środa, 18 marca 2020

"Ich obietnice", Tessa Dare - recenzja


Niewiasta, która w zalotnej pozie zdobi okładkę polskiego wydania książki Tessy Dare, nie pozostawia złudzeń, z czym mamy tutaj do czynienia. „Ich obietnice” to standardowe romansidło, aczkolwiek w tym konkretnym wypadku mowa o jego historycznej odmianie. Całkiem zatem możliwe, iż największe miłośniczki takowej konwencji będą generalnie zadowolone z lektury. A ci, którzy starają się omijać podobne pozycje z daleka, na pewno nie zmienią swojego nastawienia, jeżeli zechcieliby zrobić jednorazowy wyjątek od dotychczasowych zwyczajów czytelniczych, sięgając właśnie po ów utwór.

Co istotne, amerykańska pisarka konstruuje swoją opowieść na bazie motywu rodem z „Pięknej i Bestii”. Odpowiednikiem Pięknej jest doświadczona przez los Emma Gladstone, która musi zarabiać na własne utrzymanie, trudniąc się krawieckim fachem. Funkcję Bestii pełni zaś zgorzkniały książę Ashbury. Blizny, które przywiózł do domu jako pamiątkę z wojny, wywołały też bowiem głębokie rany na jego duszy. Ash najchętniej na stałe zaszyłby się sam w czterech ścianach, lecz – wiedziony poczuciem obowiązku – szuka żony, która urodziłaby mu dziecko, gwarantując przedłużenie rodu. Miał już zresztą narzeczoną, tylko że ostatecznie nic z tego nie wyszło. Za to została suknia ślubna, którą uszyła Emma i za którą młoda krawcowa żąda od księcia zapłaty. Arystokrata proponuje jednak pannie Gladstone układ, by pobrali się według ustalonych warunków.

Jako że obie strony dogadują się w sprawie swoistego kontraktu małżeńskiego, dochodzi do zaślubin. I choć umowa zakłada przede wszystkim spłodzenie dziedzica bez płomiennych uczuć, nie zabraknie wzajemnego iskrzenia. Kobieta szybko dostrzeże, że jej mąż, pomimo blizn, to przystojny facet, posiadający również inne walory. Ash stoczy z kolei wewnętrzną walkę z rosnącym zaangażowaniem, przed którym zapalczywie się wzbrania. A służba w londyńskiej rezydencji księcia będzie kibicować młodej parze, co przywołuje dalsze skojarzenia z „Piękną i Bestią”. Szczególnie myślę o interpretacji spod szyldu Disneya. Owszem, służący u pani Dare nie zostali przemienieni w imbryczki, filiżanki, świeczniki ani w nic z tych rzeczy. Niemniej pragną, aby pomiędzy protagonistami na całego rozkwitła miłość. A to dlatego, że chcą, by świeżo upieczona księżna uleczyła zbolałe serce jaśnie pana, wpuszczając do rodowej posiadłości radość i szczęście.

Oczywiście nie można zapominać o przynależności gatunkowej powieści, zwłaszcza że potrzebne Ashowi dziecko nie zostanie dostarczone przez bociana. „Ich obietnice” to wszak swego rodzaju bajka dla dorosłych czytelniczek, które w fantazjach o książętach śmiało wychodzą poza ogólnikowe „żyli długo i szczęśliwie” czy wyobrażenia o powłóczystych spojrzeniach tudzież niewinnych pocałunkach. Stąd autorka uraczy odbiorców pakietem ars amandi, miejscami przesadnie polegając na takowych fragmentach i rozbudowując je nawet do pełnowymiarowych rozdziałów. Ponadto, niekiedy natrafimy też na górnolotne i charakterystyczne dla sztampowych romansów wstawki, np. o przeszywającym pod wpływem dotyku dreszczu. Ale na osłodę dostajemy generalnie lekki styl, za sprawą którego rozmowy głównych bohaterów poczęstują nas obopólnymi docinkami, wprowadzając do książki nieco humoru.

A co z historycznymi realiami? Jak sama pisarka doprecyzowuje w tzw. słowie końcowym, perypetie Emmy i Asha rozgrywają się na terenie XIX-wiecznej Anglii, kiedy jeszcze trwały czasy regencji. Od siebie dodam, iż nie uświadczymy tu wnikliwego obrazu minionej epoki. Przeszłość potraktowano więc raczej umownie, a przez pewne zachowania postaci akcja równie dobrze mogłaby zostać osadzona współcześnie. W związku powyższym, otrzymujemy po prostu historyczny sztafaż, pozwalający przenieść się do czasów, kiedy wśród kobiecych strojów niepodzielnie królowały suknie. Dzięki temu łatwiej wyobrazić sobie świat arystokratycznych sfer tak, żeby zarazem nadać mu jak najwięcej romantyczno-baśniowego wyrazu.

