Kickstarter stał
się kolebką niejednego sukcesu, ale też odnotował niemało porażek. Nie brakuje
wszak kampanii, które nie zdołały zgromadzić tzw. niezbędnego minimum,
gwarantującego zastrzyk gotówki dla danych projektów. Nie oznacza to jednak
definitywnej przegranej, bo pechowi twórcy często dalej walczą o realizację
swych pomysłów, szukając różnych sposobów na uzyskanie funduszy. Zdarza się
więc, że takowe dzieła zostają mimo wszystko wydane. A czy można wtedy
powiedzieć, iż wyboistą drogę zwieńczył happy end? Jak pokazuje przypadek
Sylvio 2, niekoniecznie…
Ta
niezależna produkcja jest kontynuacją pierwszoosobowego horroru przygodowego z
2015 roku, a jej opracowaniem zajął się autor poprzedniej części – Niklas
Swanberg ze szwedzkiego studia Stroboskop. Dodam przy okazji, iż Sylvio 2 nie
było dla dewelopera pierwszym podejściem do Kickstartera. Pan Swanberg próbował
tam bowiem szczęścia z debiutancką odsłoną serii, acz los zdecydowanie bardziej
się do niego wówczas uśmiechnął. I choć następczyni „jedynki” kusiła ciekawymi
założeniami (m.in. otwartym światem), finalnie poległa na popularnej platformie
crowdfundingowej. Niemniej nadmienić trzeba, że tym razem poproszono o dużo
wyższą kwotę niż w ramach wcześniejszej akcji.
Sequel
pozwala ponownie wskoczyć w buty Juliette Waters, która prowadzi badania nad
zjawiskiem EVP (Electronic Voice Phenomena), trudniąc się nagrywaniem głosów
duchów przy pomocy stosownego sprzętu. Co prawda kobietą kieruje teraz głównie
chęć odnalezienia swojego faceta Johathana, lecz twórca gry nie zapomina o
paranormalnej robótce bohaterki. Otóż rozglądając się za ukochanym, Juliette
przemierza łodzią zalany wodą region i zalicza postoje na okolicznych
wysepkach. Kluczowe dla fabuły przystanki skrywają zaś w sobie różne pogrzebane
domostwa, do wnętrza których protagonistka nie omieszka się oczywiście
zapuścić. A skoro poszczególne budynki zamieszkują dusze zmarłych, nie obędzie
się bez regularnych kontaktów ze zjawami.
Konstrukcja
scenariusza ubarwia zatem nadrzędną ścieżkę fabularną pobocznymi historiami o
przykrych wydarzeniach, do jakich doszło w odwiedzanych przez pannę Waters
lokacjach. I owszem, nie można odmówić takiemu zabiegowi sporego potencjału,
ale nie przełożyło się to niestety na angażującą ucztę narracyjną. Pomniejsze
wątki rozmaitych duchów, podobnie zresztą jak motyw poszukiwań Jonathana,
śledziłam co najwyżej z umiarkowanym zainteresowaniem, przeważnie odczuwając
znużenie. Pozytywnie na odbiór całości nie wpływa ponadto finał, który miał być
chyba ambitny i zaskakujący. Gwoli ścisłości, faktycznie zawiera pewną
niespodziankę, aczkolwiek jednocześnie sprawia, że człowiek prędzej zechce
puknąć się w czoło, zamiast docenić tego rodzaju posunięcie.
Owej
obojętności, jaka nierzadko towarzyszyła mi w trakcie przechodzenia produkcji,
sprzyjała również mechanika. Sylvio 2 to monotonny i banalny pod kątem stopnia
skomplikowania tytuł z kategorii symulatorów spacerowicza. Mimo że nie jestem
negatywnie nastawiona do takich projektów, tutejszy gameplay nie okazał się
satysfakcjonującym doświadczeniem. Ot, biegamy od jednego punktu docelowego do
drugiego, czym na badanych obszarach są białe kropki, aktywujące rejestrację
swoistych rozmów ze zjawami. Niby „dwójka” dokłada nowy pomysł, bo – w
przeciwieństwie do pierwszej odsłony cyklu – gromadzimy jeszcze materiały
video, obok przechwytywania samego dźwięku. Jednakże i tak praktycznie wszystko
sprowadza się do odtwarzania nagrań w normalnym, zwolnionym czy przyspieszonym
tempie, a także do przodu bądź do tyłu. Dzięki temu zdobywamy kawałki
wiadomości, wśród których znajdą się też współrzędne dla kolejnych, fabularnie
istotnych wysp.
Efekt?
Zero jakiegokolwiek wyzwania, a gracz bezrefleksyjnie wykonuje maksymalnie
uproszczone i schematyczne czynności. Swoje trzy grosze do generalnego
rozczarowania dorzuca quasi-otwarty świat, który nosi wyraźne znamiona
ograniczonego budżetu. Po poznaniu potrzebnych koordynatów, ustawiamy
przybliżone namiary na pokładowym komputerze, by móc węszyć w innym zatopionym
budynku. Pomijając kilka obowiązkowych miejsc, można dodatkowo pływać pomiędzy
opcjonalnymi wysepkami, ale perspektywa zgarnięcia znajdziek nie stanowiła dla
mnie zbytniej motywacji, zwłaszcza w obliczu całokształtu wrażeń. Właściwie
największym plusem tych wodnych wojaży zdaje się być fakt, iż zaimplementowano
funkcję szybkiej podróży, a to za sprawą prowizorycznego łóżka na naszej łódce.
Co
się tyczy oprawy wizualnej, ten aspekt także nie pozostawia wątpliwości, iż deweloper
nie dysponował dużymi środkami finansowymi. Słowem, perypetie Juliette Waters
są klasycznym przykładem „indyka” z ubogą grafiką. Ja to rozumiem, lecz nie
mogę zaklinać rzeczywistości, twierdząc, że Sylvio 2 wygląda atrakcyjnie. A już
zupełnie nie potrafię zignorować zalanych krajobrazów, które nazwałam w duchu
„krainą pływających kup”. Nic nie poradzę, że oglądane podczas rejsów wyspy
skojarzyły mi się z odchodami. Honor gry – jako reprezentanta gatunku grozy –
stara się natomiast ratować udźwiękowienie, które dla odmiany wypada bez
zarzutu. Muzyka z powodzeniem przemyca niepokojące nuty, a odgłosy nagranych
duchów brzmią odpowiednio sugestywnie. Tak na marginesie, nie mam też
zastrzeżeń do nastrojowego dubbingu Maii Hansson Bergqvist, wcielającej się w
postać głównej bohaterki.
Ostateczny
kształt, w jakim Sylvio 2 trafiło do sprzedaży, odbiega od pierwotnej wizji
producenta. Wystarczy zerknąć na krążące po sieci filmiki z kickstarterowym
prototypem lub sprawdzić witrynę nieudanej kampanii, by przekonać się, że
Niklas Svanberg miał ambitniejsze plany. Ba, stare demo oferowało ładniejszy
wygląd niż pełna wersja, choć, rzecz jasna, bez wizualnych wodotrysków rodem z
tytułów AAA. Szkoda, że wyszło, jak wyszło, a w konsekwencji otrzymaliśmy
pozycję z przewagą wad nad zaletami.
---------------------------------------------------
Tekst powstał
dzięki współpracy z portalem Save!Project i tam również można go przeczytać,
zaglądając pod ten adres.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.