sobota, 30 grudnia 2017

Sneaky Sneaky (PC) - recenzja



Spanie na pieniądzach ma zarówno dobre, jak i złe strony. Dzięki kupie kasy bez większych problemów można sprawić sobie wszystkie głośne gry w dniu premiery, wypasiony komputer czy nawet willę z basenem. Niestety, trzeba też uważać na ludzi, którzy chcieliby położyć ręce na cudzym majątku. O ile starzy milionerzy zazwyczaj nie wzbraniają się przed pazernymi młódkami o jędrnych piersiach, tak zawodowych złodziei raczej nikt nie przyjmie z otwartymi ramionami.

Fakt, iż rabusie nie mogą liczyć na powitanie chlebem i solą, bynajmniej nie zniechęca ich do porzucenia moralnie wątpliwego fachu. Wykwalifikowani złodzieje dostosowują się do zaistniałych trudności, z lepszym lub gorszym skutkiem kontynuując swój niecny proceder. Prawdziwi eksperci nie omieszkują zaś umieścić na celowniku najpilniej strzeżonych terenów, zwłaszcza że właśnie tam znajdą szczególnie cenne precjoza. Do takich wartościowych przedmiotów bez wątpienia należą rubiny sułtana, którego postanawia okraść główny bohater gry Sneaky Sneaky. Mimo że udaje mu się przemknąć pomiędzy strażnikami i opuścić pałac z workiem pełnym klejnotów, akcja nie przebiega zgodnie z planem. Na skutek pewnych okoliczności, Sneak, bo tak ma na imię ów złodziej, traci ledwo co zdobyty łup. Żeby było jeszcze weselej, zostaje schwytany i osadzony w sułtańskich lochach.


Jako że Sneak to rezolutny osobnik, nie zamierza biernie czekać, co przyniesie los. Nie w głowie mu również wylewanie gorzkich żali w więziennej celi, gdzie zresztą nie zabawi zbyt długo. Jego priorytety pozostają bez zmian, ponieważ w dalszym ciągu pragnie zwędzić drogocenne kamienie, tyle że teraz będzie musiał się nieco bardziej napocić. W tym miejscu do akcji wkracza gracz, który pomoże zakapturzonemu kryminaliście przebrnąć przez serię poziomów, obejmujących takie lokacje jak lochy, las, pustynny kanion czy miejskie ulice. Przemierzając kolejne plansze, skupimy się na pokonywaniu napotkanych przeszkód, od czego nie odciągną nas fabularne meandry. Nie przemawia to jednak na niekorzyść produkcji autorstwa Naiad Entertainment, bowiem twórcy kładą maksymalny nacisk na gameplay. Warstwy narracyjnej jest akurat tyle, aby wytłumaczyć sens przygotowanych przez deweloperów wyzwań. Mamy króciutki wstęp, równie zwięzłe zakończenie, a także napotykane gdzieniegdzie wiadomości od zaprzyjaźnionego szczura Squeaky’ego oraz tablice z informacjami o nagrodzie za złapanie Sneaka. Więcej do szczęścia nam nie potrzeba.

Na czym natomiast polega sama rozgrywka? Otóż Sneaky Sneaky funduje odbiorcom uproszczoną mieszankę skradanki i gry taktycznej. Na każdy poziom przypada przeważnie kilka plansz, po których nierzadko krążą wrogie jednostki, zróżnicowane pod względem wyglądu, reakcji oraz wytrzymałości (m.in. rycerze, kusznicy, kościotrupy czy nietoperze). Niemilców można spróbować ominąć, podstępnie zaczaić się na nich od tyłu lub pokonać podczas otwartej walki w zwarciu bądź na dystans. W momencie, gdy znajdziemy się w zasięgu wzroku przeciwnika, rozpoczniemy starcie prowadzone w systemie turowym. Zarówno Sneakowi, jak i jego adwersarzom, wolno wykonać trzy ruchy w obrębie danej tury, lecz o tym, kto zrobi pierwszą serię kroków, decyduje sposób zainicjowania bitki. Jeżeli to wróg nas najpierw dostrzeże, on przejmuje pałeczkę. W przypadku, gdy znienacka dźgniemy oponenta mieczem lub poślemy mu strzałę z oddali, pierwszeństwo przysługuje złodziejowi.