W ramach podsumowania przypominam to, co wyraźnie zasygnalizowałam na wstępie. Tytuł autorstwa Tessy Dare jest pozycją skierowaną stricte do fanów takich historii, które traktują głównie o miłości i licznych erotycznych uniesieniach, nie wychylając się jednocześnie poza cechy właściwe swojemu gatunkowi. Nie należy wobec tego oczekiwać od „Ich obietnic” oryginalności ani nieprzewidywalności. Wprawdzie od czasu do czasu sięgam po romanse, lecz dla mnie owa pozycja okazała się jedynie średniaczkiem. Osobiście wolę, gdy podobne powieści oferują coś więcej, zamiast ściśle trzymać się własnej, przeważnie łóżkowej niszy.



-------------------------------------------------------------------
Tytuł polski: Ich obietnice
Tytuł oryginalny: The Duchess Deal
Autor: Tessa Dare
Wydawnictwo: Amber
Liczba stron: 304

22 komentarze:

  1. nie bardzo mnie takie romanse korcą:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jednak pozycja wyłącznie dla fanów takich historii.

      Usuń
  2. Napisałaś tak dobrą recenzje że jak nie lubię romansów, tak mnie przekonałaś

    OdpowiedzUsuń
  3. Taka o książeczka, żeby odpocząć przy czymś lekkim. Słodziutkie romasidełka czasem mnie irytują i ogółem wolę gdy treść jest trochę głębsza a autor potrafi czymś zaskoczyć. Nie mówiąc już o romansach historycznych, gdzie chciałbym faktycznie poczuć duch tamtych czasów. Wszystko przemawia przeciwko książce ale stanowczego nie jej nie mówię. Mam sentyment do Pięknej i Bestii i tego typu motyw jakąś taką przyjemność mi sprawia, więc na rozluźnienie może bym poczytała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest to oczywiście najgorsza książka, jaką czytałam. Ot, średniak. Trafiałam na lepsze romanse, w tym takie, które starały się nawet wzbogacić swoją formułę - takie też zazwyczaj wyżej oceniam. Gorsze, niestety, również się w moim repertuarze przewinęły (do dziś pamiętam jeden romans historyczny o jakiejś ważnej misji dla królowej lub króla bodajże, a w rzeczywistości niemal przez cały czas była mowa o jednym). W każdym razie, jeśli się nie oczekuje od tej książki nie wiadomo czego i przeczyta na zasadzie "odpocząć przez chwilę, a potem zapomnieć", to można sięgnąć. Oczywiście o ile ktoś nie unika romansów jak ognia, bo to typowy przedstawiciel takiej konwencji.

      Usuń
  4. Chyba jednak takie tematy nie do końca są dla mnie ;) osobiście mam wrażenie że większość romansideł jest identyczna...
    Tym razem jednak odpuszczę. Nie względu na recenzję (która jest świetna), ale ze względu na własne upodobania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowo, cieszę się, że tekst się podobał. :) A co do książki, to typowa reprezentantka swojego gatunku. Tak więc jeśli nie sięgasz po tego typu książki, to lepiej poszukać coś bardziej w Twoim guście.

      Usuń
  5. Nie przepadam za romasnami ale przypuszczam ze niektórzy zrelaksują się przy tej książce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ktoś bardzo lubi takie historie, to prawdopodobnie tak. Ja w sumie też się nie męczyłam przy lekturze, bo czytało się szybko, a do tego autorka posiada generalnie lekki styl. Dla mnie nie była to jednak powieść, której wystawiłabym nie wiadomo jak wysoką ocenę. :)

      Usuń
  6. Czyli w skrócie seks, potem czułe słówka, trochę problemów, ale ogólnie seks? Chyba podziękuję. Wolę książki ze znacznie rozbudowaną fabułą. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Na romansidło muszę miec nastrój. Generalnie nie przepadam za tym gatunkiem, chociaż od czasu do czasu czytam. Kto wie, może i po tą sięgnę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja właśnie też czasem po takie sięgam, żeby się odprężyć. Ta akurat wg mnie średnia, lecz przynajmniej generalnie lekko napisana, więc szybko przeczytałam.

      Usuń
  8. heh no czasem i po takie można sięgnąć... choć chyba jeszcze nie ten czas i nie mam ochoty - ale nie przekreślam, czasem takie książki poprawiają samopoczucie i pozwalają zapomnieć o walącym się świecie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie też sięgam czasem po takie tytuły, kiedy potrzebuję czegoś totalnie niewymagającego.

      Usuń
  9. :D hmm wiem komu polecić. Mam znajomą, która ciągle czyta Margit Sandemo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o Margit Sandemo, to bardzo dobrze wspominam jej "Sagę o Ludziach Lodu".

      Usuń
  10. Osobiście jestem miłośnikiem takich zalotnych póz jak na okładce - ale czy treść by mnie zainteresowała? Raczej nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ale przynajmniej okładka Ci się spodobała. :)

      Usuń
  11. Podoba mi się osadzenie na kanwie Pieknej i Bestii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to też plus, choć całokształt "Ich obietnic" nie wyszedł poza tzw. stany średnie.

      Usuń

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.