piątek, 1 grudnia 2017

"Skandal z Modiglianim", Ken Follett - recenzja

Na koncie Kena Folletta figurują popularne powieści historyczne, szpiegowskie oraz thrillery, które zyskały nie tylko sympatię milionów czytelników, lecz również zainteresowanie ze strony X muzy, procentując paroma filmowymi i serialowymi adaptacjami. Tak się natomiast składa, że ostatnio wpadł w moje ręce „Skandal z Modiglianim”, kryminał pochodzący ze wczesnego etapu twórczości tego brytyjskiego pisarza. No i jak było? Ano mamy tutaj do czynienia z takim przykładem literackiego płodu, po którym widać, że narodził się w początkowej fazie kariery autora. Prócz zalet, znajdziemy w nim bowiem wyraźne niedoskonałości.

Podstawowy mankament wynika z tego, co mogło być stuprocentowym plusem. Mianowicie chodzi mi o licznych i różnorodnych bohaterów, a zatem o taki czynnik, jaki błyszczał w średniowiecznych „Filarach ziemi”. „Skandal z Modiglianim” także oferuje całą plejadę postaci. Na kartach powieści spotkamy chociażby Dee Sleign, ambitną panią magister, która otrzymała stypendium na kontynuowanie nauki i planuje doktorat o związkach pomiędzy sztuką a używkami. Mamy też przykładowo Petera Ushera – zdolnego, acz rozczarowanego branżą malarza, Charlesa Lampetha – właściciela dobrze funkcjonującej galerii sztuki, Juliana Blacka – faceta mozolnie rozkręcającego podobny biznes, czy wreszcie Samanthę Winacre – aktorkę kierującą się idealistycznymi pobudkami. O ile jednak w później napisanych „Filarach…” autor perfekcyjnie operuje tego typu korowodem, tak „Skandal...” rozczarowuje na owym polu.

Co dokładnie nie zagrało? Otóż tych wszystkich bohaterów jest tu zwyczajnie za dużo, zwłaszcza że omawiana książka nie zalicza się do opasłych tomiszczy, a wręcz przeciwnie – to stosunkowo skromnych rozmiarów pozycja. Owszem, Follett nie zapomina o zazębianiu fabuły poprzez oplatanie dramatis personae siecią różnorakich zależności. Prym wiedzie oczywiście sztuka, w centrum której znajduje się tytułowa afera. Wieść o zaginionym obrazie słynnego Modiglianiego rozpala wyobraźnię kilku osób do tego stopnia, że podejmowane są aktywne próby na rzecz odszukania owego dzieła. W międzyczasie komuś zaświta myśl o śmiałym oszustwie, a jeszcze ktoś wpadnie na pomysł kradzieży. Niemniej ta mnogość wątków nie zaowocowała odpowiednim rozwinięciem poszczególnych składników, przez co całość nie zdołała mnie zbytnio zaangażować. Jedne kwestie niepotrzebnie przedłużono, inne potraktowano nadto skrótowo, a i brak postaci, jakim chciałoby się kibicować.

By nie było, iż wyłącznie narzekam, pora na przychylniejsze uwagi. Bo przecież już we wstępie przyznałam, że coś dobrego da się o „Skandalu z Modiglianim” powiedzieć. Pomimo letnich emocji, jakie wzbudzają perypetie protagonistów, to jedna z takich książek, które dość szybko się czyta. Poza tym, doceniam ogólny zarys fabularny oraz wizerunek środowiska obcującego ze sztuką. Co więcej, brytyjski literat wykorzystał takie tło do wtrącenia celnych spostrzeżeń pod adresem artystycznego i kolekcjonerskiego światka. Jeden z bohaterów rzuci więc dla przykładu gorzką refleksję o pośmiertnym wielbieniu twórców. Zjawisku, które trąci według niego ironią tudzież lekką hipokryzją. W końcu na co zmarłemu człowiekowi fakt, iż jego dzieła schodzą po wysokich cenach, skoro za życia klepał biedę? Zostanie również wytknięty snobizm bogatych klientów, dla których im drożej, tym lepiej.

Jak jednak sygnalizowałam, powieści daleko do szczytowej formy Folletta. W momencie powstania tytułu, ta była wszak dopiero przed nim. Wiadomo – każdy kiedyś zaczyna, a pierwsze efekty często stanowią swoiste wprawki na drodze ku nabraniu ostatecznego szlifu. Tak właśnie wygląda sytuacja „Skandalu z Modiglianim”, który, choć nie jest debiutancką historią spod pióra autora, swym poziomem zdradza przynależność do wczesnych prac Brytyjczyka. Stąd zainteresowani lekturą powinni w tym wypadku nastawić się na wrażenia ze średniej półki.



-------------------------------------------------------------------
Tytuł polski: Skandal z Modiglianim
Tytuł oryginalny: The Modigliani Scandal
Autor: Ken Follett
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 320

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

System komentarzy, tak jak cały blog, funkcjonuje na platformie Blogger, gdzie stosowane są zasady polityki prywatności Google.