Zmagając się z przeciwnikami, warto zwrócić uwagę na okoliczne krzaki, a także stogi siana, które pełnią funkcję tymczasowego schronienia. Nie radzę jednak przesiadywać w jednej kryjówce w nieskończoność, gdyż przechodzący obok wrogowie wyczują wtedy obecność rabusia i zaatakują pierwsi. Oprócz tego, bardzo często przyjdzie nam rozbijać beczki oraz drzewa, nie tylko w celu oczyszczenia sobie drogi do cennego przedmiotu bądź nowej planszy. Niszcząc je, możemy bowiem łatwo i szybko uzupełnić braki w kołczanie. Zgromadzone pieniądze wydamy z kolei w sklepie, do którego zawitamy pomiędzy poszczególnymi levelami. Skoro miejscowym handlarzem jest Squeaky, najlepszego kumpla okradać nie wypada, chyba że ma się za nic przyjacielskie więzi. Sneak najwyraźniej posiada jakieś hamulce moralne, a co za tym idzie – uiszcza stosowną opłatę przy zakupie buteleczek zdrowia, mięsa służącego za przynętę czy innego przydatnego towaru.

Im lepiej poradzimy sobie na danym poziomie, tym więcej punktów doświadczenia zdobędziemy. Te zaś przeznaczymy na polepszenie statystyk bohatera: zdrowia, skuteczności w wywijaniu mieczem, strzelaniu z łuku oraz maksymalnej odległości, jaką da się pokonać przy pojedynczym ruchu w turze. Owych atrybutów nie ma zbyt wiele, ale Sneaky Sneaky takie właśnie jest – nieskomplikowane i zarazem przystępne dla wszystkich. Chociaż niektóre momenty zatrzymają nas na troszkę dłużej, przygodom złodziejaszka daleko do hardcorowej produkcji. Dlatego więc mogą odbić się od niej amatorzy wyzwań z prawdziwego zdarzenia. Prostota cechuje również obsługę, aczkolwiek twórcy lekko przedobrzyli w tej dziedzinie. Mianowicie wszystkie czynności przypisane są lewemu przyciskowi myszy, co czasami prowadzi do niewygodnych sytuacji. Przykładowo zdarzyło mi się wyskoczyć z kryjówki zamiast bezszelestnie zatopić ostrze w ciele przeciwnika. Ponadto parę razy gra uznała, że pojedyncze kliknięcie trwało zbyt długo. W efekcie potraktowała to jako przytrzymanie przycisku, przez co zmarnowałam strzałę.


Sneaky Sneaky charakteryzuje się dwuwymiarową grafiką, przywodzącą na myśl kreskówki dla dzieci. Deweloperzy postawili na żywą, lecz niekrzykliwą paletę kolorów, dzięki czemu nawet lochy nie wyglądają smutno. Oko cieszą też stylizowane na komiksowe kadry scenki, które ujrzymy na początku oraz na końcu zabawy. Co istotne, przemoc ukazano w umowny sposób – zabici oponenci zamieniają się w chmurkę, by po chwili zniknąć, pozostawiając po sobie złotą monetę. W połączeniu z pocieszną aparycją łotrzyka i niewygórowanym stopniem trudności, opracowana przez Naiad Entertainment pozycja nadaje się w sam raz dla małoletnich odbiorców.

Komu jeszcze mogłabym polecić perypetie Sneaka? Tak jak napisałam wcześniej, nikt nie będzie miał problemów z przyswojeniem zasad zabawy – ani zwolennicy niedzielnego grania, ani osoby stroniące od tego typu rozrywki. Nie mamy tu do czynienia z idealną czy przełomową produkcją, lecz po prostu sympatyczną rozrywką dla zabicia wolnego czasu. Szkoda tylko, że dobrnięcie do finału zajmie nam góra 3,5 godziny. Na szczęście, obecna cena gry na platformie Steam (17,99 zł) pozwala częściowo przymknąć na to oko.



---------------------------------------------------

Powyższa recenzja jest jednym z moich starszych tekstów. Pierwotnie opublikowałam ją w grudniu 2014 roku na łamach portalu Save!Project, lecz zdecydowałam się zamieścić ów artykuł również na swoim blogu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.