sobota, 9 grudnia 2017

Sylvio 2 (PC) - recenzja


Kickstarter stał się kolebką niejednego sukcesu, ale też odnotował niemało porażek. Nie brakuje wszak kampanii, które nie zdołały zgromadzić tzw. niezbędnego minimum, gwarantującego zastrzyk gotówki dla danych projektów. Nie oznacza to jednak definitywnej przegranej, bo pechowi twórcy często dalej walczą o realizację swych pomysłów, szukając różnych sposobów na uzyskanie funduszy. Zdarza się więc, że takowe dzieła zostają mimo wszystko wydane. A czy można wtedy powiedzieć, iż wyboistą drogę zwieńczył happy end? Jak pokazuje przypadek Sylvio 2, niekoniecznie…

Ta niezależna produkcja jest kontynuacją pierwszoosobowego horroru przygodowego z 2015 roku, a jej opracowaniem zajął się autor poprzedniej części – Niklas Swanberg ze szwedzkiego studia Stroboskop. Dodam przy okazji, iż Sylvio 2 nie było dla dewelopera pierwszym podejściem do Kickstartera. Pan Swanberg próbował tam bowiem szczęścia z debiutancką odsłoną serii, acz los zdecydowanie bardziej się do niego wówczas uśmiechnął. I choć następczyni „jedynki” kusiła ciekawymi założeniami (m.in. otwartym światem), finalnie poległa na popularnej platformie crowdfundingowej. Niemniej nadmienić trzeba, że tym razem poproszono o dużo wyższą kwotę niż w ramach wcześniejszej akcji.


Sequel pozwala ponownie wskoczyć w buty Juliette Waters, która prowadzi badania nad zjawiskiem EVP (Electronic Voice Phenomena), trudniąc się nagrywaniem głosów duchów przy pomocy stosownego sprzętu. Co prawda kobietą kieruje teraz głównie chęć odnalezienia swojego faceta Johathana, lecz twórca gry nie zapomina o paranormalnej robótce bohaterki. Otóż rozglądając się za ukochanym, Juliette przemierza łodzią zalany wodą region i zalicza postoje na okolicznych wysepkach. Kluczowe dla fabuły przystanki skrywają zaś w sobie różne pogrzebane domostwa, do wnętrza których protagonistka nie omieszka się oczywiście zapuścić. A skoro poszczególne budynki zamieszkują dusze zmarłych, nie obędzie się bez regularnych kontaktów ze zjawami.

Konstrukcja scenariusza ubarwia zatem nadrzędną ścieżkę fabularną pobocznymi historiami o przykrych wydarzeniach, do jakich doszło w odwiedzanych przez pannę Waters lokacjach. I owszem, nie można odmówić takiemu zabiegowi sporego potencjału, ale nie przełożyło się to niestety na angażującą ucztę narracyjną. Pomniejsze wątki rozmaitych duchów, podobnie zresztą jak motyw poszukiwań Jonathana, śledziłam co najwyżej z umiarkowanym zainteresowaniem, przeważnie odczuwając znużenie. Pozytywnie na odbiór całości nie wpływa ponadto finał, który miał być chyba ambitny i zaskakujący. Gwoli ścisłości, faktycznie zawiera pewną niespodziankę, aczkolwiek jednocześnie sprawia, że człowiek prędzej zechce puknąć się w czoło, zamiast docenić tego rodzaju posunięcie.


Owej obojętności, jaka nierzadko towarzyszyła mi w trakcie przechodzenia produkcji, sprzyjała również mechanika. Sylvio 2 to monotonny i banalny pod kątem stopnia skomplikowania tytuł z kategorii symulatorów spacerowicza. Mimo że nie jestem negatywnie nastawiona do takich projektów, tutejszy gameplay nie okazał się satysfakcjonującym doświadczeniem. Ot, biegamy od jednego punktu docelowego do drugiego, czym na badanych obszarach są białe kropki, aktywujące rejestrację swoistych rozmów ze zjawami. Niby „dwójka” dokłada nowy pomysł, bo – w przeciwieństwie do pierwszej odsłony cyklu – gromadzimy jeszcze materiały video, obok przechwytywania samego dźwięku. Jednakże i tak praktycznie wszystko sprowadza się do odtwarzania nagrań w normalnym, zwolnionym czy przyspieszonym tempie, a także do przodu bądź do tyłu. Dzięki temu zdobywamy kawałki wiadomości, wśród których znajdą się też współrzędne dla kolejnych, fabularnie istotnych wysp.

Efekt? Zero jakiegokolwiek wyzwania, a gracz bezrefleksyjnie wykonuje maksymalnie uproszczone i schematyczne czynności. Swoje trzy grosze do generalnego rozczarowania dorzuca quasi-otwarty świat, który nosi wyraźne znamiona ograniczonego budżetu. Po poznaniu potrzebnych koordynatów, ustawiamy przybliżone namiary na pokładowym komputerze, by móc węszyć w innym zatopionym budynku. Pomijając kilka obowiązkowych miejsc, można dodatkowo pływać pomiędzy opcjonalnymi wysepkami, ale perspektywa zgarnięcia znajdziek nie stanowiła dla mnie zbytniej motywacji, zwłaszcza w obliczu całokształtu wrażeń. Właściwie największym plusem tych wodnych wojaży zdaje się być fakt, iż zaimplementowano funkcję szybkiej podróży, a to za sprawą prowizorycznego łóżka na naszej łódce.


Co się tyczy oprawy wizualnej, ten aspekt także nie pozostawia wątpliwości, iż deweloper nie dysponował dużymi środkami finansowymi. Słowem, perypetie Juliette Waters są klasycznym przykładem „indyka” z ubogą grafiką. Ja to rozumiem, lecz nie mogę zaklinać rzeczywistości, twierdząc, że Sylvio 2 wygląda atrakcyjnie. A już zupełnie nie potrafię zignorować zalanych krajobrazów, które nazwałam w duchu „krainą pływających kup”. Nic nie poradzę, że oglądane podczas rejsów wyspy skojarzyły mi się z odchodami. Honor gry – jako reprezentanta gatunku grozy – stara się natomiast ratować udźwiękowienie, które dla odmiany wypada bez zarzutu. Muzyka z powodzeniem przemyca niepokojące nuty, a odgłosy nagranych duchów brzmią odpowiednio sugestywnie. Tak na marginesie, nie mam też zastrzeżeń do nastrojowego dubbingu Maii Hansson Bergqvist, wcielającej się w postać głównej bohaterki.

Ostateczny kształt, w jakim Sylvio 2 trafiło do sprzedaży, odbiega od pierwotnej wizji producenta. Wystarczy zerknąć na krążące po sieci filmiki z kickstarterowym prototypem lub sprawdzić witrynę nieudanej kampanii, by przekonać się, że Niklas Svanberg miał ambitniejsze plany. Ba, stare demo oferowało ładniejszy wygląd niż pełna wersja, choć, rzecz jasna, bez wizualnych wodotrysków rodem z tytułów AAA. Szkoda, że wyszło, jak wyszło, a w konsekwencji otrzymaliśmy pozycję z przewagą wad nad zaletami.




---------------------------------------------------

Tekst powstał dzięki współpracy z portalem Save!Project i tam również można go przeczytać, zaglądając pod ten adres.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.