ukrywam, spodobał mi się sposób, w jaki Alwyn Hamilton potraktowała temat magii itp. Mianowicie czarodziejskie stworzenia początkowo funkcjonują bardziej w tle, aczkolwiek nikt nie neguje ich istnienia. Ot, dżinów nie widziano po prostu od dawna, z kolei innych istot jest generalnie mniej niż kiedyś, co nie znaczy, że wcale. Wciąż należy mieć się na baczności przed przeróżnymi złymi duchami (np. koszmarami czy skórozmiennymi), a takie Buraqi, pustynne konie, stanowią cenną zdobycz. Warto nadmienić, iż autorka zgrabnie wtrąca do głównej fabuły legendy o dżinach, rozbudowując naszą wiedzę o przedstawionym świecie. Poza tym, pobyt na odludziu, szczególnie nocą, zwiększa zaś szansę na konfrontacje z niebezpiecznymi stworami. Amani sprawdzi to zresztą metodą empiryczną, lecz kontakt z czarami, które na dalszych etapach jej podróży staną się jeszcze bardziej namacalne, nie zawsze będzie dla dziewczyny zagrożeniem.

Podsumowując, Alwyn Hamilton obrała nieco przewrotną, lecz szczęśliwą w ogólnym rozrachunku drogę. Z jednej strony, niby podsuwa przecież czytelnikom to, co znają i lubią. Z drugiej, nie można jej odmówić kreatywności, gdyż poukładała rozmaite klocki tak, by uformowały także coś oryginalnego. Owszem, to przede wszystkim powieść dla młodzieży. Pomimo tego dorośli też mogą czerpać z niej przyjemność, jeżeli lubią niewymagające lektury i pustynne realia. Sama się dobrze bawiłam, w efekcie czego chętnie przeczytam kolejne części serii o przygodach buntowniczej Amani.



-------------------------------------------------------------------
Tytuł polski: Buntowniczka z pustyni
Tytuł oryginalny: Rebel of the Sands
Cykl: Buntowniczka z pustyni, tom 1
Autor: Alwyn Hamilton
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 368

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.